Choroba zawsze spoko, gdy nie ma babki z majcy i tyle przegrać, bo
wypracowanie na niemca, na dzisiaj, przeniesione na jutro, a akurat udało mi
się wybłagać umme, by na tego niemca nie iść. Przegryw życia T-T xDD
PS: Ten gif to stan mojego umysłu na chwilę obecną xD Jest taki prawdziwy xDDD
JK
#35 Dzień
Wiesz, że to
koniec. Zrobiłeś wszystko co mogłeś, by chronić to co kochasz. Ale teraz
cierpisz, że tak to pokochałeś, że coś co stanowiło wszystko, czego nigdy byś
nie poświęcił zniknęło, jak sen, jak chmury rozwiane przez ciepły letni wiatr.
Gonione podmuchem, rozpływające się jak bita śmietana na ciepłej szarlotce.
Cierpienie jest za silne, byś mógł coś ukazać. Wszystko dzieje się w środku, na
zewnątrz możesz tylko zaciskać pięści, nie zmieniając wyrazu twarzy. Możesz się
uśmiechać, ale na nic to będzie, gdy jedyną drogą ucieczki są zamknięte na
klucz drzwi, kiedy klucz jest od zewnątrz, a okna są za wysoko by bezpiecznie
wyskoczyć.
Nagle do
pokoju weszła Misoo. Wystraszona ciemnością oraz nieprzyjemną pustką, ostrożnie
wchodziła głębiej. Miała bose stopy, powoli kładąc jedynie ich czubki, razem z
palcami na ziemi przybliżała się do okna, odsunęła zasłony i pokój zalał się
białym światłem księżyca. Usłyszała jakieś mruczenie przy łóżku. Odwróciła się
i spojrzała na podłogę. Oparty o szafkę nocną, skulony siedział jej brat. Nie
miał koszulki, ani spodni. Jedynie jakieś szorty od piżamy.
- Oppa? -
spytała nieśmiale. - Wszystko w porządku?
- Tak, tak.
- odpowiedział jej brat zaspanym głosem.
- Czemu nie
śpisz jeszcze? – dopytała i przykucnęła obok.
- Czemu nie
śpisz jeszcze? – powtórzył Sangwoo.
- Martwiłam
się, nie mogłam zasnąć… Nie przyszedłeś zjeść, od południa cię nie widziałam.
- Uczyłem
się i musiałem zasnąć… - wstał upuszczając na ziemię książkę – Żarówka musiała
się przepalić – wyszeptał do siebie po czym poszedł do łazienki.
- Jak jesteś
głodny w lodówce jest sałatka – powiedziała głośniej szatynka.
- Nie
dzięki… Idź już spać.
- Dobrze…
Dobranoc… - powiedziała ciszej i wyszła.
Chłopak
wrócił od razu do pokoju. Po przebadaniu stanu w jakim jest jego twarz podszedł
do szczątków instrumentu. Wątpił by dało się to jakoś naprawić, lepiej byłoby
kupić nową. Złapał swój plecak i zaczął przeszukiwać zawartość. Wyciągnął
portfel, otworzył go powoli, po czym cisnął nim ze złości o podłogę. Był
całkowicie pusty. Pieniądze, kluczyk od motoru, od domu i kostki zniknęły.
Ruszył w
stronę drzwi, złapał za klamkę i nacisnął. Drzwi jedynie zatrzęsły się. Z
zewnątrz usłyszał śmiech swojego ojca i kilka obelg, pod swoim adresem.
Zdenerwowany jeszcze bardziej nie chciał dać za wygraną, zaczął szarpać klamkę,
próbował wywarzyć drzwi, ale te ani drgnęły.
Zdesperowany
rozpłakał się i osunął na podłogę.
- Po prostu
wypuść mnie… Daj mi odejść – powtarzał do siebie.
Tak minęła noc,
piękna i spokojna z zewnątrz.
W szkole
pierwszą osobą, która go złapała był AhIn. Chciał mu coś pokazać, ale Shin się
wyplątał i ruszył w stronę swojej klasy. Kolegów z zespołu wyminął bez słowa,
nawet ich nie zauważył stojących po drugiej stronie korytarza. Rozpromienioną
Hyune odepchnął od siebie.
Kilka lekcji
minęło, a nastolatek siedział cicho. Po raz pierwszy od nowego roku skupiał się
na lekcji, dopiero jak przyszedł WF włączyła się chęć do życia w nim.
Zajęcia
mieli łączone z równoległą klasą sportową.
Mieli krótką
rozgrzewkę, po czym zaczęli grać w koszykówkę. Szatynowi dodawały sił głupie
uśmieszki Bang Myungsoo, który był pewny siebie i nie martwił się o przegraną.
W klasie
artystycznej nie było raczej żadnych wspaniałych zawodników, ale grając z klasą
sportową nie dawali za wygraną tak łatwo.
Rozpoczęcie,
piłka rzucona przez Bang Sungmina poszła w górę, tak samo jak Taejong i
Daesung. Jednak Kang mając większe doświadczenie dotknął piłki jako pierwszy i
przepchnął ją do swoich. Piłka odbiła się od ziemi i wpadła w ręce Myungsoo,
który od razu rzucił się do ataku, dla zmylenia zrobił obrót wokół własnej osi
kozłując, po czym podał do YeJuna stojącego po drugiej stronie boiska. Ten
złapał, odbił kilka razy, naskoczył i z połowy boiska rzucił do kosza. Piłka
zatańczyła na obręczy i spadła prosto w ręce AhIn’a, który tak szybko jak ją
złapał, wsadził do kosza zdobywając dwa punkty.
- Ładnie –
cieszył się nauczyciel – Pięknie! Czemu na międzyszkolnych tak nie gracie?
Myungsoo
wzruszył ramionami i puścił oczko do brata.
- Dajmy fory
naszym kolegom – zaproponował Yoo.
- Sangwoo
zrób coś z tą grzywką! – krzyknął Sungmin – Jak chcesz tak grać? Junnie podziel
się gumką z kolegą.
Shim
podszedł do „kolegi” i zrobił mu „palemkę” z grzywki na środku głowy.
-
Faszionista – zaśmiał się i poklepał szatyna po policzku.
- Gramy
dalej! – wykrzyknął któryś z zawodników.
Piłka
została rzucona spod kosza. Feeldog wyskoczył, by ją złapać, ale odbił się od
Key’a, który także chciał zdobyć piłkę. Oh zaklął pod nosem, rozmasowując sobie
bok. Shin śmiejąc się poklepał przyjaciela po ramieniu i pobiegł za Kim’em.
Sangwoo nie spodziewał się, że uda mu się odzyskać piłkę, ale mając ją już w
rękach zastanawiał się, co się właściwie wydarzyło kilka sekund wcześniej.
- Sangwoo
podaj! – krzyknął Nam.
Szatyn
zrobił co mu kazano. Przebiegli całe boisko podając raz do jednego, raz do
drugiego. Kilka kroków przed koszem złapał piłkę Gwangsuk, odbił raz i robiąc
dwu-takt, skończył pięknym wsadem prosto do kosza.
- Macie
szmaty! – wymsknęło mu się. – Ups…
Po piętnastu
minutach zeszli z boiska wykończeni, dając pograć reszcie. Klasa sportowa
wygrała, ale jedynie dwu punktową przewagą.
Sangwoo
rozpuścił grzywkę i zaraz obok niego usiedli Taejong z Gwangsukiem.
- Wszystko w
porządku u ciebie? – spytał Oh – Ta rana na brwi nie wygląda zbyt dobrze.
- To tylko
małe zadrapanie – zaśmiał się Shin – Nie umrę przez to.
- Nie
przyszedłeś wczoraj. Można wiedzieć dlaczego? – spytał poważnie Nam.
- Wszystko
tylko nie to, proszę dajcie mi spokój. – Sanwgoo wstał.
- AhInn
wyszedł z nami jako wokalista. – powiedział szybko Gwangsuk.
- Więc
bądźcie mu wdzięczni.
-
Wolelibyśmy ciebie… Mimo to, wszystko się udało. Mamy załatwiony kontrakt z
wytwórnią.
Shin
przygryzł usta, miał ochotę krzyknąć albo rozwalić coś. Odetchnął głęboko.
- Gratuluję.
Cieszę się waszym szczęściem. – powiedział spokojnie.
- Sangwoo,
naszym. Naszym! – wykrzyknął Taejong i złapał przyjaciela za koszulkę.
- Mnie tam
nie było. Więc jak może być nasze? Powiedz mi jak?!
- Sangwoo co
się dzieje?
- Muszę
znaleźć Sooyoona. – zmienił temat szatyn. – Pogadamy później.
Shin
wyplątał się z uścisku po czym wymknął się z hali.
- Gdzie ty
się wybierasz? Wracaj na salę! – krzyknął za nim Myungsoo.
- Nie twój
zasrany interes! – odpowiedział mu szatyn.
- Posłuchaj.
Nam też się nie podoba, to co się dzieje między naszymi starymi, ale musimy to
jakoś przetrwać. Nie możesz robić z siebie wielkiej ofiary, bo nie tylko ty
jesteś pokrzywdzony przez to. – mówił spokojnie – Musimy to przetrwać.
- Wy
przetrwacie! – powiedział wycierając policzek, który rano zapudrował, by ukryć
siniaka oraz odsunął grzywkę z czoła pokazując ranę na brwi. – Po prostu zajmij
się sobą, jeżeli nie chcesz skończyć jak ja.
Myungsoo
odpuścił przez co Shin mógł pójść dalej. Wszedł do szatni, przebrał się, zabrał
swoje rzeczy i wrócił do szkoły.
Nie mając
telefonu musiał czekać pod klasą, gdzie Sooyoon miał lekcję, aż zadzwoni
dzwonek.
- A co ty tu
robisz? – spytała nagle dyrektorka, która przechadzała się po korytarzu.
- Siedzę –
odpowiedział jej bezbarwnie chłopak.
- Biłeś się
z kimś? – dopytała.
- Odbyłem
walkę, której i tak nie mogłem wygrać – westchnął. – Wygraną mogłoby być
jedynie coś strasznego, na co jednak odwagi nie mam, a myśli gdy zahaczają o te
tematy paraliżują moje ciało. Jednak strach, wypełniający nawet czubki moich
palców coraz silniej pcha mnie by to zrobić – nagle wstał i spojrzał kobiecie w
oczy – Jestem już przy krawędzi, ale wtedy przytomnieje, myślę sobie, że jeden
krok i byłoby już po mnie. Nikt by nie płakał, nikt by nie żałował. Czując
podmuchy na twarzy chcę to zrobić, ale wiem, że nie mogę… Że muszę pokazać, że
jestem silny… - wtedy zasłonił dłonią usta.
- Artyści –
kobieta przewróciła oczami, po czym zaprowadziła chłopaka do swojego gabinetu.
Zrobiła mu
herbaty, mocnej czarnej, by postawić go na nogi. Nie pytała już o nic więcej,
jedynie przyglądała mu się z zaciekawieniem. Kogoś jej przypominał, ale nie
mogła sobie przypomnieć kogo, jakby wspomnienia sprzed kilkunastu lat
wypłowiały i uleciały.
- Zadzwonię
do twoich rodziców. – zaproponowała nagle – Muszą wiedzieć o czym ich syn
myśli.
- Nie mam
rodziców. – powiedział cicho – Tylko ojciec, ale jak pani zadzwoni wątpię, że
przyjdzie. Wątpię, że ja jutro przyjdę.
- Spróbujmy.
Kobieta
znalazła numer telefonu w informacjach o uczniach, po czym zadzwoniła. Po
drugiej stronie odezwał się znajomy dla niej głos. Nie myślała długo, czyj,
musiała ochronić ucznia przed samym sobą. To był dla niej priorytet.
- Może pan
przyjechać? – ucieszyła się - Jak miło. Tak, tak, jestem cały dzień.
- No to po
mnie. – uśmiechnął się Shin.
Niecałe pół
godziny później do gabinetu wkroczył dumnym krokiem Shin Jinhyuk. Pierwsze
spojrzenie, pogardliwe i pełne odrazy padło na syna.
- Oh! –
zdziwiła się kobieta jego widokiem – Jinhyuk! Jaki zaszczyt! Co cię tu
sprowadza?
- Twój syn –
uśmiechnął się wskazując na Sangwoo.
- Co?!
Chłopak
spojrzał na ojca, potem na dyrektorkę.
- O kurwa… -
powiedział na głos. – To ja poczekam na zewnątrz.
Mężczyzna
złapał go za przedramię, gdy szatyn już sięgał dłonią po klamkę.
- Niestety
przy tej rozmowie musisz być – Jinhyuk szarpnął syna i posadził na miejscu, na
którym przed chwilą siedział.
- Więc co
zmalował? – spytał w końcu mężczyzna.
- Sangwoo? –
zaczęła kobieta – To na pewno twój ojciec?
- Co? –
zaśmiał się spanikowany chłopak – Już nie wiem… Możecie przestać niszczyć mi
życie? Skończyliście ze sobą! Stop! Koniec tematu! – wykrzyknął po czym
wyszedł.
- Nie
wiedziałam, że mój syn chodzi do tej szkoły.
- Nie
wiedziałaś, że oboje chodzą do tej szkoły. – poprawił ją Shin. – Najgorsze, że
moja córka chodzi właśnie z tym drugim. Jest nierozłączna z jednym i drugim.
- I jak on
się trzyma? – spytała patrząc ciągle w stronę drzwi.
- Sangwoo?
Żyje. Radzi sobie. Dobrze, że do mnie zadzwoniłaś. Muszę się przekonać, czy on
na pewno jest moim synem. Do tego potrzebuje na przykład kilku włosów twojego
obecnego męża.
-
Oszalałeś?! – wykrzyknęła.
- Chcę się
upewnić. – powiedział głośno.
Sangwoo
szedł korytarzem próbując poukładać wszystko w głowie. Nagle zadzwonił dzwonek,
z klas powybiegali wszyscy uczniowie. Głośna hołota próbująca dotrzeć na czas
do innych klas.
Niespodziewanie
przed nim stanął Sooyoon.
- Zobaczyłeś
ducha? – spytał.
- Jesteś mi
potrzebny.
Odczekali na
dzwonek na lekcję. Siedzieli w łazience i czekali, aż wszystkie dzieciaki
powychodzą, by zostali sami. Sangwoo wskoczył na parapet i oparł o okno
zamykając oczy.
- Wszystko w
porządku? – spytał Kim biorąc twarz kolegi w dłonie.
Szatyn
spojrzał na niego i oparł czoło o czoło blondyna.
- Boli
strasznie…
- Co?
Shin wziął
dłoń kolegi i położył w miejscu gdzie ma serce.
- Boli…
Jakoś trudno mi oddychać…
- Sangwoo
jesteś za blisko… - powiedział Kim i próbował się odsunąć.
Szatyn zeskoczył
z parapetu i docisnął blondyna do ściany.
- Będziesz
płakać? – zaśmiał się Shin.
- Co ty
robisz?
Sangwoo
pocałował delikatnie Sooyoona w usta, jednak po chwili jego pocałunki stały się
coraz głębsze. Kim nie mógł narzekać, odwzajemniał pieszczoty kolegi,
szczególnie, że zawsze o tym marzył by mieć go tak blisko, a teraz sam do niego
przyszedł.
Niestety
Sangwoo odsunął się. Pokręcił nosem i zaczął wycierać usta.
- Ohyda! –
wykrzyknął.
Kim oddychał
głęboko.
- C… Co to
było - spytał.
- Nic.
Chciałem zobaczyć jak to jest, ale nie podobało mi się. Jesteś beznadziejny.
- Wybacz mi,
że wolisz dziewczyny… - powiedział zirytowany Kim.
- Ale
przechodząc do konkretów… Chciałbym coś… Mocnego.
- Mam, z
wielką przyjemnością ci dam. – rzucił Sooyoon
Był mocno wkurzony
na przyjaciel, najpierw go odtrąca, potem bawi się nim i znowu odtrąca. Nie
chciał mu zrobić krzywdy, ale uczucia wzięły kontrolę nad rozsądkiem. Wyciągnął
małą buteleczkę oraz opakowaną strzykawkę. Zrobił co powinien i po chwili miał
przed sobą wyprostowaną rękę Sangwoo. Wyczuł odpowiednie miejsce i wbił w ciało
igłę po czym opróżnił strzykawkę i usłyszał ciche syknięcie.
- Masz
szmato – wyszeptał, tak by Shin nie słyszał.
- Kochany
jesteś – powiedział szatyn, po czym wziął plecak i wyszedł.
Kim rzucił
wszystko z powrotem do plecaka. Wtedy sobie uświadomił, że organizm Sangwoo nie
jest przystosowany do takich rzeczy i powinien mu dać coś słabszego. Westchnął
głośno i opuścił łazienkę. Sprawdził na szkolnym planie lekcji wiszącym przy
schodach, gdzie Shin ma teraz lekcje i spodziewając się, że jakoś w połowie
wyjdzie, poszedł na miejsce.
Sangwoo
akurat miał teraz chemię i pisał sprawdzian. Ku swojemu zdziwieniu świetnie mu
szło. Spoglądał od czasu do czasu na Gwangsuka siedzącego obok. Kręcił długopisem
i przerażony patrzył na kartkę. Kiedy szatyn miał szansę pomagał coś koledze,
jednak w jednym momencie wszystko zaczęło go boleć, a przed oczami miał białe
plamy. Uniósł się na krześle i próbował zapanować nad sobą. Wyjął chusteczki z
kieszeni, wziął jedną i wytarł nos. Na białym materiale zobaczył krew. Od razu
wstał, podszedł do nauczyciela i powiedział, że źle się czuje i pójdzie do
pielęgniarki. Ten jednak nie chciał go puścić, dopiero, gdy Shin powiedział, że
zrobił już to co umiał został puszczony.
Prawie
wybiegł z klasy. Nogi zaczęły mu odmawiać posłuszeństwa.
- Sangwoo! –
usłyszał za sobą Sooyoona.
Blondyn stał
i obserwował go z rękami w kieszeni. Włosy miał zaczesane do tyłu i patrzył
zaciekawiony.
- Nie wiem
co się dzieje – powiedział Shin.
- Wszystko w
porządku, to normalne – mówił Kim powoli idąc w stronę kolegi.
Sangwoo
cofał się przestraszony, jednak stracił szybko siły i upadł na ziemię. Leżąc na
plecach zwijał się z bólu, a wizje mazały mu się coraz bardziej. Pustka i
pulsowanie w głowie uniemożliwiały mu jaką kol wiek komunikacje ze światem.
Światła i cień zobaczył jako ostatnie.
Kim stał i
patrzył.
„Zostawić
go? Żeby wszyscy się dowiedzieli? Żeby tatuś był dumny z synka? Żeby jego życie
się skończyło?”
Blondyn
zaśmiał się i zaczął iść dalej zostawiając kolegę ogarniętego szałem i
zwijającego się na ziemi.
Wszystko
pokrzyżował Gwangsuk, który wyszedł z klasy, by sprawdzić co się dzieje z
Shinem. Jednak zamurowało go, gdy zobaczył Sangwoo nieprzytomnego na ziemi oraz
Sooyoona na końcu korytarza.
- Coś ty mu
zrobił? – spytał Oh podbiegając do leżącego.
- Nie
dotykaj go. Sam chciał. – odpowiedział Kim podchodząc na kilka kroków.
- Tak samo
jak ty chcesz w mordę – krzyknął Gwangsuk, podchodząc pewnym krokiem do
blondyna. – Coś ty mu dał?
- Nie wiem.
– wzruszył ramionami Kim.
Wtedy
Sooyoon dostał pięścią w twarz.
- A teraz
pomyśl, gdzie możemy go zabrać.
- Tam, gdzie
robiliśmy próby. Tam nikt nie chodzi, wkońcu sami posprzątaliśmy ten syf, co
tam był. – powiedział Kim.
- Napisz do
chłopaków, by na przerwie tam podeszli.
- Oszalałeś?
- Należy ci się porządny wpierdol. Wiemy, że ty lubisz coś wciągnąć, czy dać sobie w żyłę, ale innych w to nie mieszaj – mówił Feeldog biorąc Sangwoo na plecy – Odczekamy aż mu przejdzie.
- Należy ci się porządny wpierdol. Wiemy, że ty lubisz coś wciągnąć, czy dać sobie w żyłę, ale innych w to nie mieszaj – mówił Feeldog biorąc Sangwoo na plecy – Odczekamy aż mu przejdzie.
- To tak nie
działa.
Kilka chwil
później Shin leżał na stolikach w samej bieliźnie i oddychał spokojnie. Nadal
był nieprzytomny, jednak już nie cierpiał.
- Wiesz, że
mieliśmy sprawdzian z chemii i ta ciota napisała prawie wszystko? – zaczął
Feeldog, by przerwać ciszę – Co się stało, że się nauczył?
- Wszystko
dzieje się za szybko – powiedział Kim – Nie nadąża, pozostaje mu jedynie nauka.
Pomyśl, jego gitara leży rozwalona przed domem, to samo wszystkie instrumenty.
Natomiast jego ojciec chce się hajtnąć z matką SooJi i zamieszkać razem. Czyli
do tego dojdzie jeszcze Myungsoo.
- Co ty
gadasz?! Serio? I teraz to mówisz?
- Nie musimy
sobie wszystkiego mówić, daj spokój.
- Tak, tak…
Przepraszam, z resztą Sangwoo chyba już stracił swój zapał do czegokolwiek. Nie
wiem jak to możliwe, ale cieszył się, że się nam udało, nie wliczył w tego
siebie. – westchnął Gwangsuk. – Napisałeś do chłopaków?
- Jeszcze
nie.
- Nie rób
już tego. Wracajmy na lekcje. Sam sobie też da radę. – powiedział Oh i wyszedł
z pomieszczenia ciągnąc za sobą Sooyoona.
#42 Dzień
Chłopaki z
Blue Curry coraz bardziej czuli, że ich wokalista oddala się od nich, ignoruje
i nie interesuje się postępami w początku prawdziwej karierze. Co z Hyuną i
Sangwoo nikt nie wiedział, oprócz tego, że oboje siedzieli cicho. Każda próba
nawiązania z nimi kontaktu kończyła się porażką.
Sooyoon nie
czuł się winny za wydarzenia sprzed tygodnia, jednak było mu przykro, że
przyjaciel już nie spędza z nimi czasu. Dziwiło go, że na każde pytanie
odpowiadał „Muszę się pouczyć” lub „Nie mam na ciebie/was czasu”.
Tego dnia w
szkolnej gazetce pojawiła się jakaś sesja zdjęciowa z Sangwoo. Chłopak leżał na
łóżku, a zdjęcia były robione z góry. Jak zwykle wyszedł świetnie. Do tego był
krotki wywiad, w którym opowiedział, że Blue Curry nie ma przyszłości i że to
koniec, to był tylko krótki projekt. Nie nastawiał się na żadną karierę, to
było tylko dla zabawy. Dodawał, że teraz chciałby się skupić bardziej na nauce
i potem zająć się czymś poważnym.
- A co z
nami?! – wykrzyknął Gwangsuk po przeczytaniu artykułu.
-
Straciliśmy go – westchnął Kim – Musimy znaleźć kogoś innego, albo Feeldog
przejmiesz wszystkie wokale.
- Ciota… -
powiedział Ollie – Mógł nam chociaż powiedzieć, a nie dowiadujemy się z tego
gówna…
- Chłopaki –
przerwał im Sangwoo wchodząc do pomieszczenia, gdzie siedzieli – Możemy
pogadać?
- Nie, nie
możemy! – wykrzyknął znowu Oh.
- Wiem, że
możecie być zdenerwowani, ale dla mnie to już koniec, chcecie działać dalej,
proszę bardzo, piosenki też weźcie, nie będę się o nic kłócić. Dziękuję i… -
westchnął powstrzymując łzy – Przepraszam…
- To
wszystko?! – oburzył się Sooyoon.
- Tak, to
cześć. – uniósł lekko dłoń i wyszedł po czym się wrócił – Nie. Nie… Nie chcę
byście to odbierali jako… - szukał odpowiedniego słowa przez chwilę – Nieważne.
Tak stchórzyłem, jestem pieprzonym tchórzem nie radzącym sobie z niczym, a
żebym mógł sobie z czymś poradzić, muszę najpierw zrezygnować z czegoś…
- Ale
byliśmy wszystkim, co miałeś. – przerwał mu Kim – Czymś, co trzymało cię przy
życiu. Muzyka, zespół, koncerty. Tylko tego chciałeś.
- Wydaje mi
się, że już z tego wyrosłem.
- Stary
zrobił ci prane mózgu?
- Nazywaj,
to jak chcesz, ale ja już nie wrócę – Shin znowu chciał wyjść, ale się odwrócił
– Ah, okazało się, że dyrektorka jest moją matką, więc jakby co, wiecie do kogo
się udać.
- A
Dongwoon? – zdziwił się Gwangsuk. – Przecież on jest chłopakiem twojej siostry,
czyli twój brat jest chłopakiem twojej siostry.
- Ona nie
jest moją siostrą! Nie jestem synem kogoś, kogo miałem za ojca, który ciągle
się wyżywał na mnie, a Misoo… Nie jest moją siostrą! – wykrzyknął zdenerwowany
Sangwoo, a łza poleciała mu po policzku. – Jest obca… – trzaskając drzwiami
wyszedł z pomieszczenia.
Szatyn
pozostawił wszystkich milczących. Nie wiedzieli, co powiedzieć. Myśleli, że
jego decyzje wyniknęły z powietrza, ale ta wiadomość zmieniła wszystko.
- Stracił
wszystko – podsumował Sooyoon.
- Ale dostał
rolę w szkolnym przedstawieniu – dodał Taejong.
- Zawsze to
jakiś plus. – westchnął Ollie – Wracajmy do domu. Straciłem ochotę na granie.
#45 Dzień
Rozpoczęły
się pierwsze próby do szkolnego przedstawienia. Klasyka. „Romeo i Julia” Szekspira.
Klasyczny
banał uwielbiany przez wszystkich. Nieszczęśliwa historia nastoletnich
kochanków, którzy by być razem byli zdolni do odebrania sobie życia.
Shin Sangwoo
jako Romeo i Bang SooJi jako Julia. Han Jimin urzeczona ich charyzmą i
zaangażowaniem postanowiła ich wybrać, gdyż już na przesłuchaniach pokazali
swoje zaangażowanie i umiejętności.
Jednak teraz
ich stosunki do siebie były całkowicie inne. Dziewczynie było żal chłopaka, że
nagle został wyrzucony z domu, po siedemnastu latach, które tam przeżył. Nie
wiedziała, jak sobie radzi, nie chciała zaczynać tematu. Miała po prostu
nadzieję, że ma co jeść i gdzie spać.
- Dobrze
kochani – zaczęła pani Han – Poznaliście się już? Świetnie! Mam zaszczyt
ogłosić, że pan Choi Daniel zgodził się nam pomóc. Podobno w swoim czasie był w
te klocki – powiedziała trochę ciszej, po czym zachichotała.
- Dziękuję –
powiedział mężczyzna – Nie ma czasu! Bierzemy się do roboty! Strojami i
dekoracjami się nie przejmujcie. Wspaniali uczniowie z klas artystycznych,
plastycznie kreatywnie uzdolnieni się
tym zajmą.
SooJi nie
słuchała. Ciągle patrzyła na Sangwoo. Uśmiechał się, ale ten uśmiech był
całkowicie inny od standardowego, który nigdy nie schodził mu z twarzy. Ten był
chłodny, ale bardziej prawdziwy, nieśmiały i uroczy.
- Co? –
spytał Shin, gdy na nią spojrzał.
- Nic, nic.
– odwróciła głowę zarumieniona.
- Jak nic?
Nic tylko się gapisz na mnie, tak? – zaśmiał się.
- T… Tak… Bo
mogę, od tego mam oczy – pokazała mu język i także się zaśmiała.
Pierwszą
rzeczą, którą zrobili było czytanie tekstu i próbowanie wczuć się w rolę,
akcentować słowa i przyjmowania odpowiedniego tonu.
Sangwoo cały
czas się śmiał z ludzi próbujących to wszystko ogarnąć.
- Shin! Co
cię tak bawi? – spytał Daniel. – Potem źle wystąpisz.
-
Przepraszam, proszę pana.
- Przed
naszym przesłuchaniem tak samo się nabijał. Ale jakoś trafił na główną rolę –
dodała SooJi.
Po dwóch
godzinach każdy już miał dość, więc zrobili sobie przerwę. Porozchodzili się po
szkole, tak że na auli został tylko Romeo, Julia i Merkucjo, chłopak z trzeciej
klasy.
Sangwoo
wyczaił gdzieś w kącie zawaloną pudłami gitarę klasyczną. Wyciągnął ją,
przetarł z kurzu, po czym usiadł na ziemi i zaczął nastrajać.
- Zagraj coś
– zaproponowała SooJi.
- Co na
przykład? – dopytał Shin, ale nie zaczekał na odpowiedź.
Zaczął
palcami powoli muskać struny. Uznał że dźwięk jest wystarczająco dobry i zaczął
grać „Growing Pains”. Po krótkim wstępie zaśpiewał pierwszą zwrotkę i refren. Nagle urwał. Odłożył gitarę i
wstał.
- Starczy –
zaśmiał się, ale czuł jakby ktoś wciskał mu kamień do gardła – Przejdę się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz