N/A: by JoongKi.
Jesień.
Dzień
równy nocy. Perfekcja zwana naturą. Blask i ciepło "zawiesili"
broń wraz z ciemnością i chłodem.
Młody
brunet nie spodziewał się kompletnie tego, co miało się wydarzyć
tego dnia. Wcześnie rano przyjaciele „porwali”, go na łódkę,
jeszcze śpiącego, z domku letniskowego na Hawajach, gdzie spędzali
ostatnie dni jego „wolności”. Obudziło go uczucie spadania i
lodowata woda oceanu.
- Dzień
dobry śpiąca królewno. - zaśmiał się KwangSoo. - Uznałem z
chłopakami, że tak najszybciej się obudzisz.
-
Nienawidzę cię... - powiedział cicho JoongKi i wdrapał się na
pokład jachtu. - Gdzie my jesteśmy tak w ogóle?
-
Płyniemy na jakąś prywatną wyspę, na której będziemy sami. -
odpowiedział YooChun.
-
Prywatną? - powtórzył JoongKi.
-
Wynajęliśmy na ten dzień z nocką. - dodał KwangSoo.
-
Głodny jestem... - szatyn olał słowa przyjaciela i zaczął się
kręcić w miejscu.
Kiedy
dostał jedzenie i zaczął jeść, dowiedział się, że paliwa
starczy im tylko do wyspy. Rano ktoś ma przypłynąć z zapasem dla
nich i wtedy wrócą.
- Czy
to bezpieczne? - ciągnął JoongKi.
- Jak
najbardziej. Pogodę sprawdzaliśmy kilkanaście razy. - powiedział
ChangHo.
Na
jachcie było ich pięciu, w tym jeden stał za sterem, więc nie
udzielał się zbytnio.
Dopiero
gdy znaleźli się na miejscu, oznajmił, że idzie spać i mają go
obudzić pod wieczór.
YooChun
wyciągnął cały sprzęt. Piłkę siatkową, siatkę i dwa stojaki,
które wbił w ziemie i rozwiesił siatkę.
Podzielili
się na drużyny. YooChun z JoongKi'm i KwangSoo z ChangHo.
- Nie
mam szans z wami. Nie, gdy jestem z KwangSoo... - narzekał brunet.
- Daj
spokój, damy im radę.
Zaczęli
grać.
Słońce
prażyło, każdy miał na nosie okulary przeciwsłoneczne, a ciało
wysmarowane kremem do opalania, by się nie przypiec za bardzo.
Zeszła im godzina, potem następna.
Wykończeni
opadli na piasek.
JoongKi
oddychał głęboko, wpatrując się w czyste, błękitne niebo.
Nagle koledzy złapali go za ręce i nogi, unieśli i wrzucili do
wody. Prawie od razu wstał i wybiegł na ląd, trzęsąc się z
zimna.
-
Nienawidzę was! - krzyczał - Oszaleliście! Co wy książek nie
czytacie?! - podskakiwał w miejscu, kręcąc się wokół własnej
osi.
-
Uspokój się. - śmiał się ChangHo. - To nagroda za wygraną. Poza
tym woda wcale nie jest taka zimna.
- Nie?
To zobaczymy! - krzyknął szatyn i wskoczył na kolegę, wywracając
go, tak że wylądowali w wodzie. Oboje zaczęli się szarpać i
bawić jak dzieci. Pozostała dwójka przyłączyła się do nich.
Kiedy
się zmęczyli, zjedli coś i obudzili śpiącego JaeJoong'a, który
się wkurzył i strzelił focha, ale po kilkunastu minutach mu
przeszło.
- Czego
chcecie? - spytał.
-
Opłynąć wyspę. Nie wygląda na dużą, a paliwa starczy na to. -
odpowiedział JoongKi.
Wieczorem
dopiero się zaczęło. Zrobili sobie ognisko, wyciągnęli alkohol i
bawili się świetnie.
- O
świetnie! Przez was nie wziąłem fajek! - krzyknął nagle przyszły
pan młody.
- I
dobrze, byś tylko nam psuł atmosferę. - odrzekł KwangSoo,
otwierając sobie puszkę z zimnym piwem.
- Czemu
żenisz się tak wcześnie? - zaczął YooChun - Ledwo skończyłeś
dwadzieścia trzy lata. Masz jeszcze dużo czasu na takie rzeczy.
- Żeby
mi nie uciekła - zaśmiał się szatyn. - Jest piękna, atrakcyjna.
Wiem, że każdemu z was wpadła w oko, no, oprócz KwangSoo
oczywiście. Więc muszę ją zatrzymać przy sobie. Poza tym to, co
czuję do niej to naprawdę coś niesamowitego. Zaczęło się, jak
miałem jakieś... Pięć... Sześć lat... - zaśmiał się i wziął
łyka z puszki. - Żeby mi nie uciekła... - powtórzył i uśmiechnął
się do siebie, patrząc w stronę zachodzącego słońca.
Barwy
były rozlane po całym niebie. Błękit mieszał się z różem, róż
z czerwienią, natomiast ta z kolorem dojrzałej pomarańczy, tak
słodkiej i soczystej, wołającej o natychmiastowe zjedzenie, gdyż
kolejne chwile wpływały na utratę jej aromatycznego smaku i
świeżego zapachu.
-
Będzie padać, wisi to w powietrzu. - ciągnął, zmieniając temat.
Odwrócił się i zobaczył ciemne chmury. - Idą, to nie będzie
spokojna noc.
- To
niemożliwe... Sprawdzałem kilkanaście razy. - wzbraniał się
ChangHo.
- A
sprawdziłeś kilkanaście plus jeden? - spojrzał na kolegę
JoongKi, a te popatrzył każdemu w oczy.
- No
nieźle... - wyszeptał YooChun.
-
Miejmy nadzieje, że przejdzie do rana... Ale mamy jeszcze chwilę
spokoju. - dodał JaeJoong. - Wypijmy spokojnie i zjedzmy.
Tak
zrobili, jak powiedział. Po chwili zapomnieli o nadchodzącej
chmurze burzowej i świętowali w najlepsze. Otwierali puszkę po
puszce, aż zatrzymali się na butelce soju.
-
Panie. Czyń pan honory - śmiał się KwangSoo, podając JoongKi'emu
zieloną butelkę, którą ten otworzył i rozlał zawartość do
małych kieliszków.
-
Chciałbym wam podziękować za ten dzień i za ten wyjazd. Bez
dziewczyn, sami, jak grupka gejów i pedałów. - zaśmiał się,
unosząc swój kieliszek - Czuje się tu wspaniale, ale bardziej mnie
ciągnie jednak do Naris niż do waszych brzydkich mord. A więc moje
i wasze zdrowie - wypił za jednym zamachem całość.
KwangSoo
zaczął się chwiać i ululany wtulił się w przyszłego pana
młodego.
-
JoongKi - zaczął mówić, a język mu się plątał strasznie. -
Jesteś taki cieplutki... Mogę dziś spać z tobą? Mnie nikt nie
kocha. Nawet własna siostra, która mnie wykopała tutaj, bym cię
pilnował.
- A to
jędza - zaśmiał się JaeJoong.
- Nie
ona, tylko KwangSoo - dorzucił ChangHo - Bo musiała go siostra
zmuszać, by tu przyjechał.
Zaczęli
grać w różne dziwne rzeczy. W papier kamień nożyce, przegrany
był bity po ręce. Tylko KwangSoo spał jak małe dziecko.
Ale kto
zasypia pierwszy na imprezie, ten nie kończy dobrze. Każdy wziął
po markerze, wyposażyli się odpowiednio dla takich momentów przed
wypłynięciem, po czum zaczęli rysować wiadomo co na twarzy
wysokiego szatyna.
Kiedy
zrobiło się późno, rozłożyli namioty pod drzewami i położyli
się w nich. Jedynie JoongKi, panikarz i bojąca dusza, bo wszędzie
pełno robali poszedł spać w jachcie. Nie minęła chwila, a
wszyscy w jednym momencie zasnęli, jak martwi.
Tak
samo szybko zaczęła się burza. Grube krople deszczu waliły o
ziemię i szyby statku. Błyskawice przecinały niebo, rozświetlając
nocny mrok. Grzmoty zakłócały ciszę. Sztorm, wysokie fale ucinały
brzeg.
Pierwszy
obudził się YooChun. Szybko oprzytomniał i ogarnął resztę
panów.
Przesunęli
namioty w głąb wyspy pod rozłożystymi liśćmi niższych drzew.
Kiedy zabezpieczyli wszystko, poszli sprawdzić, co z łodzią.
Cała
plaża była pod wodą. Nie było jak dostać się do niej.
Łódź
tańczyła jak szalona na wysokich falach. Była przywiązana mocno
do drzew kilka metrów dalej.
Czterech
kolegów miało nadzieje, że liny wytrzymają, a jeśli nie,
stateczek zostanie wyrzucony na plażę.
JoongKi
siedział pod pokładem. Przez szczelinę w przejściu przedostawała
się woda, której było coraz więcej.
Chłopak
obawiał się, że jak wyjdzie, zmyje go, wpadnie na fale i te rzucą
nim o skałę.
Siedział
skulony z rękami na głowie. Wszystkie szklanki, talerze i sztućce
powypadały z szafek, rozbijając się na drewnianych panelach.
Burza
trwała całą noc. Nikt nie zmrużył oka przez cały ten czas.
Rano
miał ktoś przypłynąć z zapasem benzyny, by mogli wrócić
spokojnie.
Jednak
tak się nie stało.
Mimo że
burzy już nie było sztorm i deszcz zakłócali cały spokój.
JoongKi
nadal nie wychodził spod pokładu. Siedział na stole, by zimna
woda, zalegająca tam go nie dotykała.
- Niech
wyjdzie... Niech pokaże, że żyje - mówił do siebie KwangSoo,
patrząc w stronę łodzi.
-
Spokojnie. - mówił cicho ChangHo - Twardy jest, mimo że się boi
wszystkiego.
- To
nie ma sensu - wtrącił JaeJoong.
-
Przynajmniej ma chłopak co jeść. - powiedział cicho YooChun -
Jest pełno bananów i innych owoców.
-
Gdzie? - spytał ChangHo i wskazał w stronę łodzi - Tam?
YooChun
przytaknął.
- Nie
mamy co tak stać... Nikt nie przypłynie na razie. Musimy sobie
jakoś poradzić. I wyciągnąć stamtąd JoongKi'ego.
- I
żarcie - dodał ChangHo, przez co dostał po głowie.
Przyszły
pan młody wyszedł jakoś po południu na pokład. Od razu poczuł
się jeszcze gorzej, wychylił się za burtę i zwymiotował.
Trzymał
się mocno poręczy i ciągle obrywał zimną wodą, noszoną przez
wysokie fale.
Stało
się to, czego bał się najbardziej.
Uniósł
na chwilę wzrok i widząc kolegów na brzegu, pomachał im, by
pokazać, że ma się w miarę dobrze. Wtedy zmyła go z pokładu
wysoka fala. A jedyne, co zapamiętał, to rozwścieczona piana, w
której sidła wpadł.
JoongKi
obudził się jakąś godzinę później. Nachylał się nad nim
KwangSoo, a delikatne promienie słońca padały na jego twarz.
-
JoongKi?! Ej! Słyszysz mnie? - nachylił się ChangHo, poklepując
kolegę po twarzy.
- Tak,
tak... - odpowiedział słabo JoongKi. - Co się stało?
-
Przypominasz sobie, gdzie jesteś? - ChangHo pytał dalej.
- Na
wyspie... Mieliśmy to być na noc i wrócić rano...
- Ale
nie wróciliśmy. - dodał YooChun - Miejmy nadzieję, że ktoś
przypłynie. Cholera!! - wykrzyknął i wszyscy spojrzeli na niego
zdziwieni, bo zazwyczaj był spokojny - Ostatni raz zgadzam się na
wasze pomysły! Ostatni raz wypływam bez pełnego baku i zapasu!
-
Spokojnie. Na razie trzeba się zająć JoongKi'm... - powiedział
JaeJoong.
