3/02/2015

|Cztery Pory Roku| Zima

N/A: Sooooł~ 
Pisane po nocach, więc nie odpowiadam za: zawał, łzy, bekę czy jakiekolwiek odczucia. Chociaż sam ryczałem, tworząc. Ale ciii~ Drugie, upublicznione całe opo by ME. 
PLEASE, ENJOY~

*EDIT: Ja płakałam, a na dole skrzaczył się akapit - Yuki. 

~*~ZIMA~*~
Tego dnia spadł pierwszy śnieg. Był dzień przed Wigilią Bożego Narodzenia. Napadało dużo, a wieczorem przymroziło ostro. Na niebie migotały gwiazdy, a księżyc dawał światła, prawie jak słońce.
Na przystanku stał wysoki student. Dwadzieścia pięć lat. Czekał na autobus, który zawiezie go do sklepu. Chciał upiec ciasto, ale gdy wyciągnął jajka z lodówki, wyleciały mu wszystkie z ręki. Był opatulony niczym Eskimos, a i tak trząsł się z zimna. Przeskakiwał z jednej nogi na drugą, w nadziei, że może się jakoś rozgrzeje. Spojrzał w bok, gdzie stał chłopak. Wyglądał, jakby był w jego wieku, tylko trochę niższy. Był w samej bluzie, z kapturem na głowie. W ustach trzymał papierosa i dłonią osłaniał mały płomień, którym go zapalił. Zaciągnął się i po chwili wypuścił dym, odchylając głowę do tyłu.
- No proszę, kogo można spotkać o tej porze na przystanku? Znowu cię moja siostra wyrzuciła z domu? Drogi Song JoongKi? - zaśmiał się student.
- Lee KwangSoo. Sto lat żeśmy się nie widzieli - powiedział chłopak w fioletowej bluzie. KwangSoo od razu wyjął mu z ust papierosa i rzucił na ziemie. JoongKi wydmuchał dym prosto w jego twarz i zaśmiał się, gdy kolega kaszlał.
- Ile razy mam ci mówić, byś tego nie robił? - spytał arogancko Song.
- Ile razy mam ci mówić. byś nie palił? - dodał Lee.
- Gdzie się wybierasz?
- Po coś do ciasta. Znowu je zjesz całe....
- No tak - zaczął się śmiać i wsadził dłonie do kieszeni bluzy.
- Mnie Naris wysłała po... O mój boże... Ogórki kiszone!
- Co się stało? - wystraszył się KwangSoo.
- Ogórki to ogórki, nic wielkie... O mój boże! Ogórki kiszone!
- Ogórki kiszone! - wykrzyknęli razem w jednej chwili. JoongKi złapał kolegę za ramię.
- Wracamy! Wracamy! Szybko! Musisz iść ze mną w razie, gdybym zemdlał... Proszę - powiedział prawie płaczliwym głosem.
- Tak jest! Poszli do domu siostry Lee.
- Już jesteś? Tak szybko? - spytała Naris, słysząc trzaskanie drzwiami.
- Kochanie... Kotku... - zaczął JoongKi - Czy ty jesteś w ciąży? - spytał bardzo poważnie.
- Oj, mój kochany idiota. Jak zwykle myśli za dużo - zaśmiała się trochę nerwowo.
- Nie pysiu. Ogórki kiszone potrzebne mi są do sałatki jarzynowej. Ale to słodko, że tak pomyślałeś - dała mu buziaka.
- Słodko? Prawie na zawał zszedł - dodał KwangSoo.
Dziewczyna posmutniała trochę.
- Nie - zaczął szatyn, chcąc się wybronić jakoś – Po prostu... Że mi nic nie powiedziałaś... Że... Nie ufasz mi... - nie był w stanie ułożyć poprawnie zdań - Właściwie to bym się cieszył...
- W sumie... Skoro już to zaczęliśmy... KwangSoo-ya. Rozbierz się.
Kiedy usiedli w salonie, Naris denerwowała się trochę. Jako starszą siostra i kochająca żona nie chciała, by wszystko wyszło na jaw, jej zdenerwowanie i podniecenie zarazem.
- JoongKi... Ja... Jestem w ciąży...
Chłopak trzymał szklankę, ale z wrażenia aż ją upuścił i roztrzaskała się na podłodze.
- Bałam się... - Naris prawie płakała - Nie wiedziałam. jak zareagujesz...
- Kochanie, znamy się całe życie... KwangSoo jest dla mnie jak brat, ty jak siostra... Byłaś... Do czasu... Ale teraz cię kocham... - podniósł dłoń. pokazując złotą obrączkę - Czy to nic nie znaczy? Jestem, by cię wspierać... Więc nie mów mi, że się bałaś czegoś... - dodał.
Usiadł obok niej i przytulił ją mocno.
- Przepraszam... Mogłam powiedzieć od razu...
- Noona! JoongKi! - KwangSoo płakał jeszcze bardziej niż ona - Gratuluję! - usiadł od drugiej strony siostry i przytulił ich oboje.
- Ah, to obrzydliwe - powiedziała Naris i wstała tak samo, jak jej mąż. Szatyn wziął jej policzki w dłonie i spojrzał w oczy, uśmiechając się.
- Jestem taki szczęśliwy.
- Naprawdę? - Dziewczyna poczuła, jak rozpiera ją energia i chęć do życia.
- Naprawdę. - powtórzył - Ale uspokój go, bo aż serce mi się kraja, gdy tak płacze.
- To ze szczęścia - mówił przez łzy KwangSoo.
- A tak przy okazji, chciałam to powiedzieć jutro przy kolacji. Ale byliście szybsi - zaśmiała się Naris - Przestańcie być tacy mądrzy.
Kiedy jej brat się uspokoił, ubrali się znowu i pojechaliśmy do sklepu po jajka i... OGÓRKI KISZONE!

Następnego dnia spotkali się wraz z rodzicami KwangSoo i Naris i z rodzicami i siostrą JoongKi'ego. Nowina o nowym członku rodziny niezmiernie ucieszyła obie strony i zaczęli od razu spekulować o imieniu dla dziecka.
- Jeszcze nie wiadomo czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka. - śmiała się Naris słysząc niestworzone propozycje na imię dla małego ktosia.
- Dwadzieścia dziewięć lat to idealny wiek - dodała jej matka. - w końcu się doczekałam. Już się bałam, że prędzej moja śmierć nadejdzie.
Wszyscy byli w dobrych humorach więc śmiali się cały czas. Po wszystkim JoongKi odwiózł rodziców i teściów do ich domów. W międzyczasie KwangSoo zasnął na ich białej, skórzanej kanapie. Naris zaśmiała się cicho i przykryła brata kocem. Kiedy szatyn wrócił, był zmarznięty i cały czerwony od mrozu na twarzy. Dziewczyna rozebrała go i wepchnęła go pod prysznic, po czym sama zrzuciła ubranie i weszła do niego.
- Uwielbiam, gdy nie masz nic na sobie. - uśmiechnął się i zaczął ją całować. Umyli się i cali mokrzy i nadzy wylądowali w łóżku.
A co było dalej, to już się każdy może domyśleć.

~*~
Jakieś dwa tygodnie później Naris wyciągnęła męża na przejażdżkę konno. Zapłacili za ''wynajem'' koni i ruszyli ''w teren'' do lasu i między polami uprawnymi, na których leżała gruba, śnieżna pierzynka.
- Ale cuchną te konie - narzekał JoongKi cały czas.
- Wcale nie - powiedziała Naris, głaszcząc swojego ogiera po szyi. - Ten zapach ma swoje uroki.
Nagle koń JoongKi'ego spłoszył się, puścił się galopem i po kilkudziesięciu metrach zahamował, tak że chłopak przeleciał nad głową zwierzęcia i sam wylądował na głowie, na zamarzniętej ziemi.
Pół godziny później byli już w szpitalu. JoongKi leżał nieprzytomny i badali go. Zrobili prześwietlenie całego ciała.
- Pani jest z rodziny? - spytał Naris jeden z lekarzy, gdy Song leżał już spokojnie w sali.
- Jestem jego żoną... - odpowiedziała drżącym głosem.
- Przepraszam, że spytam, ale ile pacjent ma lat? Wygląda dość... Młodo...
- Jest pan bezczelny! - wykrzyczała.
- Przepraszam, przepraszam. Proszę się uspokoić. Pielęgniarka zaraz przyniesie pani herbatę....
- Więc co mu jest?
- Najpoważniejsze to wstrząs mózgu, więc gdy się obudzi, proszę mnie zawołać. - powiedział - Ah, daliśmy miskę... Bo może zwymiotować.
- Rozumiem - nie do końca docierało do niej, co mężczyzna mówi, ale potakiwała głową.
- Oprócz tego, złamana ręka i parę stłuczeń i siniaków. - dodał i gdy Naris podziękowała, wyszedł.
- Masz swoje narzekanie na zapach konia - powiedziała trochę histerycznie dziewczyna.
Rozejrzała się. W pomieszczeniu było małe lustro. Przyjrzała się sobie. Makijaż na oczach całkowicie zniknął od łez, blond włosy sterczały okropnie, a oczy miała zapuchnięte. Nagle poczuła się słabo. Usiadła, ale to nic nie dało. Wtedy ostry ból brzucha sprawił, że zgięła się w pół. Nie była jeszcze u lekarza, by sprawdzić stan dziecka, ale wiedziała, że pierwszy miesiąc to nie był. Chciała zawołać kogoś, ale głos ugrzązł jej w gardle. Wtedy pielęgniarka weszła do pokoju. Odstawiła szybko filiżankę na stół.
- Pomocy, moje maleństwo - płakała Naris. Kobieta szybko zabrała ją gdzie trzeba i została przebadana.
- Na szczęście to był tylko skurcz. Trochę wcześnie, jednak stres dzisiejszego dnia mógł tak zadziałać na panią. Proszę teraz wrócić do domu i odpocząć. Pani mąż jest w dobrych rękach. - powiedział lekarz.
Naris zadzwoniła do brata, by przyjechał po nią, po czym kazała mu jechać do JoongKi'ego, żeby nie był sam. Spanikowała trochę, bo szatyn ma fobie i boi się lekarzy i szpitalu. Więc jak się obudzi, ktoś musi przy nim być. KwangSoo uspokoił ją i pojechał, dopiero gdy ona zasnęła. Trafił na moment, kiedy Song się obudził. Teraz tego musiał uspokajać i gdy mu się to udało, zawołał lekarza, a szatyn zwymiotował do podstawionej miski. Nie do końca ogarniał co się wokół niego działo. Kręciło mu się w głowie, a ból był nie do zniesienia. Krzyczał. Jeśli ktoś nie wiedziałby, co się stało, uznałby go za wariata lub opętanego. Musieli mu dać środki uspokajające. Jednak zanim trafili w ciało Song'a, dźgnęli igłą nogę Lee i opróżnili strzykawkę.
- O cholera... - powiedzieli w jednej chwili KwangSoo, pielęgniarka trzymająca strzykawkę i lekarz.
Studenci odlecieli. Dwóch lekarzy i jeden pielęgniarz zanieśli KwangSoo na jakieś wolne łóżko. Natomiast JoongKi spał spokojnie. Na zewnątrz było już ciemno, mimo że jeszcze nie dochodziła na zegarku piąta. Na dworze panowała burza śnieżna. Ledwo było widać, co jest po drugiej stronie drogi, a wiatr wywijał gałęziami drzew, jakby bawił się z nimi w kotka i myszkę czy też tańczył jakiś szalony taniec nowoczesny. Naris w domu obudziła się. Wciąż czuła się słaba, a zawroty głowy nie dawały jej spokoju. Zrobiła sobie kawy i uspokoiła się nieco. Wzięła się za jakąś kolacje. Nie dość, że martwiła się o męża, to jeszcze brat nie odbierał telefonu. Nie chciała wychodzić w taką pogodę, ale musiała zobaczyć się z Song'iem. Zadzwoniła po taksówkę, która zawiozła ją do szpitala. Będąc już w sali z ukochanym, wyciągnęła na stolik pudełeczka z jedzeniem i sztućce. JoongKi obudził się po chwili.
- Ale mam szczęście - zaśmiała się Naris przez łzy.
- Gdzie ja jestem? - spytał chłopak, rozmasowując sobie skronie. - Czemu mnie tak głowa boli?
- Byliśmy na przejażdżce konno... I twój koń zaczął szaleć. - odpowiedziała mu.
Wtedy do sali wszedł KwangSoo. Był zdenerwowany, a nogi plątały mu się strasznie. Tak samo, jak język.
- Nienanananaffidzę lekarzszy - wykrzyczał i usiadł na krześle. - Och, noonnnna. So ty tu robfisz?
Śmiała się razem z Joongki'm z brata. Zawsze był zabawnym i trochę fajtłapowatym człowiekiem, jednak sposób w jaki mówił teraz, przebił wszystko.
- Nie śfmiejcie się! - krzyczał. Kiedy się uspokoili, a zajęło im to dłuższą chwilę, spojrzeli po sobie.
- Już dobrze kotku. - powiedział JoongKi do Naris, która wyglądała jakby, znowu miała płakać. - Wszystko będzie dobrze.
Jakieś pół miesiąca później wypuścili go do domu. Song i Lee studiowali na jednym kierunku, więc KwangSoo przynosił codziennie koledze ksero notatek i ten był na bieżąco. Dopiero po kolejnej połowie miesiąca, z początkiem lutego poszedł normalnie na uczelnie. Zazwyczaj JoongKi przesiadywał godzinami w bibliotece, jednak teraz ze względu na Naris. Wypożyczał te książki i uczył się w domu. Dziewczyna poszła już na zwolnienie, gdyż jej i dziecka stan nie był za dobry, a szatyn uwielbiał patrzeć, jak krząta się w kuchni. Pewnego pięknego i słonecznego dnia oboje wstali wyjątkowo późno. Była niedziela.
- Dzień dobry kochanie. - uśmiechnął się JoongKi.
- Witaj najdroższy. - powiedziała Naris, na której nagie ciało, na mleczną skórę, padały lekkie promienie, zimowego słońca.
Przez ostatni czas przybrała trochę na wadze, a jej brzuch zaczął się powoli zaokrąglać. JoongKi uważał, że to okropnie słodkie, bo wreszcie nie przytula się do samych kości.
- Nie uważasz, że powinniśmy już wstać? - spytała po dłuższej chwili błogiego milczenia. Chłopak nachylił się nad nią i zaczął obcałowywać jej ciało.
- Zostańmy dzisiaj cały dzień w łóżku. - zaproponował - Po co mamy wstawać?
- Bo świat na nas czeka.
- No tak, muszę się uczyć. Egzaminy się zbliżają. - westchnął.
- Właśnie - zaśmiała się Naris i wykopała go z łóżka.
- Nigdy nie mogę pojąć, czemu ty śpisz w koszulce i bokserkach, a ja zawsze kończę naga?
- Bo ja - podniósł się - Wolę cię bez niczego, a ja w nocy marznę. Więc muszę się tulić do twojego gorącego ciała. - dodał, ubierając spodnie.
- Przynieś mi śniadanko, a nie gadaj tyle. - powiedziała.
- Tak jest, moja pani.
Popołudniu nadal było ciepło, więc wybrali się na spacer po parku, który był niedaleko ich domu. Śnieg przyjemnie skrzypiał pod stopami, a lekki wiaterek rozwiewał im włosy na wszystkie strony. JoongKi zbudował bałwanka. Nie był zbyt duży, a jego nosem była plastikowa zakrętka od soku.
- Nazwijmy go Olaf? - zaśmiała się Naris, pocierając dłońmi jego zmarznięte ręce.
- A jak nazwiemy nasze maleństwo? - spojrzał jej w oczy, uśmiechając się lekko.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że jesteś tylko mój, że będziemy mieć dziecko... - posmutniała trochę, po czym się roześmiała.
- Kochanie co się stało?
- Jestem taka szczęśliwa.
Także się roześmiał i wpił w jej usta. Objął ją delikatnie i poczuł, jak Naris odwzajemnia każdy jego pocałunek. Po chwili jednak JoongKi poślizgnął się i oboje wylądowali na ziemi.
- Jeśli to będzie dziewczynka, nazwiemy ją Soo... - zaczął chłopak.
- ...Ji! - dokończyła za niego Naris - A jeśli chłopiec to...?
- JiYong! - wykrzyknął, wstając. Pomógł jej wstać.
Nagle dostał śnieżką po głowie. Zdziwiony rozejrzał się i zobaczył jedynie, jak kilku chłopców ucieka z dala od niego, a macha im KwangSoo.
- Ya! Lee KwangSoo! - JoongKi zrobił śnieżny pocisk i gdy ten się odwrócił do nich, rzucił kulką prosto w niego.
- To nie ja to rzuciłem - zaczął się bronić, ale nim się zorientował, był cały wysmarowany śniegiem.
Leżał na brzuchu twarzą w białym puchu, a nad nim stał szatyn, otrzepując ręce.
- No. Robota wykonana. Można wracać do parku. - odwrócił się i wtedy podciął go kolega.
Teraz oboje zażywali zimnej kąpieli. Lee wrzucił Songowi za kurtkę, za koszulkę śnieg i miał ubaw, widząc JoongKi'ego podskakującego i próbującego się wytrzepać. Także Naris śmiała się bez przerwy. Nagle dziewczyna zaczęła kaszleć i nie mogła złapać oddechu. Jej mąż od razu stanął przy niej, wziął w dłonie jej policzki i pomógł uspokoić się. Powoli wrócili do domu. Napili się gorącej czekolady, wzięli prysznic i wylądowali w łóżku. JoongKi uczył się czegoś, a Naris czytała książkę.
- Pójdziesz ze mną jutro na konie? - spytała dziewczyna.
- Nie, nie. Nie ma mowy. Stanowcze nie. - zaczął powtarzać.
- No dobrze. Chciałam się tylko... - zamknęła książkę. - Chcę już spać. Jakbyś mógł zgasić światło i uczyć się przy lampce.
Szatyn odłożył książki i zaczął całować ją po szyi. Ona zaśmiała się cicho, ale szybko się odsunęła.
- Jestem zmęczona. Dobranoc.
- No dobrze... - JoongKi był nieco zdziwiony jej nagłym zachowaniem.
- Śpij dobrze.
Wstał z łóżka, zabrał książki, po czym wyłączył światło i wyszedł z pokoju. Rozsiadł się w salonie na fotelu. Uczył się do późna w nocy. Zasnął, trzymając nogi na stole i z książką w dłoni. Rano Naris zbudziła się wcześnie, czując mdłości. Nie zwróciła uwagi, że obok niej miejsce jest puste. Wstała i poszła do kuchni zrobić sobie herbaty. Usłyszała ciche pochrapywanie z salonu. Poszła tam i zobaczyła męża na fotelu.
- Moje kochanie - podeszła do niego i dała mu buziaka.
Zbudził się energicznie. Poderwał się i zaczął się kręcić.
- Która godzina?! - krzyknął, strasząc Naris.
- Ósma - odpowiedziała mu cicho.
- Dlaczego mnie nie obudziłaś...?! Cholera... - pobiegł do pokoju.
- Nie... Nie wiedziałam...
- Widziałaś gdzieś mój telefon? Gdzie są moje spodnie...?! - wykrzykiwał i rzucał pytaniami. Naris usiadła na fotelu i trzęsła się.
Nie wiedziała co zrobić, co zrobiła źle, a czego nie zrobiła, a powinna była. Chwilę później chłopak wybiegł z domu bez pożegnania. Naris rozpłakała się i długo nie mogła się uspokoić.
Tak samo, jak JoongKi nie wracał długo. A kiedy wrócił, był pijany jak bela. Ledwo na nogach stał. Nie zdążył dojść do łóżka, tylko padł w korytarzu. Niedługo później z jazdy konnej wróciła Naris. Na samym wejściu uderzył w nią smród alkoholu. Nie rozbierając się nawet, pobiegła do łazienki i zwymiotowała. Jedynie tutaj zapach był normalny. Nie chciała wychodzić. Bała się pijanych ludzi, szczególnie JoongKi'ego, który robił się nadpobudliwy i arogancki. Nie raz miała z nim do czynienia, gdy był w takim stanie. Obiecał jej, że już nie tknie ani kropelki, ale cały czas łamał dane słowo. Trzęsąc się, zasnęła w łazience.
Obudziło ją mocne uderzenie w policzek i szarpanie. Był środek nocy, a nad nią stał JoongKi. Patrzyła na niego przerażona. Wybiegła z łazienki i nie wiedząc do końca, co robi, zagrodziła drzwi szafką, która była na szerokość korytarza. Następnie wybiegła z mieszkania. Na szczęście KwangSoo mieszkał kilka numerów dalej, na tej samej ulicy, a drzwi były zawsze dla niej otwarte.
- Co się stało?! - spytał, widząc ją w drzwiach.
- Czemu jeszcze nie śpisz? - spytała drżącym głosem.
- Nonna...? Czemu masz taki czerwony policzek? Nie mów mi, że... Uderzył cię? - nawet Lee stał teraz przestraszony.
- Nie chciał... Na pewno nie chciał... - powiedziała, wtulając się w brata.
Dopiero następnego dnia, pod wieczór wróciła do domu. Dla bezpieczeństwa poszedł z nią KwangSoo. Szafka stała nietknięta, za to, to co zobaczyli, gdy ją odsunęli i otworzyli drzwi, przerosło ich.
Łazienka była teraz jednym wielkim pobojowiskiem. Na podłodze było pełno wody i porozbijanych kosmetyków i porozlewanych środków czystości. Szklana kabina prysznicowa, a właściwie to, co po niej zostało, była w drobnych kawałkach, tak samo, jak lustro i umywalka. A w wannie leżał JoongKi. Można by było uznać, że śpi, gdyby nie leżał w czerwonej od krwi wodzie z podciętymi żyłami na nadgarstkach i odłamkiem lustra w zaciśniętej dłoni. Na dodatek nogi, zakrwawione od szkła stopy, wystawały poza wannę. KwangSoo rzucił się mu na ratunek. Wyciągnął go z wanny i z łazienki. Położył go, całego mokrego na łóżko. Szybko zrobili z jakiś szmat opaski uciskowe, sprawdzili puls i dopiero wtedy zadzwonili po karetkę. Naris nawet nie płakała, nie miała na to czasu. Dopiero kiedy go zabrali, zaczęła płakać. Widząc jej stan, ratownicy nie pozwolili jej pojechać. KwangSoo był cały czas przy niej, nie mógł jej zostawić w takim momencie. Po jakimś czasie zasnęła ze zmęczenia.
Niestety KwangSoo musiał dzwonić po karetkę także rano, gdyż Naris dostała ostrych skurczów. Kiedy lekarz ją badał, wypytał o wszystko. Dowiedziawszy się o „wybryku” JoongKi'ego uspokoił ją, gdyż udało się ratownikom go uratować.
- A o resztę niech się pani nie martwi.... Jednakże, jeśli coś takiego zdarzy się znowu - mówił doktor - tak silny stres... Dziecko może tego nie przeżyć...
Naris wzdrygnęła się.
- Obiecuje, będę na siebie uważać.
Po wyjściu z gabinetu, mimo sprzeciwów brata poszła zobaczyć JoongKi'ego. Szybko go znalazła i wchodząc do sali, gdzie leżał, znowu zalała się łzami. Chłopak był blady, miał podłączone dwie kroplówki, jedną zwykłą, a drugą z krwią. Do tego był podłączonych do respiratora. Leżał. tępo wpatrując się w sufit. Trudno mu było myśleć.
Kiedy ujrzał Naris, skoczyło mu ciśnienie. Tak bardzo, że przybiegł lekarz i kilka pielęgniarek, wypraszając rodzeństwo. Mogli wejść dopiero po dłuższej chwili. Jednak JoongKi spał. KwangSoo był wkurzony na niego jak nigdy, natomiast Naris głaskała go spokojnie po dłoni i wycierała mu twarz, wilgotną ściereczką, co jakiś czas. Była spokojna, jeszcze nie wiedziała co będzie potem, ale na razie jest teraz i musi się zająć mężem. Kiedy w końcu obudził się znowu, uśmiechnął się na jej widok i ściągnął maskę z ust i nosa.
- Witaj kochanie... - powiedział cicho.
- Dobry wieczór najdroższy... - odwzajemniła uśmiech.
Nie chciała rozmawiać o tym, co się stało. Musiał dojść do siebie, to było najważniejsze. Kiedy był już na tyle w dobrym stanie, by porozmawiać na spokojnie, zgodził się na rozmowę z Naris, pod okiem psychiatry. Małżeństwo usiadło w niewielkim pokoiku, z podłączonymi mikrofonami i z małą kamerką pod sufitem.
- Kochanie... Tak bardzo cię przepraszam... - zaczął JoongKi. - Nie pamiętam dokładnie tego, ale wiem, że cię uderzyłem.
Oboje mieli łzy w oczach i patrzyli na siebie, jakby widzieli się ostatni raz w życiu.
- Nie wiem czemu, to zrobiłem - mówił dalej - Nie wiem... Nie wiem... Ale przepraszam cię... Nie oczekuję, że mi wybaczysz. Po prostu jest mi strasznie przykro.
- JoongKi - odezwała się dziewczyna - Nie wiem, czy KwangSoo ci wybaczy, ale ja zrobiłam to już dawno temu.
- Naris...
- Wiesz, że cię kocham... Jeśli nie zrobisz czegoś takiego ponownie, będę z tobą do końca. - pociągnęła nosem - Sam mówiłeś - wskazała na obrączkę - Czy to nic nie znaczy? Będę przy tobie i nigdy cię nie opuszczę... Tylko czemu to zrobiłeś...?
Nastąpiła długa chwila milczenia. Z głośników usłyszeli „Jeśli nie chcesz mówić, nie musisz na razie”.
- Nie... Powiem to - uśmiechnął się na siłę - Czułem się winny... Nie panowałem nad sobą. Poza tym nie wracałaś tyle czasu... - poleciała mu łza po policzku. - Bolało mnie to, co zrobiłem tobie... Byłem przerażony. Nie chciałem cię tracić. Tyle lat jesteśmy już razem, od urodzenia właściwie... Nie mogłem sobie wybaczyć...
- Dlatego nie powinieneś myśleć, że mnie stracisz...
- Nie uderzyłem cię nigdy! Wizja mojego życia bez ciebie była jedną wielką.... - szukał słowa przez chwile - nicościom... Kocham cię bardzo... I nie...
- Też cię kocham i nigdzie się nie wybieram - przytuliła go mocno.
- Dziękuję - odezwał się głos z głośników - Na dzisiaj wystarczy.
Odbyło się jeszcze kilka takich rozmów. O przeszłości, przyszłości, o wszystkim i o niczym. Po jakimś czasie wypuszczono go do domu. Miał umówione terminy jeszcze kilku spotkań, na które musiał przychodzić.
W tym samym dniu Naris była umówiona na USG, więc poszli oboje od razu.
- Gratulacje. Będą państwo rodzicami dużej i zdrowej dziewczynki - powiedział lekarz.
Zaczęli się cieszyć jak dzieci, płakali, śmiali się, nie mogli opanować emocji. Doktor pokręcił z uśmiechem głową. Podziękowali mu i prze szczęśliwi, wrócili do domu, z nową łazienką.
- Ładnie - powiedział JoongKi.
- Ta stara nadawała się i tak do remontu - zaśmiała się, Naris gładząc się po brzuchu.
- Tak mi się nagle przypomniało. Kiedy siedziałam u KwangSoo, w ten okropny dzień... Pomyślałam nawet o rozwodzie... Ale to byłoby głupie i nieodpowiedzialne.
- Bardzo. Nasza SooJi nie miałaby wtedy normalnego dzieciństwa - wziął w dłonie jej policzki i zaczął całować namiętnie.




Małżeństwo było bardzo szczęśliwe. Myśleli, że to koniec ich problemów. Jednakże pewnego marcowego poranka JoongKi obudził się sam w łóżku. Na poduszce obok była kartka, że Naris wyszła do sklepu i za niedługo wróci. Nie wiedział, kiedy poszła, mimo to zadzwonił do niej, żeby powiedzieć, jak bardzo ją kocha. Nie odbierała, a właściwie nie miała przy sobie telefonu, bo chłopak znalazł go na stole w kuchni.
- Tyle razy jej mówiłem... - powiedział do siebie. Zrobił sobie kawy.
Miał na sobie jedynie spodnie dresowe, a pod nimi nic. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Szatyn pobiegł, będąc stu-procentowo przekonany, że to Naris. Bez spytania, otworzył drzwi i ktoś rzucił się na niego i zaczął całować. JoongKi rozpoznał swoją byłą, która go rzuciła i wyjechała do innego kraju, kiedy byli jeszcze w liceum. Odepchnął ją szybko od siebie.
- Co ty tu robisz?! - wykrzyknął.
Drzwi wejściówek były nadal otwarte i w korytarzu rozległo się echo.
- Stęskniłam się. - odpowiedziała, splątując ręce za jego szyją - Tak mnie witasz? Skarbie?
- Skończyliśmy to już dawno temu! Jestem żonaty – krzyczał, bojąc się, że w każdej chwili Naris może wrócić.
- Słucham? - niska blondynka z mocnym makijażem roześmiała się - Ty i małżeństwo? Ledwo mnie udało ci się wyrwać.
- A ty słysząc gdzie i co studiuje i że mam już zagwarantowaną posadę, przybiegłaś w podskokach. - powiedział arogancko.
Dziewczyna, KyuMin, bo tak było jej na imię, speszyła się trochę.
- Wcale nie. Stęskniłam się - dodała i znowu wpiła się w jego usta.
Znowu chciał ją odsunąć, ale trzymała się jak rzepa i nie szło jej ruszyć. Blondynka pamiętała ten dom. Nie raz tu przesiadywała godzinami, ucząc się razem z JoongKi'm. Popchała go w stronę sypialni. Wywrócił się, lecz ona podniosła go jak zabawkę, za szyje i popchnęła znowu, na łóżko.
- Nie po to chodzę tyle na siłownię, by nie poradzić sobie z takim nerdem jak ty. - zaśmiała się, widząc jego spojrzenie.
Chłopak był przerażony, a ona usiadła na nim spokojnie okrakiem.
- To na czym skończyliśmy? - uśmiechnęła się zalotnie i zaczęła go całować znowu.
Mimo swoich niewielkich rozmiarów była ciężka i nie do zrzucenia. Song nie mógł dać tak łatwo za wygraną, szarpał się przez cały czas. KyuMin odsunęła się od niego i ten wstał od razu i usiadł pod ścianą.
- W ten sposób, dziś się tobą nie nacieszę... - powiedziała, wzdychając.
- Wynoś się stąd! - krzyknął - Kocham swoją żonę! Ona jest w ciąży, będziemy mieli dziecko.
- Tak? To gratuluje - zaśmiała się i podniosła go. - Ale teraz jesteś mój - uderzyła go mocno w twarz.
- Błagam cię, zostaw mnie w spokoju... - mówił spanikowany - Nie chcę jej stracić. Ona może tu lada moment wrócić.
- Zdążymy, spokojnie - złapała go za ręce.
- Cz... Czekaj.. Co ty robisz? - panikował coraz bardziej.
- Zwykły seks przestał mnie interesować. Lubię mieć, jakby to powiedzieć? - zaśmiała się znowu - Ofiarę?
Popchnęła go na podłogę. Usiadła na nim i zabrała jego ręce nad jego głowę i przywiązała do wystającej ponad pościel ramy łóżka.
- Przestań, błagam cię...! - chłopak już płakał, szarpiąc dłońmi.
- Będziesz błagać później. - Rozebrała się przed nim i osunęła jego spodnie.
- Nie, nie! Nie! Proszę n... - nie zdążył dokończyć, bo zakleiła mu czymś usta.
Wytarła mu mokre policzki i pocałowała go w czoło.
- Tylko raz... - mówiła z okropnym uśmiechem na ustach. - Później zobaczymy.
Zamknęła na klucz drzwi do pokoju i wróciła do niego.
- Rozluźnij się, skarbie będzie ci jak w niebie. - powiedziała, łapiąc w dłonie jego członka.
Masowała go intensywnie i kiedy miał dojść, wyczuła ten moment i usiadła na nim wygodnie. Chłopak poddał się już dawno i pozwalał jej na wszystko, bez przeszkadzania. Dziewczyna jęczała okropnie. Wtuliła jego twarz w swoje piersi i poruszała się na nim, jakby ujeżdżała konia. Sprawiła, że doszedł dwa razy. W pewnym momencie zatrzymała się i obcałowywała go po szyi, po ramionach i po uszach. Zeszła trochę niżej i zaczęła lizać go po torsie. Nagle do pokoju weszła Naris i prawie padła na wejściu. Zdawało się, że JoongKi coś krzyknął i zaczął się szarpać znowu, a KyuMin patrzyła na nią jak na kosmitę.
- Kim pani jest? - zaczęła ta niska.
- Proszę mi wybaczyć, już nie przeszkadzam. - powiedziała Naris i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Po czym zostawiła w kuchni zakupy i wybiegła z mieszkania, nie zabierając telefonu. Kiedy KyuMin skończyła się bawić, ubrała się i wzięła mu trochę pieniędzy z portfela i wyszła z domu. JoongKi siedział nagi i przywiązany. Po jakiejś godzinie udało mu się wyswobodzić jedną dłoń. Z drugą poszło mu już znacznie łatwiej. Uwolnił swoje usta od czarnej taśmy. Jednak wtedy naszło go pytanie „I co teraz?”. Ubrał się i poszedł do przyjaciela. Jak się spodziewał była tam także Naris.
- Czego chcesz? - spytał ponuro KwangSoo.
- Muszę z nią porozmawiać... Proszę... Wpuść mnie... - mówił JoongKi ze łzami w oczach.
- Z nią też chcesz się zabawić?
- Nie, nie... Muszę z nią porozmawiać!! - nie wytrzymał i odepchnął kolegę, odsłaniając sobie wejście.
Niestety wysoki student z dużą siłą uderzył go i popchnął mocno, aż JoongKi wylądował na ziemi.
- Jutro przyjdziemy po jej rzeczy. - dodał KwangSoo i trzasnął drzwiami.
Szatyn przez resztę dnia snuł się po ulicach miasta. Miał na sobie jedynie dresowe spodnie, bluzę i jakieś trampki na nogach. Marzł bardzo, ale nie chciał wracać do domu. W pewnym momencie spotkał siostrę na rynku.
- JoongKi-Oppa! - wykrzyknęła HyeJoo.
- O, potworek. Co ty tu robisz? - uśmiechnął się na siłę na jej widok.
- Wracam ze szkoły, a ty? - odpowiedziała.
- Tak sobie spaceruje. Jak ci idzie w szkole?
- Dobrze, ale mama prosiła mnie, bym dziś szybko wróciła do domu. - mówiła dziewczynka.
         - Coś się stało? - spytał lekko zmartwiony szatyn.
         - Nie, nic nie mówiła, ale cóż... Muszę się już pożegnać. - uśmiechnęła się radośnie – Papa!
      JoongKi wyciągnął paczkę papierosów i zapalił jednego. Wrócił do domu i resztę dnia, potem noc i kolejny dzień przesiedział na łóżku, wypalając kolejne papierosy. Przypomniał sobie, że Naris miała przyjść, więc pootwierał okna, wziął prysznic i ubrał się. Przyszedł tylko KwangSoo, zabrał jej rzeczy i nic nie mówiąc, stanął przed drzwiami.
- Jeśli teraz wyjdziesz... - zaczął JoongKi - Już nigdy was nie zobaczę...?
- Zobaczysz w sądzie, na rozwodzie, a potem na walce o prawa rodzicielskie. Której i tak nie wygrasz - rzucił i wyszedł.
JoongKi wrócił na łóżko. Usiadł i objął poduszkę, zaciskając na niej dłonie. Patrzył tępo w przestrzeń. Nie spał kolejnej nocy. Z tego transu wyrwała go Naris.
- Widziałeś? Śnieg stopniał. A na drzewach pojawiają się pierwsze pąki.
- Kocham cię... Proszę, nie zostawiaj mnie... Nie odchodź. - mówił.
- Chciałam się pożegnać. Też cię kocham, ale to za wiele dla mnie.
- Słońce... Promienie... Kwiaty i drzewa... Po co mi to skoro nie będę mieć ciebie? - spytał, a po policzku leciały mu łzy.
- Masz te swoją z wielkimi zderzakami. - zaśmiała się Naris i wstała, kierując się ku wyjściu.
- Nie idź... - rzucił szybko Song.
- JoongKi? - spytała niepewnie.
- Nie idź...
- Żegnaj... - dodała i znowu zaczęła iść.
- Wiesz? - to słowo ją zatrzymało. - Już w wieku sześciu lat byłem o ciebie zazdrosny... Że bawiłaś się z innymi, nie ze mną... - mówił powoli - Potem jak miałaś tych swoich chłopaków... Mnie zżerała zazdrość... Na wierzchu cieszyłem się twoim szczęściem, a w środku ktoś kroił moje serce na kawałki...
- Pysiu... - powiedziała Naris, a łzy kapały na podłogę.
- Potem niby przespałaś się ze mną, gdy cię któryś tam rzucił - ciągnął dalej - że niby to nic. „Zapomnijmy o tym, jakby nic nie było”, tak mówiłaś.
JoongKi mówił to jak najbardziej poważnie. Patrzył przed siebie, zaciskając dłonie jeszcze bardziej.
- A potem ten sam, przez którego wylądowałaś ze mną w łóżku, oświadczył ci się... A ty się zgodziłaś. Myślałem, że umrę. Myślałem, że to już koniec. Przecież byłaś dla mnie jak siostra, pięć lat starsza, więc co taki szczyl jak ja mógł zrobić. Niby miałem dziewczynę - zaśmiał się i otarł łzy - myślałem, że może też będziesz zazdrosna... Ale tylko raniłem tym związkiem KyuMin... Teraz - zaśmiał się panicznie - wróciła i mnie zgwałciła. - uśmiechnął się lekko - Pewnie dlatego, że wtedy cierpiała...
- Przestań już! - krzyknęła Naris, słuchając go.
- Ślub. Mieliście ustaloną datę... - mówił dalej - A potem cię rzucił dla innej. Byłem wtedy taki szczęśliwy... Ale widząc twój smutek, przeklinałem tego gościa, że tak zrobił. Widziałaś takie czary? - zaśmiał się ponownie - Chce cię dla siebie. Potem żałuje cię i chce, by tamten do ciebie wrócił... Potem nasz ślub, wesele... Teraz rozwód... - kolejna łza poleciała mu po policzku.
Naris podeszła do niego i dała mu w policzek z otwartej dłoni.
- Przestań! - krzyknęła.
- Idź... Na pewno KwangSoo na ciebie czeka. - powiedział JoongKi.
Od uderzenia musiał dać głowę na bok, a włosy zasłoniły mu oczy
- Idź. Życzę ci szczęścia. - wstał i poszedł do łazienki, gdzie się zamknął.
Dziewczyna od razu się wystraszyła. Zaczęła walić pięściom w drzwi.
- JoongKi! Kochanie! Otwórz! Otwórz, błagam cię! - usłyszała dźwięk tłuczonego lustra. Otworzył. Miał rozciętą wargę, a w dłoni ściskał kawałek szkła. - Znowu chcesz to zrobić...? - spytała drżącym głosem.
- Teraz zrobię to do końca. Z szyją pójdzie szybciej - zamknął drzwi znowu.
- Nie! Nie! Pomyśl o SooJi! Pomyśl o naszym maleństwie! Nie dam sobie rady sama! - krzyczała - Wybaczam ci. Wybaczam ci wszystko! Wszystko słyszysz??!
Do mieszkania wbiegł KwangSoo, słysząc ją, bez słowa wyważył drzwi do łazienki. Chłopak siedział skulony w kabinie prysznicowej. Leciała na niego lodowata woda. Sam płakał, jak dziecko obracając w palcach kawałek szkła. Naris wbiegła do niego, wyrzuciła odłamek z jego rąk i przytuliła go mocno.
- Już dobrze kochanie. Jestem tutaj - mówiła do niego spokojnie.
- Zostaw... Ranie wszystkich dookoła! Po co mi słońce? Po co gorące jego promienie? Skoro nie mogę mieć ciebie...? - spytał, jakby pytał się samego siebie.
- Już dobrze. Nigdzie się nie wybieram. - powtarzała blondynka.
- Znamy się od dziecka. Nie mam nikogo poza wami...
- JoongKi!! - wtrącił się KwangSoo.
- Od urodzenia, ciągle razem. A teraz? Każdy osobno? Każdy z dala od drugiego, nienawidząc siebie nawzajem... Bo ja zdradziłem, bo ona chce mi wybaczyć, a on nie rozumiejąc jej, zostawia ją...
- Już starczy. Nic już nie mów...
KwangSoo wziął go na ręce i zaniósł do łóżka. Chłopak zasnął od razu. Naris przebrała go w suche i czyste ubranie i przykryła go.
Następnego dnia obudził go zapach naleśników.
- Naris...? - wyszeptał sam do siebie, a ona akurat weszła do pokoju.
- Kochanie! - ucieszyła się
- Wyspałeś się? - usiadła na skraju łóżka i pocałowała go.
- Na śniadanko, twoje ulubione naleśniki z czekoladą.
- Och, kotku... - objął ją mocno i zaczął całować namiętnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Sasame Ka z Panda Graphics