9/28/2015

|Classic perfection, no defecs| - Rozdział 5




Choroba zawsze spoko, gdy nie ma babki z majcy i tyle przegrać, bo wypracowanie na niemca, na dzisiaj, przeniesione na jutro, a akurat udało mi się wybłagać umme, by na tego niemca nie iść. Przegryw życia T-T xDD 
PS: Ten gif to stan mojego umysłu na chwilę obecną xD Jest taki prawdziwy xDDD
JK


#35 Dzień

Wiesz, że to koniec. Zrobiłeś wszystko co mogłeś, by chronić to co kochasz. Ale teraz cierpisz, że tak to pokochałeś, że coś co stanowiło wszystko, czego nigdy byś nie poświęcił zniknęło, jak sen, jak chmury rozwiane przez ciepły letni wiatr. Gonione podmuchem, rozpływające się jak bita śmietana na ciepłej szarlotce. Cierpienie jest za silne, byś mógł coś ukazać. Wszystko dzieje się w środku, na zewnątrz możesz tylko zaciskać pięści, nie zmieniając wyrazu twarzy. Możesz się uśmiechać, ale na nic to będzie, gdy jedyną drogą ucieczki są zamknięte na klucz drzwi, kiedy klucz jest od zewnątrz, a okna są za wysoko by bezpiecznie wyskoczyć.
Nagle do pokoju weszła Misoo. Wystraszona ciemnością oraz nieprzyjemną pustką, ostrożnie wchodziła głębiej. Miała bose stopy, powoli kładąc jedynie ich czubki, razem z palcami na ziemi przybliżała się do okna, odsunęła zasłony i pokój zalał się białym światłem księżyca. Usłyszała jakieś mruczenie przy łóżku. Odwróciła się i spojrzała na podłogę. Oparty o szafkę nocną, skulony siedział jej brat. Nie miał koszulki, ani spodni. Jedynie jakieś szorty od piżamy.
- Oppa? - spytała nieśmiale. - Wszystko w porządku?
- Tak, tak. - odpowiedział jej brat zaspanym głosem.
- Czemu nie śpisz jeszcze? – dopytała i przykucnęła obok.
- Czemu nie śpisz jeszcze? – powtórzył Sangwoo.
- Martwiłam się, nie mogłam zasnąć… Nie przyszedłeś zjeść, od południa cię nie widziałam.
- Uczyłem się i musiałem zasnąć… - wstał upuszczając na ziemię książkę – Żarówka musiała się przepalić – wyszeptał do siebie po czym poszedł do łazienki.
- Jak jesteś głodny w lodówce jest sałatka – powiedziała głośniej szatynka.
- Nie dzięki… Idź już spać.
- Dobrze… Dobranoc… - powiedziała ciszej i wyszła.
Chłopak wrócił od razu do pokoju. Po przebadaniu stanu w jakim jest jego twarz podszedł do szczątków instrumentu. Wątpił by dało się to jakoś naprawić, lepiej byłoby kupić nową. Złapał swój plecak i zaczął przeszukiwać zawartość. Wyciągnął portfel, otworzył go powoli, po czym cisnął nim ze złości o podłogę. Był całkowicie pusty. Pieniądze, kluczyk od motoru, od domu i kostki zniknęły.
Ruszył w stronę drzwi, złapał za klamkę i nacisnął. Drzwi jedynie zatrzęsły się. Z zewnątrz usłyszał śmiech swojego ojca i kilka obelg, pod swoim adresem. Zdenerwowany jeszcze bardziej nie chciał dać za wygraną, zaczął szarpać klamkę, próbował wywarzyć drzwi, ale te ani drgnęły.
Zdesperowany rozpłakał się i osunął na podłogę.
- Po prostu wypuść mnie… Daj mi odejść – powtarzał do siebie.
Tak minęła noc, piękna i spokojna z zewnątrz.




W szkole pierwszą osobą, która go złapała był AhIn. Chciał mu coś pokazać, ale Shin się wyplątał i ruszył w stronę swojej klasy. Kolegów z zespołu wyminął bez słowa, nawet ich nie zauważył stojących po drugiej stronie korytarza. Rozpromienioną Hyune odepchnął od siebie.
Kilka lekcji minęło, a nastolatek siedział cicho. Po raz pierwszy od nowego roku skupiał się na lekcji, dopiero jak przyszedł WF włączyła się chęć do życia w nim.
Zajęcia mieli łączone z równoległą klasą sportową.
Mieli krótką rozgrzewkę, po czym zaczęli grać w koszykówkę. Szatynowi dodawały sił głupie uśmieszki Bang Myungsoo, który był pewny siebie i nie martwił się o przegraną.
W klasie artystycznej nie było raczej żadnych wspaniałych zawodników, ale grając z klasą sportową nie dawali za wygraną tak łatwo.
Rozpoczęcie, piłka rzucona przez Bang Sungmina poszła w górę, tak samo jak Taejong i Daesung. Jednak Kang mając większe doświadczenie dotknął piłki jako pierwszy i przepchnął ją do swoich. Piłka odbiła się od ziemi i wpadła w ręce Myungsoo, który od razu rzucił się do ataku, dla zmylenia zrobił obrót wokół własnej osi kozłując, po czym podał do YeJuna stojącego po drugiej stronie boiska. Ten złapał, odbił kilka razy, naskoczył i z połowy boiska rzucił do kosza. Piłka zatańczyła na obręczy i spadła prosto w ręce AhIn’a, który tak szybko jak ją złapał, wsadził do kosza zdobywając dwa punkty.
- Ładnie – cieszył się nauczyciel – Pięknie! Czemu na międzyszkolnych tak nie gracie?
Myungsoo wzruszył ramionami i puścił oczko do brata.
- Dajmy fory naszym kolegom – zaproponował Yoo.
- Sangwoo zrób coś z tą grzywką! – krzyknął Sungmin – Jak chcesz tak grać? Junnie podziel się gumką z kolegą.
Shim podszedł do „kolegi” i zrobił mu „palemkę” z grzywki na środku głowy.
- Faszionista – zaśmiał się i poklepał szatyna po policzku.
- Gramy dalej! – wykrzyknął któryś z zawodników.
Piłka została rzucona spod kosza. Feeldog wyskoczył, by ją złapać, ale odbił się od Key’a, który także chciał zdobyć piłkę. Oh zaklął pod nosem, rozmasowując sobie bok. Shin śmiejąc się poklepał przyjaciela po ramieniu i pobiegł za Kim’em. Sangwoo nie spodziewał się, że uda mu się odzyskać piłkę, ale mając ją już w rękach zastanawiał się, co się właściwie wydarzyło kilka sekund wcześniej.
- Sangwoo podaj! – krzyknął Nam.
Szatyn zrobił co mu kazano. Przebiegli całe boisko podając raz do jednego, raz do drugiego. Kilka kroków przed koszem złapał piłkę Gwangsuk, odbił raz i robiąc dwu-takt, skończył pięknym wsadem prosto do kosza.
- Macie szmaty! – wymsknęło mu się. – Ups…
Po piętnastu minutach zeszli z boiska wykończeni, dając pograć reszcie. Klasa sportowa wygrała, ale jedynie dwu punktową przewagą.
Sangwoo rozpuścił grzywkę i zaraz obok niego usiedli Taejong z Gwangsukiem.
- Wszystko w porządku u ciebie? – spytał Oh – Ta rana na brwi nie wygląda zbyt dobrze.
- To tylko małe zadrapanie – zaśmiał się Shin – Nie umrę przez to.
- Nie przyszedłeś wczoraj. Można wiedzieć dlaczego? – spytał poważnie Nam.
- Wszystko tylko nie to, proszę dajcie mi spokój. – Sanwgoo wstał.
- AhInn wyszedł z nami jako wokalista. – powiedział szybko Gwangsuk.
- Więc bądźcie mu wdzięczni.
- Wolelibyśmy ciebie… Mimo to, wszystko się udało. Mamy załatwiony kontrakt z wytwórnią.
Shin przygryzł usta, miał ochotę krzyknąć albo rozwalić coś. Odetchnął głęboko.
- Gratuluję. Cieszę się waszym szczęściem. – powiedział spokojnie.
- Sangwoo, naszym. Naszym! – wykrzyknął Taejong i złapał przyjaciela za koszulkę.
- Mnie tam nie było. Więc jak może być nasze? Powiedz mi jak?!
- Sangwoo co się dzieje?
- Muszę znaleźć Sooyoona. – zmienił temat szatyn. – Pogadamy później.
Shin wyplątał się z uścisku po czym wymknął się z hali.
- Gdzie ty się wybierasz? Wracaj na salę! – krzyknął za nim Myungsoo.
- Nie twój zasrany interes! – odpowiedział mu szatyn.
- Posłuchaj. Nam też się nie podoba, to co się dzieje między naszymi starymi, ale musimy to jakoś przetrwać. Nie możesz robić z siebie wielkiej ofiary, bo nie tylko ty jesteś pokrzywdzony przez to. – mówił spokojnie – Musimy to przetrwać.
- Wy przetrwacie! – powiedział wycierając policzek, który rano zapudrował, by ukryć siniaka oraz odsunął grzywkę z czoła pokazując ranę na brwi. – Po prostu zajmij się sobą, jeżeli nie chcesz skończyć jak ja.
Myungsoo odpuścił przez co Shin mógł pójść dalej. Wszedł do szatni, przebrał się, zabrał swoje rzeczy i wrócił do szkoły.
Nie mając telefonu musiał czekać pod klasą, gdzie Sooyoon miał lekcję, aż zadzwoni dzwonek.
- A co ty tu robisz? – spytała nagle dyrektorka, która przechadzała się po korytarzu.
- Siedzę – odpowiedział jej bezbarwnie chłopak.
- Biłeś się z kimś? – dopytała.
- Odbyłem walkę, której i tak nie mogłem wygrać – westchnął. – Wygraną mogłoby być jedynie coś strasznego, na co jednak odwagi nie mam, a myśli gdy zahaczają o te tematy paraliżują moje ciało. Jednak strach, wypełniający nawet czubki moich palców coraz silniej pcha mnie by to zrobić – nagle wstał i spojrzał kobiecie w oczy – Jestem już przy krawędzi, ale wtedy przytomnieje, myślę sobie, że jeden krok i byłoby już po mnie. Nikt by nie płakał, nikt by nie żałował. Czując podmuchy na twarzy chcę to zrobić, ale wiem, że nie mogę… Że muszę pokazać, że jestem silny… - wtedy zasłonił dłonią usta.
- Artyści – kobieta przewróciła oczami, po czym zaprowadziła chłopaka do swojego gabinetu.
Zrobiła mu herbaty, mocnej czarnej, by postawić go na nogi. Nie pytała już o nic więcej, jedynie przyglądała mu się z zaciekawieniem. Kogoś jej przypominał, ale nie mogła sobie przypomnieć kogo, jakby wspomnienia sprzed kilkunastu lat wypłowiały i uleciały.
- Zadzwonię do twoich rodziców. – zaproponowała nagle – Muszą wiedzieć o czym ich syn myśli.
- Nie mam rodziców. – powiedział cicho – Tylko ojciec, ale jak pani zadzwoni wątpię, że przyjdzie. Wątpię, że ja jutro przyjdę.
- Spróbujmy.
Kobieta znalazła numer telefonu w informacjach o uczniach, po czym zadzwoniła. Po drugiej stronie odezwał się znajomy dla niej głos. Nie myślała długo, czyj, musiała ochronić ucznia przed samym sobą. To był dla niej priorytet.
- Może pan przyjechać? – ucieszyła się - Jak miło. Tak, tak, jestem cały dzień.
- No to po mnie. – uśmiechnął się Shin.
Niecałe pół godziny później do gabinetu wkroczył dumnym krokiem Shin Jinhyuk. Pierwsze spojrzenie, pogardliwe i pełne odrazy padło na syna.
- Oh! – zdziwiła się kobieta jego widokiem – Jinhyuk! Jaki zaszczyt! Co cię tu sprowadza?
- Twój syn – uśmiechnął się wskazując na Sangwoo.
- Co?!
Chłopak spojrzał na ojca, potem na dyrektorkę.
- O kurwa… - powiedział na głos. – To ja poczekam na zewnątrz.
Mężczyzna złapał go za przedramię, gdy szatyn już sięgał dłonią po klamkę.
- Niestety przy tej rozmowie musisz być – Jinhyuk szarpnął syna i posadził na miejscu, na którym przed chwilą siedział.
- Więc co zmalował? – spytał w końcu mężczyzna.
- Sangwoo? – zaczęła kobieta – To na pewno twój ojciec?
- Co? – zaśmiał się spanikowany chłopak – Już nie wiem… Możecie przestać niszczyć mi życie? Skończyliście ze sobą! Stop! Koniec tematu! – wykrzyknął po czym wyszedł.
- Nie wiedziałam, że mój syn chodzi do tej szkoły.
- Nie wiedziałaś, że oboje chodzą do tej szkoły. – poprawił ją Shin. – Najgorsze, że moja córka chodzi właśnie z tym drugim. Jest nierozłączna z jednym i drugim.
- I jak on się trzyma? – spytała patrząc ciągle w stronę drzwi.
- Sangwoo? Żyje. Radzi sobie. Dobrze, że do mnie zadzwoniłaś. Muszę się przekonać, czy on na pewno jest moim synem. Do tego potrzebuje na przykład kilku włosów twojego obecnego męża.
- Oszalałeś?! – wykrzyknęła.
- Chcę się upewnić. – powiedział głośno.

Sangwoo szedł korytarzem próbując poukładać wszystko w głowie. Nagle zadzwonił dzwonek, z klas powybiegali wszyscy uczniowie. Głośna hołota próbująca dotrzeć na czas do innych klas.
Niespodziewanie przed nim stanął Sooyoon.
- Zobaczyłeś ducha? – spytał.
- Jesteś mi potrzebny.

Odczekali na dzwonek na lekcję. Siedzieli w łazience i czekali, aż wszystkie dzieciaki powychodzą, by zostali sami. Sangwoo wskoczył na parapet i oparł o okno zamykając oczy.
- Wszystko w porządku? – spytał Kim biorąc twarz kolegi w dłonie.
Szatyn spojrzał na niego i oparł czoło o czoło blondyna.
- Boli strasznie…
- Co?
Shin wziął dłoń kolegi i położył w miejscu gdzie ma serce.
- Boli… Jakoś trudno mi oddychać…
- Sangwoo jesteś za blisko… - powiedział Kim i próbował się odsunąć.
Szatyn zeskoczył z parapetu i docisnął blondyna do ściany.
- Będziesz płakać? – zaśmiał się Shin.
- Co ty robisz?
Sangwoo pocałował delikatnie Sooyoona w usta, jednak po chwili jego pocałunki stały się coraz głębsze. Kim nie mógł narzekać, odwzajemniał pieszczoty kolegi, szczególnie, że zawsze o tym marzył by mieć go tak blisko, a teraz sam do niego przyszedł.
Niestety Sangwoo odsunął się. Pokręcił nosem i zaczął wycierać usta.
- Ohyda! – wykrzyknął.
Kim oddychał głęboko.
- C… Co to było -  spytał.
- Nic. Chciałem zobaczyć jak to jest, ale nie podobało mi się. Jesteś beznadziejny.
- Wybacz mi, że wolisz dziewczyny… - powiedział zirytowany Kim.
- Ale przechodząc do konkretów… Chciałbym coś… Mocnego.
- Mam, z wielką przyjemnością ci dam. – rzucił Sooyoon
Był mocno wkurzony na przyjaciel, najpierw go odtrąca, potem bawi się nim i znowu odtrąca. Nie chciał mu zrobić krzywdy, ale uczucia wzięły kontrolę nad rozsądkiem. Wyciągnął małą buteleczkę oraz opakowaną strzykawkę. Zrobił co powinien i po chwili miał przed sobą wyprostowaną rękę Sangwoo. Wyczuł odpowiednie miejsce i wbił w ciało igłę po czym opróżnił strzykawkę i usłyszał ciche syknięcie.
- Masz szmato – wyszeptał, tak by Shin nie słyszał.
- Kochany jesteś – powiedział szatyn, po czym wziął plecak i wyszedł.
Kim rzucił wszystko z powrotem do plecaka. Wtedy sobie uświadomił, że organizm Sangwoo nie jest przystosowany do takich rzeczy i powinien mu dać coś słabszego. Westchnął głośno i opuścił łazienkę. Sprawdził na szkolnym planie lekcji wiszącym przy schodach, gdzie Shin ma teraz lekcje i spodziewając się, że jakoś w połowie wyjdzie, poszedł na miejsce.



Sangwoo akurat miał teraz chemię i pisał sprawdzian. Ku swojemu zdziwieniu świetnie mu szło. Spoglądał od czasu do czasu na Gwangsuka siedzącego obok. Kręcił długopisem i przerażony patrzył na kartkę. Kiedy szatyn miał szansę pomagał coś koledze, jednak w jednym momencie wszystko zaczęło go boleć, a przed oczami miał białe plamy. Uniósł się na krześle i próbował zapanować nad sobą. Wyjął chusteczki z kieszeni, wziął jedną i wytarł nos. Na białym materiale zobaczył krew. Od razu wstał, podszedł do nauczyciela i powiedział, że źle się czuje i pójdzie do pielęgniarki. Ten jednak nie chciał go puścić, dopiero, gdy Shin powiedział, że zrobił już to co umiał został puszczony.
Prawie wybiegł z klasy. Nogi zaczęły mu odmawiać posłuszeństwa.
- Sangwoo! – usłyszał za sobą Sooyoona.
Blondyn stał i obserwował go z rękami w kieszeni. Włosy miał zaczesane do tyłu i patrzył zaciekawiony.
- Nie wiem co się dzieje – powiedział Shin.
- Wszystko w porządku, to normalne – mówił Kim powoli idąc w stronę kolegi.
Sangwoo cofał się przestraszony, jednak stracił szybko siły i upadł na ziemię. Leżąc na plecach zwijał się z bólu, a wizje mazały mu się coraz bardziej. Pustka i pulsowanie w głowie uniemożliwiały mu jaką kol wiek komunikacje ze światem. Światła i cień zobaczył jako ostatnie.
Kim stał i patrzył.
„Zostawić go? Żeby wszyscy się dowiedzieli? Żeby tatuś był dumny z synka? Żeby jego życie się skończyło?”
Blondyn zaśmiał się i zaczął iść dalej zostawiając kolegę ogarniętego szałem i zwijającego się na ziemi.
Wszystko pokrzyżował Gwangsuk, który wyszedł z klasy, by sprawdzić co się dzieje z Shinem. Jednak zamurowało go, gdy zobaczył Sangwoo nieprzytomnego na ziemi oraz Sooyoona na końcu korytarza.
- Coś ty mu zrobił? – spytał Oh podbiegając do leżącego.
- Nie dotykaj go. Sam chciał. – odpowiedział Kim podchodząc na kilka kroków.
- Tak samo jak ty chcesz w mordę – krzyknął Gwangsuk, podchodząc pewnym krokiem do blondyna. – Coś ty mu dał?
- Nie wiem. – wzruszył ramionami Kim.
Wtedy Sooyoon dostał pięścią w twarz.
- A teraz pomyśl, gdzie możemy go zabrać.
- Tam, gdzie robiliśmy próby. Tam nikt nie chodzi, wkońcu sami posprzątaliśmy ten syf, co tam był. – powiedział Kim.
- Napisz do chłopaków, by na przerwie tam podeszli.
- Oszalałeś?
- Należy ci się porządny wpierdol. Wiemy, że ty lubisz coś wciągnąć, czy dać sobie w żyłę, ale innych w to nie mieszaj – mówił Feeldog biorąc Sangwoo na plecy – Odczekamy aż mu przejdzie.
- To tak nie działa.

Kilka chwil później Shin leżał na stolikach w samej bieliźnie i oddychał spokojnie. Nadal był nieprzytomny, jednak już nie cierpiał.
- Wiesz, że mieliśmy sprawdzian z chemii i ta ciota napisała prawie wszystko? – zaczął Feeldog, by przerwać ciszę – Co się stało, że się nauczył?
- Wszystko dzieje się za szybko – powiedział Kim – Nie nadąża, pozostaje mu jedynie nauka. Pomyśl, jego gitara leży rozwalona przed domem, to samo wszystkie instrumenty. Natomiast jego ojciec chce się hajtnąć z matką SooJi i zamieszkać razem. Czyli do tego dojdzie jeszcze Myungsoo.
- Co ty gadasz?! Serio? I teraz to mówisz?
- Nie musimy sobie wszystkiego mówić, daj spokój.
- Tak, tak… Przepraszam, z resztą Sangwoo chyba już stracił swój zapał do czegokolwiek. Nie wiem jak to możliwe, ale cieszył się, że się nam udało, nie wliczył w tego siebie. – westchnął Gwangsuk. – Napisałeś do chłopaków?
- Jeszcze nie.
- Nie rób już tego. Wracajmy na lekcje. Sam sobie też da radę. – powiedział Oh i wyszedł z pomieszczenia ciągnąc za sobą Sooyoona.


#42 Dzień

Chłopaki z Blue Curry coraz bardziej czuli, że ich wokalista oddala się od nich, ignoruje i nie interesuje się postępami w początku prawdziwej karierze. Co z Hyuną i Sangwoo nikt nie wiedział, oprócz tego, że oboje siedzieli cicho. Każda próba nawiązania z nimi kontaktu kończyła się porażką.
Sooyoon nie czuł się winny za wydarzenia sprzed tygodnia, jednak było mu przykro, że przyjaciel już nie spędza z nimi czasu. Dziwiło go, że na każde pytanie odpowiadał „Muszę się pouczyć” lub „Nie mam na ciebie/was czasu”.

Tego dnia w szkolnej gazetce pojawiła się jakaś sesja zdjęciowa z Sangwoo. Chłopak leżał na łóżku, a zdjęcia były robione z góry. Jak zwykle wyszedł świetnie. Do tego był krotki wywiad, w którym opowiedział, że Blue Curry nie ma przyszłości i że to koniec, to był tylko krótki projekt. Nie nastawiał się na żadną karierę, to było tylko dla zabawy. Dodawał, że teraz chciałby się skupić bardziej na nauce i potem zająć się czymś poważnym.
- A co z nami?! – wykrzyknął Gwangsuk po przeczytaniu artykułu.
- Straciliśmy go – westchnął Kim – Musimy znaleźć kogoś innego, albo Feeldog przejmiesz wszystkie wokale.
- Ciota… - powiedział Ollie – Mógł nam chociaż powiedzieć, a nie dowiadujemy się z tego gówna…
- Chłopaki – przerwał im Sangwoo wchodząc do pomieszczenia, gdzie siedzieli – Możemy pogadać?
- Nie, nie możemy! – wykrzyknął znowu Oh.
- Wiem, że możecie być zdenerwowani, ale dla mnie to już koniec, chcecie działać dalej, proszę bardzo, piosenki też weźcie, nie będę się o nic kłócić. Dziękuję i… - westchnął powstrzymując łzy – Przepraszam…
- To wszystko?! – oburzył się Sooyoon.
- Tak, to cześć. – uniósł lekko dłoń i wyszedł po czym się wrócił – Nie. Nie… Nie chcę byście to odbierali jako… - szukał odpowiedniego słowa przez chwilę – Nieważne. Tak stchórzyłem, jestem pieprzonym tchórzem nie radzącym sobie z niczym, a żebym mógł sobie z czymś poradzić, muszę najpierw zrezygnować z czegoś…
- Ale byliśmy wszystkim, co miałeś. – przerwał mu Kim – Czymś, co trzymało cię przy życiu. Muzyka, zespół, koncerty. Tylko tego chciałeś.
- Wydaje mi się, że już z tego wyrosłem.
- Stary zrobił ci prane mózgu?
- Nazywaj, to jak chcesz, ale ja już nie wrócę – Shin znowu chciał wyjść, ale się odwrócił – Ah, okazało się, że dyrektorka jest moją matką, więc jakby co, wiecie do kogo się udać.
- A Dongwoon? – zdziwił się Gwangsuk. – Przecież on jest chłopakiem twojej siostry, czyli twój brat jest chłopakiem twojej siostry.
- Ona nie jest moją siostrą! Nie jestem synem kogoś, kogo miałem za ojca, który ciągle się wyżywał na mnie, a Misoo… Nie jest moją siostrą! – wykrzyknął zdenerwowany Sangwoo, a łza poleciała mu po policzku. – Jest obca… – trzaskając drzwiami wyszedł z pomieszczenia.
Szatyn pozostawił wszystkich milczących. Nie wiedzieli, co powiedzieć. Myśleli, że jego decyzje wyniknęły z powietrza, ale ta wiadomość zmieniła wszystko.
- Stracił wszystko – podsumował Sooyoon.
- Ale dostał rolę w szkolnym przedstawieniu – dodał Taejong.
- Zawsze to jakiś plus. – westchnął Ollie – Wracajmy do domu. Straciłem ochotę na granie.



#45 Dzień

Rozpoczęły się pierwsze próby do szkolnego przedstawienia. Klasyka. „Romeo i Julia” Szekspira.
Klasyczny banał uwielbiany przez wszystkich. Nieszczęśliwa historia nastoletnich kochanków, którzy by być razem byli zdolni do odebrania sobie życia.
Shin Sangwoo jako Romeo i Bang SooJi jako Julia. Han Jimin urzeczona ich charyzmą i zaangażowaniem postanowiła ich wybrać, gdyż już na przesłuchaniach pokazali swoje zaangażowanie i umiejętności.
Jednak teraz ich stosunki do siebie były całkowicie inne. Dziewczynie było żal chłopaka, że nagle został wyrzucony z domu, po siedemnastu latach, które tam przeżył. Nie wiedziała, jak sobie radzi, nie chciała zaczynać tematu. Miała po prostu nadzieję, że ma co jeść i gdzie spać.
- Dobrze kochani – zaczęła pani Han – Poznaliście się już? Świetnie! Mam zaszczyt ogłosić, że pan Choi Daniel zgodził się nam pomóc. Podobno w swoim czasie był w te klocki – powiedziała trochę ciszej, po czym zachichotała.
- Dziękuję – powiedział mężczyzna – Nie ma czasu! Bierzemy się do roboty! Strojami i dekoracjami się nie przejmujcie. Wspaniali uczniowie z klas artystycznych, plastycznie  kreatywnie uzdolnieni się tym zajmą.
SooJi nie słuchała. Ciągle patrzyła na Sangwoo. Uśmiechał się, ale ten uśmiech był całkowicie inny od standardowego, który nigdy nie schodził mu z twarzy. Ten był chłodny, ale bardziej prawdziwy, nieśmiały i uroczy.
- Co? – spytał Shin, gdy na nią spojrzał.
- Nic, nic. – odwróciła głowę zarumieniona.
- Jak nic? Nic tylko się gapisz na mnie, tak? – zaśmiał się.
- T… Tak… Bo mogę, od tego mam oczy – pokazała mu język i także się zaśmiała.
Pierwszą rzeczą, którą zrobili było czytanie tekstu i próbowanie wczuć się w rolę, akcentować słowa i przyjmowania odpowiedniego tonu.
Sangwoo cały czas się śmiał z ludzi próbujących to wszystko ogarnąć.
- Shin! Co cię tak bawi? – spytał Daniel. – Potem źle wystąpisz.
- Przepraszam, proszę pana.
- Przed naszym przesłuchaniem tak samo się nabijał. Ale jakoś trafił na główną rolę – dodała SooJi.
Po dwóch godzinach każdy już miał dość, więc zrobili sobie przerwę. Porozchodzili się po szkole, tak że na auli został tylko Romeo, Julia i Merkucjo, chłopak z trzeciej klasy.
Sangwoo wyczaił gdzieś w kącie zawaloną pudłami gitarę klasyczną. Wyciągnął ją, przetarł z kurzu, po czym usiadł na ziemi i zaczął nastrajać.
- Zagraj coś – zaproponowała SooJi.
- Co na przykład? – dopytał Shin, ale nie zaczekał na odpowiedź.
Zaczął palcami powoli muskać struny. Uznał że dźwięk jest wystarczająco dobry i zaczął grać „Growing Pains”. Po krótkim wstępie zaśpiewał pierwszą zwrotkę  i refren. Nagle urwał. Odłożył gitarę i wstał.
- Starczy – zaśmiał się, ale czuł jakby ktoś wciskał mu kamień do gardła – Przejdę się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Sasame Ka z Panda Graphics