- Tak,
tak. Ma czego, chciał... Idę poszukać czegoś do żarcia. -
powiedział i odszedł wgłąb wyspy .
-
YooChun! - oburzył się JaeJoong.
- Jak
głodny, to zły. Spokojnie. Wszyscy są tacy sami - uspokoił go
KwangSoo.
Woda
była już spokojna i Kilka godzin później przypłynął jakiś
Amerykanin, dał im kilka kanistrów i odpłynął.
Wylali
wszystko do baku i sami opuścili wyspę.
-
Trzeba wziąć naszego pana młodego do szpitala, upewnić się, że
odstawimy go do domu w takim stanie, w jakim go wyciągnęliśmy. -
powiedział KwangSoo po godzinie ciszy.
- I
YooChun'a do restauracji, bo wybuchnie - zaśmiał się JaeJoong,
jedząc w spokoju banana.
Także
ChangHo jadł ten owoc, jednak najpierw przypatrywał się mu przez
chwilę.
- Ten
owoc źle wygląda - powiedział w końcu.
- Co
masz na myśli? - spytał JoongKi, leżąc bez koszulki i wygrzewając
się na słońcu.
- Po
prostu...
- Źle
ci się kojarzy. Wszyscy to wiemy. Powinieneś zrobić program, w
którym przedstawisz dwuznaczne przedmioty. - śmiał się JaeJoong.
- Nie
zapomnij o ogórkach. - dodał KwangSoo.
- I
butelce - rzucił JoongKi i wszyscy zaczęli mieć bekę z
nieogarniającego ChangHo.
-
Jesteście okropni - powiedział szatyn i poszedł pod pokład.
Kiedy
wrócili do hotelu, do swoich pokoi, wzięli prysznic i zjedli coś.
KwangSoo
pojechał z JoongKi'm do szpitala, gdzie go przebadali, obejrzeli
kilka siniaków na jego ciele i wypuścili go, stwierdzając, że nic
wielkiego mu się nie stało.
-
Strata czasu - narzekał JoongKi.
- Nie
przesadzaj, a co jakby jednak coś ci się stało? - spytał
KwangSoo.
- Ale
się nie stało.
Dwa dni
później spakowali się, pojechali na lotnisko i wrócili do swojego
kraju.
- Ktoś
w ogóle pamięta co się działo tam? - spytał JoongKi, gdy
wychodzili z głównego budynku na lotnisku.
-
Oprócz tego, co na wyspie, nic kompletnie. - odpowiedział JaeJoong.
- To
nawet lepiej. To widzimy się za tydzień?
- Oj
stary. Ciągle próbuje to rozgryźć... - zaczął ChangHo.
- Żeby
mi nie uciekła - przerwał mu JoongKi i poczochrał go po głowie.
-
JoongKi-ya! Wykrzyknęła Naris, podjeżdżając samochodem pod
wejście. - Opaliłeś się!
-
Widzimy się za tydzień - powtórzył przyszły pan młody, po czym
wrzucił walizkę na tylne siedzenia srebrnej hondy dziewczyny,
wsiadł i odjechali.
- Nie
widziała mnie prawie dwa tygodnie i tak się ze mną wita. - rzucił
KwangSoo.
~*~
-
Denerwuje się - powiedział do siebie JoongKi, poprawiając
kołnierzyk koszuli.
Wtedy
nadeszła wielka chwila.
Głośna
melodia wydobyła się z organów, drzwi kościoła się otworzyły i
stanęła w nich Naris.
Olśniewająca
i zgrabna. Biała suknia nie zakrywała jej ramion i ciągnęła się
lekko za nią. Jej pas był ostro podkreślony, ukazując jej talię
niczym modelki. Na ramiona miała spuszczone brązowe loki, a na
głowie spoczywał srebrny diadem.
Nadawał
dziewczynie elegancji i szyku.
JoongKi
nie mógł oderwać od niej wzroku. Usłyszał chrząknięcie,
spojrzał na KwangSoo i zorientował się, że ma rozdziawioną
buźkę.
Ceremonia
ciągnęła się i ciągnęła. Pan młody był coraz bardziej
zestresowany.
Nagle
nadeszło pytanie, na które, miał nadzieję, była tylko jedna
odpowiedź.
Sam to
wypowiedział.
- Tak
chcę.
Wtedy
spojrzał na Naris. W jej oczach była nienawiść i złość.
Przestraszył się bardzo.
Naris
na pytanie odpowiedziała stanowczo:
- Nie.
Nigdy!
JoongKi
zerwał się z łóżka z krzykiem, ze strachem i rozczarowaniem.
- Co
się stało?! - wparował do jego pokoju KwangSoo i widząc
przyjaciela, zalanego łzami objął go i zaczął uspokajać.
Niższy
zaczął mu opowiadać o swoim śnie i o tym, że przypominając go
sobie, robi mu się źle.
-
Wszystko będzie dobrze. - pocieszał go KwangSoo - Naris cię bardzo
kocha i nigdy nie przestanie. Zobaczysz. Jej odpowiedź będzie taka
jak twoja. - powiedział spokojnie i odsunął się. - Chodź.
Śniadanie już gotowe. Naris przygotowała i uciekła ze swoimi
rzeczami, byś jej nie widział przed ślubem.
-
Słodko - dodał JoongKi, wytarł mokre policzki i poszedł do
kuchni.
W
południe zaczęły się wielkie przygotowania. Rodzice chłopaka
przyjechali do jego domu i gadali mu o wspólnym życiu, o tym by nie
zwlekał z dziećmi, żeby dbał o przyszłą żonę etc., etc.
- Mamo,
proszę cię... - powtarzał ciągle.
- No
wiem, wiem - mówiła jego matka - Ale jesteś taki młody... Nawet
studiów nie skończyłeś, a już się żenisz.
- Nie
mam ochoty mówić ci po raz setny tego samego...
- No
wiem, wiem. Idź wykąp się i ubieraj się. Nie masz sporo czasu.
W tym
samym czasie Naris biegała po domu otoczona przyjaciółkami.
Wszystkie czuły się tak leciutkie, że mogły polecieć do nieba.
Wszystkie szczęśliwe i podekscytowane.
-
Naris, nie za młody ten twój przyszły mąż - mówiła jedna? -
Prawie jak dziecko.
-
Cicho. Kocha mnie, to się liczy najbardziej. - odpowiedziała jej
brunetka.
- To
ten sam szczyl, który latał za tobą wszędzie?
- Tak.
Ten sam. Tylko przystojniejszy.
-
Pewnie tak się z tym spieszycie, bo ci dzieciaka zmajstrował. -
rzuciła jedna.
Naris
spojrzała na nią zniesmaczona.
- Zaraz
będzie fryzjer i inni. Musisz wziąć szybko prysznic i umyć włosy.
- wtrąciła się jej matka.
- Tak
jest! - zaśmiała się i wparowała do łazienki.
Oboje
stali przed lustrami. Wpatrując się w swoje odbicie i uświadamiając
sobie, że ten dzień nadszedł, nie ma odwrotu.
Dziewczynie
zadzwonił telefon.
- Czy
to dobrze, że dzwonisz w dzień ślubu?
- Zaraz
zejdę... Kocham cię bardzo, musiałem cię usłyszeć, żeby nie
oszaleć.
-
Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. - zaśmiała się, po czym
usłyszała klakson samochodu - Moja limuzyna podjechała. Muszę
kończyć. Do zobaczenia.
-
Do widzenia księżniczko.
JoongKi
stał już w kościele, gdy zabrzmiały organy, a drzwi do budynku
otworzyły się.
Naris
szła w białej jak śnieg sukni z puszystym kremowym bolerkiem na
ramionach. Uśmiechała się lekko, a w brzuchu wszystko jej się
skręcało ze stresu.
Suknia
ciągnęła się za nią. Odbijała promienie słoneczne padające
przez kolorowe witraże w oknach kościoła.
Budynek
nie był zbyt duży, ale wypełniało go mnóstwo ludzi, przypadkowe
osoby oraz goście weselni.
JoongKi
nie mógł oderwać oczu od przyszłej żony. Poczuł na policzkach
łzy i gdy dziewczyna znalazła się wystarczająco blisko, wziął
ją za rękę i ucałował wierzch jej dłoni.
Ceremonia
minęła jak za pstryknięciem palców.
- Tak,
oczywiście, że chcę!
- Tak.
Chcę. - lekki uśmiech przebiegł przez twarz Naris.
...
- Może
pan pocałować żonę.
JoongKi
zaśmiał się z niedowierzaniem, łzy znowu leciały mu po
policzkach.
- No
całuj ją! - krzyknął ojciec pana młodego.
JoongKi
objął dziewczynę i zaczął ją całować delikatnie.
Przez
kościół przeleciała fala oklasków.
Kiedy
wszyscy wyszli z budynku, Naris pocałowała męża.
Siostra
JoongKi'ego krzyknęła z zawstydzenia i po młodych posypały się
płatki białych róż.
Płatki
wymieszały się z puszystym śniegiem, który nagle zaczął padać.
Duże krupy śnieżne spadały na włosy pana młodego, na bolerko
Naris, na innych i na ziemię.
Dziewczyna
odsunęła się od swojego księcia i uniosła ręce ku górze,
ciesząc się z białego puszku lecącego z nieba.
- Gdzie
łączy się moja droga, troski, cierpienie i smutek pozostawiam za
sobą. Jedynie chcę się cieszyć z twej bliskości. Z twego ciepła
i zapachu. - wyszeptał JoongKi do ucha swojej żony. - Złączone na
zawsze.
Naris
spojrzała na niego i pocałowała jego wyjątkowo delikatne usta.
Gdyby mogła ,nie puściła by ich przez długą chwile. Niestety
KwangSoo odciągnął ją i przytulił mocno.
-
Noona. Zaopiekujcie się sobą. - powiedział.
- O
mnie się nie martw. - odrzekła dziewczyna. - Jedynie martw się o
to maleństwo - wskazała na męża.
Całe
towarzystwo przeniosło się do dużego piętrowego budynku,
kilkanaście kilometrów dalej.
Stoły
były rozstawione po dwóch stronach sali. Na środku znajdowało się
miejsce do tańczenia, a na końcu sali stała wielka czekoladowa
fontanna.
Stoły
były przystrojone białymi obrusami i kolorowymi kwiatami. Talerze i
sztućce były elegancko ułożone, a kelnerzy zaczęli nosić
jedzenie.
Na
pierwszy ogień poszła zupa z ostryg, potem różne dania z owoców
morza.
Po
uczcie JoongKi stanął na środku sali, zaklaskał w dłonie i
wyciągnął prawą rękę w kierunku Naris, która z początku się
wzbraniała, ale musiała dać za wygraną i podeszła do chłopaka.
- Muszę
zmienić sukienkę - zaśmiała się cicho i pobiegła schodami do
jakiegoś pokoju, a za nią kilka druhen.
Po
dłuższej chwili wróciła. JoongKi na jej widok zdjął marynarkę,
muszkę i rozpiął koszulę do połowy, ukazując swoją opaloną
klatę. Naris stała już na parkiecie w czerwono - czarnej sukience.
Nagle
rozległa się muzyka do tanga, dziewczyna objęła męża i zaczęli
tańczyć. Ich ruchom nie brakowało namiętności, a w pomieszczeniu
zrobiło się gorąco. Poprzez kłótnie i precyzje w tańcu ukazali
swoją miłość i to jak bardzo im zależy na sobie.
Kiedy
skończyli, goście zaczęli bić brawo, a państwo młodzi ogarnęło
się, by znów wyglądać wspaniale.
-
JoongKi - krzyknął ChangHo - Na szczęście i miłość. Na gorące
noce i na chłodniejsze dni. - chłopak podał koledze niewielki
kieliszek wypełniony alkoholem.
-
Później, naprawdę. - śmiał się JoongKi.
- Nie
ma. Dajesz teraz!
Naris
spojrzała na męża oznajmująco, żeby tego nie robił, jednak ten
nie zauważył jej spojrzenia i wypił wszystko za jednym zamachem.
- A
teraz, to na co lubimy patrzeć najbardziej. - rzucił JaeJoong. -
Kissu.
Blondyn
nie musiał długo czekać. JoongKi podszedł do żony i pocałował
ją delikatnie.
- Ah!
Właśnie! - wykrzyknęła Naris - Słuchajcie uważnie - mówiła
głośno, tak by wszyscy usłyszeli. - Ten oto przystojniak, którego
mam zaszczyt nazywać swoim mężem, prosił mnie jakiś czas temu,
by w razie, gdyby naprawdę doszło do naszego małżeństwa, uderzyć
go. Tak by zrozumiał, że to nie sen. Ja nie mam serca, by to
zrobić. Ktoś ma ochotę.
-
Noona, co ty robisz? - spytał nerwowo JoongKi.
- Oho!
Znowu! Już nie jestem nooną. Kolejny powód, by to zrobić.
Obiecał, że mnie już tak nie nazwie. Poza tym nie powinien mnie
już tak nazwać.
JoongKi
zamknął oczy i już wyobraził sobie, jak ktoś podchodzi do niego
i daje mu strzała prosto w twarz. Zamiast tego ktoś go klepnął po
policzkach.
-
Pobudka. - śmiał się KwangSoo. - Wierzę, że kiedyś cię walnę,
bo czasami mam ochotę, ale tyle ci na razie wystarczy. Jesteśmy
kwita - przybił piątkę z siostrą.
O
północy przyjechał tort, czekoladowy z lodami. Był pokaz
fajerwerków i tamtejsza orkiestra zagrała coś klasycznego.
~*~
JoongKi
odpalił papierosa na dachu budynku. Zamknął oczy, zaciągnął się
i uniósł głowę ku gwiazdom. Były zasłonięte pierzynką z
chmurek, jednak niektóre przedostały się przez nią.
Na
ziemi i drzewach leżała cienka warstwa śniegu. Mimo że ledwo co
zaczęła się jesień, pogoda sprawiła im niezłego psikusa.
Chłopak zaśmiał się cicho pod nosem, po czym spojrzał na dym,
palącego się papierosa, unoszącego się ku górze.
- Ty
tutaj? - odezwał się spokojnie YooChun z rękoma w kieszeniach. -
Wszyscy cię szukają.
- Tak?
- dopytał pan młody - Zaraz przyjdę.
- W
porządku?
- Tak.
Tylko trochę się denerwuję. - zaczął - Nie wiedziałem, że będę
się tak czuł. Miałeś po części racje... Mam całe życie przed
sobą.
- Nie
możesz teraz z rezygnować - oburzył się YooChun.
- Nie
zrezygnuję. Co ty... Tak tylko sobie narzekam. Myślałem, że
będzie ciepło dzisiaj.
- Więc
chodź już do środka.
Nagle
na dach wbiegła Naris. Była rozpromieniona i miała wypieki na
twarzy z podekscytowania.
-
Przeszkadzam? - przygasła trochę.
- Ty
nigdy. - JoongKi szybko zrzucił papierosa na dół, podszedł do
dziewczyny i przytulił ją.
Poczuła
smród tytoniu, ale nic nie powiedziała. Rozumiała go. Był o wiele
młodszy, na dodatek zestresowany i pod presją dzisiejszego dnia.
Dalej nic nie mówiąc, objęła go mocno.
Po
dłuższej chwili zeszli na dół do gości i wpuścili się w wir
zabawy.
Pili,
jedli, bawili się. Zorganizowali konkurs karaoke, zabawę w
krzesełka i walkę kurczaków. Także nauczyli gości dwóch tańców,
po czym prawie bez przerwy tańczyli jedno i to samo.
Noc
trwała końca.
Kiedy w
końcu się skończyło, młodzi siedzieli przy stole i pili w ciszy
wino w kubkach. Spoglądali co jakiś czas na siebie i uśmiechali
się lekko.
Naris
zorientowała się, że powinni się przespać, gdy słońce było
już widoczne na horyzoncie. Jednak JoongKi już spał z głową na
stole. Dziewczyna wstała, pocałowała męża delikatnie w policzek
i poszła spać do jednego z pokoi na wyższym piętrze.
Położyła
się i zasnęła spokojnie, wycieńczona po i przed stresującymi
dniami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz