5/29/2015

|Cztery Pory Roku| Jesień

N/A: by JoongKi.
Jesień.

Dzień równy nocy. Perfekcja zwana naturą. Blask i ciepło "zawiesili" broń wraz z ciemnością i chłodem.
Młody brunet nie spodziewał się kompletnie tego, co miało się wydarzyć tego dnia. Wcześnie rano przyjaciele „porwali”, go na łódkę, jeszcze śpiącego, z domku letniskowego na Hawajach, gdzie spędzali ostatnie dni jego „wolności”. Obudziło go uczucie spadania i lodowata woda oceanu.
- Dzień dobry śpiąca królewno. - zaśmiał się KwangSoo. - Uznałem z chłopakami, że tak najszybciej się obudzisz.
- Nienawidzę cię... - powiedział cicho JoongKi i wdrapał się na pokład jachtu. - Gdzie my jesteśmy tak w ogóle?
- Płyniemy na jakąś prywatną wyspę, na której będziemy sami. - odpowiedział YooChun.
- Prywatną? - powtórzył JoongKi.
- Wynajęliśmy na ten dzień z nocką. - dodał KwangSoo.
- Głodny jestem... - szatyn olał słowa przyjaciela i zaczął się kręcić w miejscu.
Kiedy dostał jedzenie i zaczął jeść, dowiedział się, że paliwa starczy im tylko do wyspy. Rano ktoś ma przypłynąć z zapasem dla nich i wtedy wrócą.
- Czy to bezpieczne? - ciągnął JoongKi.
- Jak najbardziej. Pogodę sprawdzaliśmy kilkanaście razy. - powiedział ChangHo.
Na jachcie było ich pięciu, w tym jeden stał za sterem, więc nie udzielał się zbytnio.
Dopiero gdy znaleźli się na miejscu, oznajmił, że idzie spać i mają go obudzić pod wieczór.
YooChun wyciągnął cały sprzęt. Piłkę siatkową, siatkę i dwa stojaki, które wbił w ziemie i rozwiesił siatkę.
Podzielili się na drużyny. YooChun z JoongKi'm i KwangSoo z ChangHo.
- Nie mam szans z wami. Nie, gdy jestem z KwangSoo... - narzekał brunet.
- Daj spokój, damy im radę.
Zaczęli grać.
Słońce prażyło, każdy miał na nosie okulary przeciwsłoneczne, a ciało wysmarowane kremem do opalania, by się nie przypiec za bardzo. Zeszła im godzina, potem następna.
Wykończeni opadli na piasek.
JoongKi oddychał głęboko, wpatrując się w czyste, błękitne niebo. Nagle koledzy złapali go za ręce i nogi, unieśli i wrzucili do wody. Prawie od razu wstał i wybiegł na ląd, trzęsąc się z zimna.
- Nienawidzę was! - krzyczał - Oszaleliście! Co wy książek nie czytacie?! - podskakiwał w miejscu, kręcąc się wokół własnej osi.
- Uspokój się. - śmiał się ChangHo. - To nagroda za wygraną. Poza tym woda wcale nie jest taka zimna.
- Nie? To zobaczymy! - krzyknął szatyn i wskoczył na kolegę, wywracając go, tak że wylądowali w wodzie. Oboje zaczęli się szarpać i bawić jak dzieci. Pozostała dwójka przyłączyła się do nich.
Kiedy się zmęczyli, zjedli coś i obudzili śpiącego JaeJoong'a, który się wkurzył i strzelił focha, ale po kilkunastu minutach mu przeszło.
- Czego chcecie? - spytał.
- Opłynąć wyspę. Nie wygląda na dużą, a paliwa starczy na to. - odpowiedział JoongKi.

Wieczorem dopiero się zaczęło. Zrobili sobie ognisko, wyciągnęli alkohol i bawili się świetnie.
- O świetnie! Przez was nie wziąłem fajek! - krzyknął nagle przyszły pan młody.
- I dobrze, byś tylko nam psuł atmosferę. - odrzekł KwangSoo, otwierając sobie puszkę z zimnym piwem.
- Czemu żenisz się tak wcześnie? - zaczął YooChun - Ledwo skończyłeś dwadzieścia trzy lata. Masz jeszcze dużo czasu na takie rzeczy.
- Żeby mi nie uciekła - zaśmiał się szatyn. - Jest piękna, atrakcyjna. Wiem, że każdemu z was wpadła w oko, no, oprócz KwangSoo oczywiście. Więc muszę ją zatrzymać przy sobie. Poza tym to, co czuję do niej to naprawdę coś niesamowitego. Zaczęło się, jak miałem jakieś... Pięć... Sześć lat... - zaśmiał się i wziął łyka z puszki. - Żeby mi nie uciekła... - powtórzył i uśmiechnął się do siebie, patrząc w stronę zachodzącego słońca.

Barwy były rozlane po całym niebie. Błękit mieszał się z różem, róż z czerwienią, natomiast ta z kolorem dojrzałej pomarańczy, tak słodkiej i soczystej, wołającej o natychmiastowe zjedzenie, gdyż kolejne chwile wpływały na utratę jej aromatycznego smaku i świeżego zapachu.
- Będzie padać, wisi to w powietrzu. - ciągnął, zmieniając temat. Odwrócił się i zobaczył ciemne chmury. - Idą, to nie będzie spokojna noc.
- To niemożliwe... Sprawdzałem kilkanaście razy. - wzbraniał się ChangHo.
- A sprawdziłeś kilkanaście plus jeden? - spojrzał na kolegę JoongKi, a te popatrzył każdemu w oczy.
- No nieźle... - wyszeptał YooChun.
- Miejmy nadzieje, że przejdzie do rana... Ale mamy jeszcze chwilę spokoju. - dodał JaeJoong. - Wypijmy spokojnie i zjedzmy.
Tak zrobili, jak powiedział. Po chwili zapomnieli o nadchodzącej chmurze burzowej i świętowali w najlepsze. Otwierali puszkę po puszce, aż zatrzymali się na butelce soju.
- Panie. Czyń pan honory - śmiał się KwangSoo, podając JoongKi'emu zieloną butelkę, którą ten otworzył i rozlał zawartość do małych kieliszków.
- Chciałbym wam podziękować za ten dzień i za ten wyjazd. Bez dziewczyn, sami, jak grupka gejów i pedałów. - zaśmiał się, unosząc swój kieliszek - Czuje się tu wspaniale, ale bardziej mnie ciągnie jednak do Naris niż do waszych brzydkich mord. A więc moje i wasze zdrowie - wypił za jednym zamachem całość.
KwangSoo zaczął się chwiać i ululany wtulił się w przyszłego pana młodego.
- JoongKi - zaczął mówić, a język mu się plątał strasznie. - Jesteś taki cieplutki... Mogę dziś spać z tobą? Mnie nikt nie kocha. Nawet własna siostra, która mnie wykopała tutaj, bym cię pilnował.
- A to jędza - zaśmiał się JaeJoong.
- Nie ona, tylko KwangSoo - dorzucił ChangHo - Bo musiała go siostra zmuszać, by tu przyjechał.
Zaczęli grać w różne dziwne rzeczy. W papier kamień nożyce, przegrany był bity po ręce. Tylko KwangSoo spał jak małe dziecko.
Ale kto zasypia pierwszy na imprezie, ten nie kończy dobrze. Każdy wziął po markerze, wyposażyli się odpowiednio dla takich momentów przed wypłynięciem, po czum zaczęli rysować wiadomo co na twarzy wysokiego szatyna.
Kiedy zrobiło się późno, rozłożyli namioty pod drzewami i położyli się w nich. Jedynie JoongKi, panikarz i bojąca dusza, bo wszędzie pełno robali poszedł spać w jachcie. Nie minęła chwila, a wszyscy w jednym momencie zasnęli, jak martwi.
Tak samo szybko zaczęła się burza. Grube krople deszczu waliły o ziemię i szyby statku. Błyskawice przecinały niebo, rozświetlając nocny mrok. Grzmoty zakłócały ciszę. Sztorm, wysokie fale ucinały brzeg.
Pierwszy obudził się YooChun. Szybko oprzytomniał i ogarnął resztę panów.
Przesunęli namioty w głąb wyspy pod rozłożystymi liśćmi niższych drzew. Kiedy zabezpieczyli wszystko, poszli sprawdzić, co z łodzią.
Cała plaża była pod wodą. Nie było jak dostać się do niej.
Łódź tańczyła jak szalona na wysokich falach. Była przywiązana mocno do drzew kilka metrów dalej.
Czterech kolegów miało nadzieje, że liny wytrzymają, a jeśli nie, stateczek zostanie wyrzucony na plażę.
JoongKi siedział pod pokładem. Przez szczelinę w przejściu przedostawała się woda, której było coraz więcej.
Chłopak obawiał się, że jak wyjdzie, zmyje go, wpadnie na fale i te rzucą nim o skałę.
Siedział skulony z rękami na głowie. Wszystkie szklanki, talerze i sztućce powypadały z szafek, rozbijając się na drewnianych panelach.
Burza trwała całą noc. Nikt nie zmrużył oka przez cały ten czas.
Rano miał ktoś przypłynąć z zapasem benzyny, by mogli wrócić spokojnie.
Jednak tak się nie stało.
Mimo że burzy już nie było sztorm i deszcz zakłócali cały spokój.
JoongKi nadal nie wychodził spod pokładu. Siedział na stole, by zimna woda, zalegająca tam go nie dotykała.
- Niech wyjdzie... Niech pokaże, że żyje - mówił do siebie KwangSoo, patrząc w stronę łodzi.
- Spokojnie. - mówił cicho ChangHo - Twardy jest, mimo że się boi wszystkiego.
- To nie ma sensu - wtrącił JaeJoong.
- Przynajmniej ma chłopak co jeść. - powiedział cicho YooChun - Jest pełno bananów i innych owoców.
- Gdzie? - spytał ChangHo i wskazał w stronę łodzi - Tam?
YooChun przytaknął.
- Nie mamy co tak stać... Nikt nie przypłynie na razie. Musimy sobie jakoś poradzić. I wyciągnąć stamtąd JoongKi'ego.
- I żarcie - dodał ChangHo, przez co dostał po głowie.
Przyszły pan młody wyszedł jakoś po południu na pokład. Od razu poczuł się jeszcze gorzej, wychylił się za burtę i zwymiotował.
Trzymał się mocno poręczy i ciągle obrywał zimną wodą, noszoną przez wysokie fale.
Stało się to, czego bał się najbardziej.
Uniósł na chwilę wzrok i widząc kolegów na brzegu, pomachał im, by pokazać, że ma się w miarę dobrze. Wtedy zmyła go z pokładu wysoka fala. A jedyne, co zapamiętał, to rozwścieczona piana, w której sidła wpadł.
JoongKi obudził się jakąś godzinę później. Nachylał się nad nim KwangSoo, a delikatne promienie słońca padały na jego twarz.
- JoongKi?! Ej! Słyszysz mnie? - nachylił się ChangHo, poklepując kolegę po twarzy.
- Tak, tak... - odpowiedział słabo JoongKi. - Co się stało?
- Przypominasz sobie, gdzie jesteś? - ChangHo pytał dalej.
- Na wyspie... Mieliśmy to być na noc i wrócić rano...
- Ale nie wróciliśmy. - dodał YooChun - Miejmy nadzieję, że ktoś przypłynie. Cholera!! - wykrzyknął i wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni, bo zazwyczaj był spokojny - Ostatni raz zgadzam się na wasze pomysły! Ostatni raz wypływam bez pełnego baku i zapasu!
- Spokojnie. Na razie trzeba się zająć JoongKi'm... - powiedział JaeJoong.
- Tak, tak. Ma czego, chciał... Idę poszukać czegoś do żarcia. - powiedział i odszedł wgłąb wyspy .
- YooChun! - oburzył się JaeJoong.
- Jak głodny, to zły. Spokojnie. Wszyscy są tacy sami - uspokoił go KwangSoo.
Woda była już spokojna i Kilka godzin później przypłynął jakiś Amerykanin, dał im kilka kanistrów i odpłynął.
Wylali wszystko do baku i sami opuścili wyspę.
- Trzeba wziąć naszego pana młodego do szpitala, upewnić się, że odstawimy go do domu w takim stanie, w jakim go wyciągnęliśmy. - powiedział KwangSoo po godzinie ciszy.
- I YooChun'a do restauracji, bo wybuchnie - zaśmiał się JaeJoong, jedząc w spokoju banana.
Także ChangHo jadł ten owoc, jednak najpierw przypatrywał się mu przez chwilę.
- Ten owoc źle wygląda - powiedział w końcu.
- Co masz na myśli? - spytał JoongKi, leżąc bez koszulki i wygrzewając się na słońcu.
- Po prostu...
- Źle ci się kojarzy. Wszyscy to wiemy. Powinieneś zrobić program, w którym przedstawisz dwuznaczne przedmioty. - śmiał się JaeJoong.
- Nie zapomnij o ogórkach. - dodał KwangSoo.
- I butelce - rzucił JoongKi i wszyscy zaczęli mieć bekę z nieogarniającego ChangHo.
- Jesteście okropni - powiedział szatyn i poszedł pod pokład.
Kiedy wrócili do hotelu, do swoich pokoi, wzięli prysznic i zjedli coś.
KwangSoo pojechał z JoongKi'm do szpitala, gdzie go przebadali, obejrzeli kilka siniaków na jego ciele i wypuścili go, stwierdzając, że nic wielkiego mu się nie stało.
- Strata czasu - narzekał JoongKi.
- Nie przesadzaj, a co jakby jednak coś ci się stało? - spytał KwangSoo.
- Ale się nie stało.
Dwa dni później spakowali się, pojechali na lotnisko i wrócili do swojego kraju.
- Ktoś w ogóle pamięta co się działo tam? - spytał JoongKi, gdy wychodzili z głównego budynku na lotnisku.
- Oprócz tego, co na wyspie, nic kompletnie. - odpowiedział JaeJoong.
- To nawet lepiej. To widzimy się za tydzień?
- Oj stary. Ciągle próbuje to rozgryźć... - zaczął ChangHo.
- Żeby mi nie uciekła - przerwał mu JoongKi i poczochrał go po głowie.
- JoongKi-ya! Wykrzyknęła Naris, podjeżdżając samochodem pod wejście. - Opaliłeś się!
- Widzimy się za tydzień - powtórzył przyszły pan młody, po czym wrzucił walizkę na tylne siedzenia srebrnej hondy dziewczyny, wsiadł i odjechali.
- Nie widziała mnie prawie dwa tygodnie i tak się ze mną wita. - rzucił KwangSoo.

~*~
- Denerwuje się - powiedział do siebie JoongKi, poprawiając kołnierzyk koszuli.
Wtedy nadeszła wielka chwila.
Głośna melodia wydobyła się z organów, drzwi kościoła się otworzyły i stanęła w nich Naris.
Olśniewająca i zgrabna. Biała suknia nie zakrywała jej ramion i ciągnęła się lekko za nią. Jej pas był ostro podkreślony, ukazując jej talię niczym modelki. Na ramiona miała spuszczone brązowe loki, a na głowie spoczywał srebrny diadem.
Nadawał dziewczynie elegancji i szyku.
JoongKi nie mógł oderwać od niej wzroku. Usłyszał chrząknięcie, spojrzał na KwangSoo i zorientował się, że ma rozdziawioną buźkę.
Ceremonia ciągnęła się i ciągnęła. Pan młody był coraz bardziej zestresowany.
Nagle nadeszło pytanie, na które, miał nadzieję, była tylko jedna odpowiedź.
Sam to wypowiedział.
- Tak chcę.
Wtedy spojrzał na Naris. W jej oczach była nienawiść i złość. Przestraszył się bardzo.
Naris na pytanie odpowiedziała stanowczo:
- Nie. Nigdy!

JoongKi zerwał się z łóżka z krzykiem, ze strachem i rozczarowaniem.
- Co się stało?! - wparował do jego pokoju KwangSoo i widząc przyjaciela, zalanego łzami objął go i zaczął uspokajać.
Niższy zaczął mu opowiadać o swoim śnie i o tym, że przypominając go sobie, robi mu się źle.
- Wszystko będzie dobrze. - pocieszał go KwangSoo - Naris cię bardzo kocha i nigdy nie przestanie. Zobaczysz. Jej odpowiedź będzie taka jak twoja. - powiedział spokojnie i odsunął się. - Chodź. Śniadanie już gotowe. Naris przygotowała i uciekła ze swoimi rzeczami, byś jej nie widział przed ślubem.
- Słodko - dodał JoongKi, wytarł mokre policzki i poszedł do kuchni.
W południe zaczęły się wielkie przygotowania. Rodzice chłopaka przyjechali do jego domu i gadali mu o wspólnym życiu, o tym by nie zwlekał z dziećmi, żeby dbał o przyszłą żonę etc., etc.
- Mamo, proszę cię... - powtarzał ciągle.
- No wiem, wiem - mówiła jego matka - Ale jesteś taki młody... Nawet studiów nie skończyłeś, a już się żenisz.
- Nie mam ochoty mówić ci po raz setny tego samego...
- No wiem, wiem. Idź wykąp się i ubieraj się. Nie masz sporo czasu.

W tym samym czasie Naris biegała po domu otoczona przyjaciółkami. Wszystkie czuły się tak leciutkie, że mogły polecieć do nieba. Wszystkie szczęśliwe i podekscytowane.
- Naris, nie za młody ten twój przyszły mąż - mówiła jedna? - Prawie jak dziecko.
- Cicho. Kocha mnie, to się liczy najbardziej. - odpowiedziała jej brunetka.
- To ten sam szczyl, który latał za tobą wszędzie?
- Tak. Ten sam. Tylko przystojniejszy.
- Pewnie tak się z tym spieszycie, bo ci dzieciaka zmajstrował. - rzuciła jedna.
Naris spojrzała na nią zniesmaczona.
- Zaraz będzie fryzjer i inni. Musisz wziąć szybko prysznic i umyć włosy. - wtrąciła się jej matka.
- Tak jest! - zaśmiała się i wparowała do łazienki.

Oboje stali przed lustrami. Wpatrując się w swoje odbicie i uświadamiając sobie, że ten dzień nadszedł, nie ma odwrotu.
Dziewczynie zadzwonił telefon.
- Czy to dobrze, że dzwonisz w dzień ślubu?
- Zaraz zejdę... Kocham cię bardzo, musiałem cię usłyszeć, żeby nie oszaleć.
- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. - zaśmiała się, po czym usłyszała klakson samochodu - Moja limuzyna podjechała. Muszę kończyć. Do zobaczenia.
- Do widzenia księżniczko.

JoongKi stał już w kościele, gdy zabrzmiały organy, a drzwi do budynku otworzyły się.
Naris szła w białej jak śnieg sukni z puszystym kremowym bolerkiem na ramionach. Uśmiechała się lekko, a w brzuchu wszystko jej się skręcało ze stresu.
Suknia ciągnęła się za nią. Odbijała promienie słoneczne padające przez kolorowe witraże w oknach kościoła.
Budynek nie był zbyt duży, ale wypełniało go mnóstwo ludzi, przypadkowe osoby oraz goście weselni.
JoongKi nie mógł oderwać oczu od przyszłej żony. Poczuł na policzkach łzy i gdy dziewczyna znalazła się wystarczająco blisko, wziął ją za rękę i ucałował wierzch jej dłoni.
Ceremonia minęła jak za pstryknięciem palców.
- Tak, oczywiście, że chcę!
- Tak. Chcę. - lekki uśmiech przebiegł przez twarz Naris.
...
- Może pan pocałować żonę.
JoongKi zaśmiał się z niedowierzaniem, łzy znowu leciały mu po policzkach.
- No całuj ją! - krzyknął ojciec pana młodego.
JoongKi objął dziewczynę i zaczął ją całować delikatnie.
Przez kościół przeleciała fala oklasków.

Kiedy wszyscy wyszli z budynku, Naris pocałowała męża.
Siostra JoongKi'ego krzyknęła z zawstydzenia i po młodych posypały się płatki białych róż.
Płatki wymieszały się z puszystym śniegiem, który nagle zaczął padać. Duże krupy śnieżne spadały na włosy pana młodego, na bolerko Naris, na innych i na ziemię.
Dziewczyna odsunęła się od swojego księcia i uniosła ręce ku górze, ciesząc się z białego puszku lecącego z nieba.
- Gdzie łączy się moja droga, troski, cierpienie i smutek pozostawiam za sobą. Jedynie chcę się cieszyć z twej bliskości. Z twego ciepła i zapachu. - wyszeptał JoongKi do ucha swojej żony. - Złączone na zawsze.
Naris spojrzała na niego i pocałowała jego wyjątkowo delikatne usta. Gdyby mogła ,nie puściła by ich przez długą chwile. Niestety KwangSoo odciągnął ją i przytulił mocno.
- Noona. Zaopiekujcie się sobą. - powiedział.
- O mnie się nie martw. - odrzekła dziewczyna. - Jedynie martw się o to maleństwo - wskazała na męża.

Całe towarzystwo przeniosło się do dużego piętrowego budynku, kilkanaście kilometrów dalej.
Stoły były rozstawione po dwóch stronach sali. Na środku znajdowało się miejsce do tańczenia, a na końcu sali stała wielka czekoladowa fontanna.
Stoły były przystrojone białymi obrusami i kolorowymi kwiatami. Talerze i sztućce były elegancko ułożone, a kelnerzy zaczęli nosić jedzenie.
Na pierwszy ogień poszła zupa z ostryg, potem różne dania z owoców morza.
Po uczcie JoongKi stanął na środku sali, zaklaskał w dłonie i wyciągnął prawą rękę w kierunku Naris, która z początku się wzbraniała, ale musiała dać za wygraną i podeszła do chłopaka.
- Muszę zmienić sukienkę - zaśmiała się cicho i pobiegła schodami do jakiegoś pokoju, a za nią kilka druhen.
Po dłuższej chwili wróciła. JoongKi na jej widok zdjął marynarkę, muszkę i rozpiął koszulę do połowy, ukazując swoją opaloną klatę. Naris stała już na parkiecie w czerwono - czarnej sukience.
Nagle rozległa się muzyka do tanga, dziewczyna objęła męża i zaczęli tańczyć. Ich ruchom nie brakowało namiętności, a w pomieszczeniu zrobiło się gorąco. Poprzez kłótnie i precyzje w tańcu ukazali swoją miłość i to jak bardzo im zależy na sobie.
Kiedy skończyli, goście zaczęli bić brawo, a państwo młodzi ogarnęło się, by znów wyglądać wspaniale.
- JoongKi - krzyknął ChangHo - Na szczęście i miłość. Na gorące noce i na chłodniejsze dni. - chłopak podał koledze niewielki kieliszek wypełniony alkoholem.
- Później, naprawdę. - śmiał się JoongKi.
- Nie ma. Dajesz teraz!
Naris spojrzała na męża oznajmująco, żeby tego nie robił, jednak ten nie zauważył jej spojrzenia i wypił wszystko za jednym zamachem.
- A teraz, to na co lubimy patrzeć najbardziej. - rzucił JaeJoong. - Kissu.
Blondyn nie musiał długo czekać. JoongKi podszedł do żony i pocałował ją delikatnie.
- Ah! Właśnie! - wykrzyknęła Naris - Słuchajcie uważnie - mówiła głośno, tak by wszyscy usłyszeli. - Ten oto przystojniak, którego mam zaszczyt nazywać swoim mężem, prosił mnie jakiś czas temu, by w razie, gdyby naprawdę doszło do naszego małżeństwa, uderzyć go. Tak by zrozumiał, że to nie sen. Ja nie mam serca, by to zrobić. Ktoś ma ochotę.
- Noona, co ty robisz? - spytał nerwowo JoongKi.
- Oho! Znowu! Już nie jestem nooną. Kolejny powód, by to zrobić. Obiecał, że mnie już tak nie nazwie. Poza tym nie powinien mnie już tak nazwać.
JoongKi zamknął oczy i już wyobraził sobie, jak ktoś podchodzi do niego i daje mu strzała prosto w twarz. Zamiast tego ktoś go klepnął po policzkach.
- Pobudka. - śmiał się KwangSoo. - Wierzę, że kiedyś cię walnę, bo czasami mam ochotę, ale tyle ci na razie wystarczy. Jesteśmy kwita - przybił piątkę z siostrą.
O północy przyjechał tort, czekoladowy z lodami. Był pokaz fajerwerków i tamtejsza orkiestra zagrała coś klasycznego.

~*~
JoongKi odpalił papierosa na dachu budynku. Zamknął oczy, zaciągnął się i uniósł głowę ku gwiazdom. Były zasłonięte pierzynką z chmurek, jednak niektóre przedostały się przez nią.
Na ziemi i drzewach leżała cienka warstwa śniegu. Mimo że ledwo co zaczęła się jesień, pogoda sprawiła im niezłego psikusa. Chłopak zaśmiał się cicho pod nosem, po czym spojrzał na dym, palącego się papierosa, unoszącego się ku górze.
- Ty tutaj? - odezwał się spokojnie YooChun z rękoma w kieszeniach. - Wszyscy cię szukają.
- Tak? - dopytał pan młody - Zaraz przyjdę.
- W porządku?
- Tak. Tylko trochę się denerwuję. - zaczął - Nie wiedziałem, że będę się tak czuł. Miałeś po części racje... Mam całe życie przed sobą.
- Nie możesz teraz z rezygnować - oburzył się YooChun.
- Nie zrezygnuję. Co ty... Tak tylko sobie narzekam. Myślałem, że będzie ciepło dzisiaj.
- Więc chodź już do środka.
Nagle na dach wbiegła Naris. Była rozpromieniona i miała wypieki na twarzy z podekscytowania.
- Przeszkadzam? - przygasła trochę.
- Ty nigdy. - JoongKi szybko zrzucił papierosa na dół, podszedł do dziewczyny i przytulił ją.
Poczuła smród tytoniu, ale nic nie powiedziała. Rozumiała go. Był o wiele młodszy, na dodatek zestresowany i pod presją dzisiejszego dnia. Dalej nic nie mówiąc, objęła go mocno.
Po dłuższej chwili zeszli na dół do gości i wpuścili się w wir zabawy.
Pili, jedli, bawili się. Zorganizowali konkurs karaoke, zabawę w krzesełka i walkę kurczaków. Także nauczyli gości dwóch tańców, po czym prawie bez przerwy tańczyli jedno i to samo.
Noc trwała końca.
Kiedy w końcu się skończyło, młodzi siedzieli przy stole i pili w ciszy wino w kubkach. Spoglądali co jakiś czas na siebie i uśmiechali się lekko.
Naris zorientowała się, że powinni się przespać, gdy słońce było już widoczne na horyzoncie. Jednak JoongKi już spał z głową na stole. Dziewczyna wstała, pocałowała męża delikatnie w policzek i poszła spać do jednego z pokoi na wyższym piętrze.
Położyła się i zasnęła spokojnie, wycieńczona po i przed stresującymi dniami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Sasame Ka z Panda Graphics