Człowiek robi wszystko, by nie
zajmować się nauką xDD np. pisze, nie do końca wie co, ale coś na pewno. A
gdzie to postanowienie „od tego roku zacznę się hardo uczyć”? Jednak po
zrobieniu zadanka z majcy wszystko odchodzi w cholerę.
Co z tego, że wczoraj został dodany
post. Dzisiaj też macie. Święto! Święto, bo ktoś zjebał rozprawkę, przerabianie
tekstu i opis diagramu na niemieckim. >.<
Kiedy człowiek naczyta "Lalki" czy "Zbrodni i kary" czy też "Dziadów" to niektóre motywy się mogą spodobać, szczególnie, że zawierają się w tych trzech dziełach, ale to w następnym rozdziale ;)
JK
JK
Pierwszy szkolny miesiąc minął jak za
machnięciem różdżki. Zaczęło robić się coraz chłodniej, w nocy zdarzały się już
przymrozki, a silny i zimny wiatr wiał bez ustanku. Akurat w sobotę, miała miejsce straszna burza. Pioruny uderzały w drzewa, jakiś człowiek trafił do
szpitala, który stał zbyt blisko jednego z tych drzew. W starych, opustoszałych
domach okiennice wyleciały z zawiasów i wylądowały kilka metrów dalej, kilka
szyb popękało i szkło zostało porozrzucane na około.
Kiedy uczniowie z liceum wrócili po
krótkim weekendzie do szkoły czekał ich koszmarny widok.
Pogoda narozrabiała również tutaj.
Sama dyrektorka była w szoku, gdyż o żadnym alarmie z budynku nie słyszała,
mimo, że był on monitorowany 24/7. Kobieta biegała wokoło i mówiła uczniom by
nie siali paniki, by byli spokojni. Zabrała małą obstawę w postaci kilku
nauczycieli, w tym Bang Sungmina i kilku uczniów.
W niektórych klasach były powybijane
szyby w oknach i w drzwiach, ławki porozrzucane i porozrywane po salach i
korytarzach. Wszystko wyglądało jednak zbyt podejrzanie, by uznać to za „wybryk”
natury. Dopiero to, co zobaczyli w klasie plastycznej wbiło ich w ziemię.
W środku wiatr urządził swoje studio
tańca.
Na ziemi leżały porozrywane zasłony, potłuczone
szyby oraz porozrywane framugi, do tego liście, woda i nieżywy gołąb. Aby było
ciekawiej, co kilka kroków były niewielkie kałuże czerwonego… Czegoś… Farba?
Krew?
Dyrektorka w końcu odetchnęła głęboko
i spojrzała na v – Ce dyrektorkę.
- Kochana – zaczęła – Odeślij uczniów
do domu. Niech wypoczną jeszcze z tydzień. Dodaj, żeby śledzili stronę szkoły…
Co i jak…
- Sprawdzimy monitoring i wtedy podejmiemy
decyzję. – odrzekła druga kobieta – Zaprowadzę wszystkich na halę i tam się coś
wymyśli.
- Tak, tak. Dobry pomysł. Dziękuję.
Panie Bang?
- Tak, pani dyrektor? – powiedział
blondyn.
- Zadzwoń na policję. Monitring oraz
alarm nie działały jak trzeba. Muszą zbadać wszystko, co tu się wydarzyło i
niech przepytają uczniów. Niemożliwe, by tak wielkie zniszczenia dokonała
burza. A te plamy… Szczerze wątpię by to była farba…
Bang otworzył oczy szeroko. Wiedział,
że ta kobieta jest nie do zdarcia, ale nie wiedział, że jest aż tak twarda.
Żadnych krzyków, pisków, czy płaczu. Stanowcze polecenia, wysoki ton. Twarda
sztuka.
- Tak jest. – Bang odwrócił się na
pięcie, przeszedł kilka kroków i wyjął telefon.
Uczniowie zgromadzili się na hali
sportowej, tuż przy szkole. Tłumy kręciły się po całym wielkim pomieszczeniu
głośno krzycząc i rozmawiając. W jednym z rogów siedzieli członkowie zespołu
Blue Curry, jeden chłopak z drużyny szkolnej i kilka dziewczyn, w tym Hyuna i
SooJi. Nagle przez tłum przedarła się Misoo.
- Sangwoo?! – wykrzyknęła dziewczynka.
Jednak pośród wszystkich siedzących
tam, jego jedynego nie było.
- Oh… Myślałam, że tu jest… -
powiedziała wycierając czerwone oczy.
- Nie. Myśleliśmy, że jest z tobą –
rzuciła Hyuna i wstała by przyglądnąć się młodszej koleżance – Czemu płaczesz?
- Sangwoo – zaczęła szlochać – I Dongwoon…
Nie odbierają telefonów, nie widziałam ich cały weekend. Nawet nie wrócili do
domu w piątek… Rodzice Dongwoona też nic nie wiedzą, a Sangwoo miał wrócić
prosto ze szkoły do domu.
- Siedział z nami do północy chyba –
przerwał jej Gwangsuk – wyszedł ostatni, ale napisał, gdy wychodził ze szkoły.
Mieliśmy próbę, a była jego kolej by ogarnąć klasę, więc zostawiliśmy go.
- Tak. Poza tym woźny cały czas
siedział w swojej ciemni. – zaśmiał się Taejong.
- Chuj ci w dupe, Nam! – wkurzyła się
Shin – To nie jest zabawne.
- Spokojnie Misoo. – teraz wstała
SooJi i pomogła młodszej usiąść. – Nie możesz powiedzieć, że za sobą nie
przepadają. Może po prostu pojechali gdzieś i zapomnieli powiedzieć. Moi bracia
robią tak cały czas, a potem mówią, że zapomnieli mnie poinformować.
- Stop! Stop! – wybuchnął SooYoon –
Sangwoo by nigdy czegoś takiego nie zrobił! Przecież Misoo, to jego oczko w
głowie.
- Prosimy o ciszę. – powiedział jakiś
głos z głośników. – Prosimy o spokój. Ktoś chce wam zadać kilka pytań, więc
usiądźcie i słuchajcie łaskawie.
Kiedy na hali zapanowała grobowa
cisza, na sam środek wkroczyła kobieta ubrana w policyjny mundur. Zaczęła
pytać, czy nikt nie kręcił się przy szkole przez ostatnie dwa dni, czy nie zauważyli czegoś podejrzanego w zachowaniu
kolegów lub koleżanek z klasy.
Dziwnym trafem żaden z uczniów nie
przejeżdżał, ani nie przechodził obok szkoły w sobotę, czy w niedzielę.
Ollie się zgłosił i kobieta podeszła
do niego.
- Byliśmy z kolegami w szkole, w
piątek do północy – zaczął – Wróciliśmy do domów i zostawiliśmy jednego tam.
- Ollie, co ty robisz? Cicho siedź –
wyszeptał do niego Kim.
- My wróciliśmy, ale on nie i nie
mamy z nim żadnego kontaktu... i z jeszcze jednym. Tyle, że on nie był z nami.
- Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś.
Musicie pójść ze mną na razie.
Czwórka chłopaków oraz Misoo poszli
za kobietą w stronę gabinetu dyrektorki.
- Wiem, gdzie może być Sangwoo. – zaczął
szeptem, Sooyoon do Shin. – Tylko nie krzycz, to zbyt drażliwy temat. Muszę teraz zwiać
jakoś, udaj, że mdlejesz. Musisz to zrobić, a możliwe, że twój brat wróci do
domu w jednym kawałku.
- Do domu… - powtórzyła szatynka – …w
jednym kawałku?
Dziewczynka zemdlała naprawdę. Padła
na ziemię z hukiem, odwracając uwagę wszystkich do siebie.
Kim odsunął się na
bezpieczną odległość, wyszedł ze szkoły po czym wybiegł poza teren placówki.
Wyciągnął telefon, wybrał numer do Sangwoo.
Ktoś odebrał.
Blondyn słyszał
czyjeś łkanie i dyszenie.
- Czekałem na twój
telefon – zaczął wkońcu jakiś męski głos. – Poczekaj na moich ludzi w parku,
tam gdzie zawsze chodzisz ze swoim chłopakiem. Nie próbuj uciekać. Po prostu pójdź
z nimi jak z dobrymi znajomymi. Shin? Chciałbyś coś dodać?
- Sooyoon – usłyszenie głosu przyjaciela było dla Kima błogosławieństwem – Chyba zabili Dongwoona. Chyba nie żyje… Nie oddycha… Nie żyje… Mnie też zabiją i tak… Nie przychodź tutaj…
- Sooyoon – usłyszenie głosu przyjaciela było dla Kima błogosławieństwem – Chyba zabili Dongwoona. Chyba nie żyje… Nie oddycha… Nie żyje… Mnie też zabiją i tak… Nie przychodź tutaj…
- Spokojnie Sangwoo.
Wszystko będzie dobrze.
Piętnaście minut
później perkusista siedział w czarnym mini vanie z całkowicie zaciemninymi szybami.
- Skąd wiedziałeś, że
ktoś odbierze telefon? – spytał mężczyzna siedzący obok.
- Nie wiedziałem. –
westchnął – Podejrzewałem, że jeśli wy go widzieliście, jeżeli wiecie, że on
coś wie, nie dacie mu spokoju.
- To ciota! – zaśmiał
się ten sam – Nawet ten młodszy się stawiał próbować walczyć.
- Więc go
zabiliście?!
- Wolałbym
określenie, pozbyliśmy się niepotrzebnego. Widziałem jak uciekał tylnymi
drzwiami, patrzył na nas i słuchał. Był wtedy przestraszony, ale dzisiaj!
Walczył jak lew!
- Zamierzacie zabijać
dalej? – ciągnął Sooyoon.
- Nie, mamy
wszystkich kogo nam potrzeba.
- Skoro mieliście zabić,
zabilibyście tych dwóch. Po co wam ja?
- Mamy robotę dla
ciebie nie do odrzucenia.
- Ja się na nic nie
piszę.
- Ty już o tym nie
decydujesz. – warknął mężczyzna – Zapewne wiesz, że mamy kilka klientów takich
jak ty. Straszne z nich Szkoty, więc do towaru dorzucimy im gratisy.
- Jakie?
- Ciebie. Chyba
lubisz jak ktoś cię bierze od tyłu, co?
Kim rzucił się na niego i zaczął walić pięściami na oślep, nie wiedząc kiedy stracił przytomność. Ocknął się dopiero pod wpływem promieni słonecznych ogrzewających jego twarz.
Kim rzucił się na niego i zaczął walić pięściami na oślep, nie wiedząc kiedy stracił przytomność. Ocknął się dopiero pod wpływem promieni słonecznych ogrzewających jego twarz.
- Witamy z powrotem,
panie Kim. – usłyszał jakiś głos – Mamy nadzieje, że miał pan przyjemną jazdę.
Sooyoon zaczął się
szarpać, jednak jego próby poszły na marne. Siedział przywiązany do jakiegoś
taniego krzesła z IKEI. Rozejrzał się. Obok siedziała postać z workiem na
głowie, także związana. Nie mógł stwierdzić kto to. W jego głowie wiało pustką
i otępieniem. Wszystko mu zdrętwiało, liny były mocno ściśnięte i wrzynały się
w jego skórę pod ubraniem.
- Zna pan tego
osobnika?
Odsłonili twarz osoby
obok. Był to Sangwoo.
-A może chociaż tego?
Pod nogi rzucili mu
nieruchome ciało gimnazjalisty.
- Nie? To szkoda.
Musimy…
- Nie, nie! Znam ich!
– Kim zaczął krzyczeć – Sangwoo! Shin Sangwoo! Ocknij się.
- Nie śpię cioto… -
odezwał się szatyn.
Przyjaciele spojrzeli
po sobie. Shin się uśmiechnął się lekko, mogąc znowu patrzeć na blondyna.
Chłopak po twarzy wyglądał jakby miał zaraz umrzeć. Pozbawiona blasku, oczy
zamglone i zakrwawione od ciągłych uderzeń policzki.
- Wszystko będzie
dobrze… - powtarzał ciągle Sooyoon.
Wtedy ten sam
mężczyzna, co siedział w samochodzie podszedł do szatyna i wyciągnął do przodu
jego rękę. Odsunął rękaw, nad łokciem obwiązał mocno jakąś szmatę.
- Nie, nie, nie rób
mu tego. – protestował Kim – I kto wam za to zapłaci, co? On? Przecież będzie
już martwy!
Igła znalazła się w
ciele Shina, strzykawka opróżniała się powoli pod naciskiem palca gangstera.
- To prezent. –
zaśmiał się mężczyzna.
- Kim? – wtrącił Sangwoo
– Coś ty znowu narozrabiał?
- Nic… Naprawdę.
- Mam nadzieję, że to
głupi sen. Że w nocy dałeś mi coś do piwa i głowie mi się posrało. – śmiał się
szatyn. – Pewnie mnie teraz dotykasz po całym ciele. Jesteś zadowolony z
siebie, że masz mnie całego. Uległego. A ja, jak szczeniaczek zwijam się i
jęczę, bo pieszczot mi ciągle mało. I wyczekujesz odpowiedniego momentu, aż
wszyscy sobie pójdą, aż Misoo zaśnie głęboko i tak czekasz i czekasz. Wkońcu
zaczynasz mnie rżnąć jak kat świnie, a ja tylko jęczę pod tobą jak tania
dziwka. Rano budzę się w twoich ramionach i wywalam cię kopniakiem z łóżka.
Sooyoon nie mógł
powiedzieć, że taki scenariusz by mu się nie podobał, ale też mieszało mu się w
głowie słysząc takie słowa od kogoś, kto ciągle na niego krzyczy za to, że
przez przypadek się go dotknie.
- Sangwoo opanuj się!
– krzyknął, ale ten już siedział nieprzytomny z odchyloną głową.
Odwiązali Kim’a i
oprowadzili po okolicy. Znajdowali się na jakimś starym, zarośniętym i
zapomnianym lotnisku. Na pasie startowym stały różnego rodzaju ciężarówki, auta
osobowe i wózki widłowe. W magazynach działy się różne rzeczy, ale chłopak
tylko usłyszał o tym, nic nie widział, gdyż dodali, że by musieli go zabić od
razu.
- Wracając do tematu.
– powiedział mężczyzna – Klienci nie będą cię wykorzystywać po kolei jednego
dnia. Będziesz mieć dzień przerwy i dzień roboty. Oczywiście po szkole, bo nie
chcemy mieć palantów w oddziałach.
- Nie podoba mi się
ten plan – rzucił Sooyoon.
- A spróbuj tak
powiedzieć przy jakimś kliencie.
Nagle zadzwonił
telefon. Gangster go odebrał i przełączył na głośnik.
- Co zrobić z tym
gówniarzem? – spytał ktoś po drugiej stronie.
- Na razie lata we
własnej przestrzeni, więc na razie nic.
- Już nie lata.
Wyrwał się i szaleje. Więc co zrobić?
- Zabij… Pozbądź się
niepotrzebnego!
Blondyn stał chwilę
jak wryty. Chwilę później już biegł do hangaru, gdzie trzymali go wcześniej.
Kiedy dotarł na miejsce nikogo tam nie było.
Wybiegł przed budynek
oddychając głęboko.
- Sangwoo!! –
krzyczał ciągle.
Usłyszał za sobą
kroki. Odwrócił się i ujrzał przyjaciela. Miał na sobie piżamę, taką jaką dają
w szpitalach. Blondyn podszedł do niego i pogłaskał go po policzku.
- Już wszystko będzie
dobrze. – mówił Kim próbując powstrzymać łzy.
- Nie… - uśmiechnął
się szczerze Shin – This is it. It’s
over, my dear.
Szatyn przeszedł
kilka kroków. Wyszedł z hangaru i stanął w słońcu, po czym podniósł głowę i
czekał.
Sooyoon poczuł tępy
ból i zatoczył się na podłogę. Jakaś postać podeszła do Sangwoo. Ten się
odwrócił i spojrzał na przyjaciela. Pomachał mu, gdy ktoś wycelował w jego
głowę.
Padł głośny strzał.
Chłopak siłą odrzutu
poleciał do tyłu.
Jednak wszystko działo się tak wolno. Szatyn opadał
całą wieczność, a z czoła pryskała mu krew. Kiedy jego ciało osiągnęło ziemię,
zamglone i puste spojrzenie spoczęło na pół przytomnym blondynie.Nagle z jego ciała wyrwały się dwa ogromne skrzydła. Białe, jak u anioła. Szamotały się przez chwilę, jak gdyby chciały ulecieć. Nie widząc żadnej ucieczki, żadnego światełka w tunelu stanęły w płomieniach i spłonęły w jednej sekundzie wraz z ciałem, pozostawiając po sobie jedynie dym i złoty popiół.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz