N/A: Sooooł~
Pisane po nocach, więc nie odpowiadam za: zawał, łzy, bekę czy jakiekolwiek odczucia. Chociaż sam ryczałem, tworząc. Ale ciii~ Drugie, upublicznione całe opo by ME.
PLEASE, ENJOY~
*EDIT: Ja płakałam, a na dole skrzaczył się akapit - Yuki.
Pisane po nocach, więc nie odpowiadam za: zawał, łzy, bekę czy jakiekolwiek odczucia. Chociaż sam ryczałem, tworząc. Ale ciii~ Drugie, upublicznione całe opo by ME.
PLEASE, ENJOY~
*EDIT: Ja płakałam, a na dole skrzaczył się akapit - Yuki.
~*~ZIMA~*~
Tego
dnia spadł pierwszy śnieg. Był dzień przed Wigilią Bożego
Narodzenia. Napadało dużo, a wieczorem przymroziło ostro. Na
niebie migotały gwiazdy, a księżyc dawał światła, prawie jak
słońce.
Na
przystanku stał wysoki student. Dwadzieścia pięć lat. Czekał na
autobus, który zawiezie go do sklepu. Chciał upiec ciasto, ale gdy
wyciągnął jajka z lodówki, wyleciały mu wszystkie z ręki. Był
opatulony niczym Eskimos, a i tak trząsł się z zimna. Przeskakiwał
z jednej nogi na drugą, w nadziei, że może się jakoś rozgrzeje.
Spojrzał w bok, gdzie stał chłopak. Wyglądał, jakby był w jego
wieku, tylko trochę niższy. Był w samej bluzie, z kapturem na
głowie. W ustach trzymał papierosa i dłonią osłaniał mały
płomień, którym go zapalił. Zaciągnął się i po chwili
wypuścił dym, odchylając głowę do tyłu.
- No
proszę, kogo można spotkać o tej porze na przystanku? Znowu cię
moja siostra wyrzuciła z domu? Drogi Song JoongKi? - zaśmiał się
student.
- Lee
KwangSoo. Sto lat żeśmy się nie widzieli - powiedział chłopak w
fioletowej bluzie. KwangSoo od razu wyjął mu z ust papierosa i
rzucił na ziemie. JoongKi wydmuchał dym prosto w jego twarz i
zaśmiał się, gdy kolega kaszlał.
- Ile
razy mam ci mówić, byś tego nie robił? - spytał arogancko Song.
- Ile
razy mam ci mówić. byś nie palił? - dodał Lee.
- Gdzie
się wybierasz?
- Po
coś do ciasta. Znowu je zjesz całe....
- No
tak - zaczął się śmiać i wsadził dłonie do kieszeni bluzy.
- Mnie
Naris wysłała po... O mój boże... Ogórki kiszone!
- Co
się stało? - wystraszył się KwangSoo.
-
Ogórki to ogórki, nic wielkie... O mój boże! Ogórki kiszone!
-
Ogórki kiszone! - wykrzyknęli razem w jednej chwili. JoongKi złapał
kolegę za ramię.
-
Wracamy! Wracamy! Szybko! Musisz iść ze mną w razie, gdybym
zemdlał... Proszę - powiedział prawie płaczliwym głosem.
- Tak
jest! Poszli do domu siostry Lee.
- Już
jesteś? Tak szybko? - spytała Naris, słysząc trzaskanie drzwiami.
-
Kochanie... Kotku... - zaczął JoongKi - Czy ty jesteś w ciąży? -
spytał bardzo poważnie.
- Oj,
mój kochany idiota. Jak zwykle myśli za dużo - zaśmiała się
trochę nerwowo.
- Nie
pysiu. Ogórki kiszone potrzebne mi są do sałatki jarzynowej. Ale
to słodko, że tak pomyślałeś - dała mu buziaka.
-
Słodko? Prawie na zawał zszedł - dodał KwangSoo.
Dziewczyna
posmutniała trochę.
- Nie -
zaczął szatyn, chcąc się wybronić jakoś – Po prostu... Że mi
nic nie powiedziałaś... Że... Nie ufasz mi... - nie był w stanie
ułożyć poprawnie zdań - Właściwie to bym się cieszył...
- W sumie... Skoro już to zaczęliśmy... KwangSoo-ya. Rozbierz się.
- W sumie... Skoro już to zaczęliśmy... KwangSoo-ya. Rozbierz się.
Kiedy
usiedli w salonie, Naris denerwowała się trochę. Jako starszą
siostra i kochająca żona nie chciała, by wszystko wyszło na jaw,
jej zdenerwowanie i podniecenie zarazem.
-
JoongKi... Ja... Jestem w ciąży...
Chłopak trzymał szklankę, ale z wrażenia aż ją upuścił i roztrzaskała się na podłodze.
- Bałam się... - Naris prawie płakała - Nie wiedziałam. jak zareagujesz...
Chłopak trzymał szklankę, ale z wrażenia aż ją upuścił i roztrzaskała się na podłodze.
- Bałam się... - Naris prawie płakała - Nie wiedziałam. jak zareagujesz...
-
Kochanie, znamy się całe życie... KwangSoo jest dla mnie jak brat,
ty jak siostra... Byłaś... Do czasu... Ale teraz cię kocham... -
podniósł dłoń. pokazując złotą obrączkę - Czy to nic nie
znaczy? Jestem, by cię wspierać... Więc nie mów mi, że się
bałaś czegoś... - dodał.
Usiadł
obok niej i przytulił ją mocno.
-
Przepraszam... Mogłam powiedzieć od razu...
-
Noona! JoongKi! - KwangSoo płakał jeszcze bardziej niż ona -
Gratuluję! - usiadł od drugiej strony siostry i przytulił ich
oboje.
- Ah, to obrzydliwe - powiedziała Naris i wstała tak samo, jak jej mąż. Szatyn wziął jej policzki w dłonie i spojrzał w oczy, uśmiechając się.
- Jestem taki szczęśliwy.
- Naprawdę? - Dziewczyna poczuła, jak rozpiera ją energia i chęć do życia.
- Ah, to obrzydliwe - powiedziała Naris i wstała tak samo, jak jej mąż. Szatyn wziął jej policzki w dłonie i spojrzał w oczy, uśmiechając się.
- Jestem taki szczęśliwy.
- Naprawdę? - Dziewczyna poczuła, jak rozpiera ją energia i chęć do życia.
-
Naprawdę. - powtórzył - Ale uspokój go, bo aż serce mi się
kraja, gdy tak płacze.
- To ze
szczęścia - mówił przez łzy KwangSoo.
- A tak
przy okazji, chciałam to powiedzieć jutro przy kolacji. Ale
byliście szybsi - zaśmiała się Naris - Przestańcie być tacy
mądrzy.
Kiedy
jej brat się uspokoił, ubrali się znowu i pojechaliśmy do sklepu
po jajka i... OGÓRKI KISZONE!
Następnego
dnia spotkali się wraz z rodzicami KwangSoo i Naris i z rodzicami i
siostrą JoongKi'ego. Nowina o nowym członku rodziny niezmiernie
ucieszyła obie strony i zaczęli od razu spekulować o imieniu dla
dziecka.
- Jeszcze nie wiadomo czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka. - śmiała się Naris słysząc niestworzone propozycje na imię dla małego ktosia.
- Dwadzieścia dziewięć lat to idealny wiek - dodała jej matka. - w końcu się doczekałam. Już się bałam, że prędzej moja śmierć nadejdzie.
Wszyscy byli w dobrych humorach więc śmiali się cały czas. Po wszystkim JoongKi odwiózł rodziców i teściów do ich domów. W międzyczasie KwangSoo zasnął na ich białej, skórzanej kanapie. Naris zaśmiała się cicho i przykryła brata kocem. Kiedy szatyn wrócił, był zmarznięty i cały czerwony od mrozu na twarzy. Dziewczyna rozebrała go i wepchnęła go pod prysznic, po czym sama zrzuciła ubranie i weszła do niego.
- Jeszcze nie wiadomo czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka. - śmiała się Naris słysząc niestworzone propozycje na imię dla małego ktosia.
- Dwadzieścia dziewięć lat to idealny wiek - dodała jej matka. - w końcu się doczekałam. Już się bałam, że prędzej moja śmierć nadejdzie.
Wszyscy byli w dobrych humorach więc śmiali się cały czas. Po wszystkim JoongKi odwiózł rodziców i teściów do ich domów. W międzyczasie KwangSoo zasnął na ich białej, skórzanej kanapie. Naris zaśmiała się cicho i przykryła brata kocem. Kiedy szatyn wrócił, był zmarznięty i cały czerwony od mrozu na twarzy. Dziewczyna rozebrała go i wepchnęła go pod prysznic, po czym sama zrzuciła ubranie i weszła do niego.
-
Uwielbiam, gdy nie masz nic na sobie. - uśmiechnął się i zaczął
ją całować. Umyli się i cali mokrzy i nadzy wylądowali w łóżku.
A co
było dalej, to już się każdy może domyśleć.
~*~
Jakieś
dwa tygodnie później Naris wyciągnęła męża na przejażdżkę
konno. Zapłacili za ''wynajem'' koni i ruszyli ''w teren'' do lasu i
między polami uprawnymi, na których leżała gruba, śnieżna
pierzynka.
- Ale
cuchną te konie - narzekał JoongKi cały czas.
- Wcale
nie - powiedziała Naris, głaszcząc swojego ogiera po szyi. - Ten
zapach ma swoje uroki.
Nagle koń JoongKi'ego spłoszył się, puścił się galopem i po kilkudziesięciu metrach zahamował, tak że chłopak przeleciał nad głową zwierzęcia i sam wylądował na głowie, na zamarzniętej ziemi.
Nagle koń JoongKi'ego spłoszył się, puścił się galopem i po kilkudziesięciu metrach zahamował, tak że chłopak przeleciał nad głową zwierzęcia i sam wylądował na głowie, na zamarzniętej ziemi.
Pół
godziny później byli już w szpitalu. JoongKi leżał nieprzytomny
i badali go. Zrobili prześwietlenie całego ciała.
- Pani
jest z rodziny? - spytał Naris jeden z lekarzy, gdy Song leżał już
spokojnie w sali.
- Jestem jego żoną... - odpowiedziała drżącym głosem.
- Jestem jego żoną... - odpowiedziała drżącym głosem.
-
Przepraszam, że spytam, ale ile pacjent ma lat? Wygląda dość...
Młodo...
- Jest
pan bezczelny! - wykrzyczała.
-
Przepraszam, przepraszam. Proszę się uspokoić. Pielęgniarka zaraz
przyniesie pani herbatę....
- Więc
co mu jest?
- Najpoważniejsze to wstrząs mózgu, więc gdy się obudzi, proszę mnie zawołać. - powiedział - Ah, daliśmy miskę... Bo może zwymiotować.
- Najpoważniejsze to wstrząs mózgu, więc gdy się obudzi, proszę mnie zawołać. - powiedział - Ah, daliśmy miskę... Bo może zwymiotować.
-
Rozumiem - nie do końca docierało do niej, co mężczyzna mówi,
ale potakiwała głową.
- Oprócz tego, złamana ręka i parę stłuczeń i siniaków. - dodał i gdy Naris podziękowała, wyszedł.
- Oprócz tego, złamana ręka i parę stłuczeń i siniaków. - dodał i gdy Naris podziękowała, wyszedł.
- Masz
swoje narzekanie na zapach konia - powiedziała trochę histerycznie
dziewczyna.
Rozejrzała się. W pomieszczeniu było małe lustro. Przyjrzała się
sobie. Makijaż na oczach całkowicie zniknął od łez, blond włosy
sterczały okropnie, a oczy miała zapuchnięte. Nagle poczuła się
słabo. Usiadła, ale to nic nie dało. Wtedy ostry ból brzucha
sprawił, że zgięła się w pół. Nie była jeszcze u lekarza, by
sprawdzić stan dziecka, ale wiedziała, że pierwszy miesiąc to nie
był. Chciała zawołać kogoś, ale głos ugrzązł jej w gardle.
Wtedy pielęgniarka weszła do pokoju. Odstawiła szybko filiżankę
na stół.
-
Pomocy, moje maleństwo - płakała Naris. Kobieta szybko zabrała ją
gdzie trzeba i została przebadana.
- Na
szczęście to był tylko skurcz. Trochę wcześnie, jednak stres
dzisiejszego dnia mógł tak zadziałać na panią. Proszę teraz
wrócić do domu i odpocząć. Pani mąż jest w dobrych rękach. -
powiedział lekarz.
Naris
zadzwoniła do brata, by przyjechał po nią, po czym kazała mu
jechać do JoongKi'ego, żeby nie był sam. Spanikowała trochę, bo
szatyn ma fobie i boi się lekarzy i szpitalu. Więc jak się obudzi,
ktoś musi przy nim być. KwangSoo uspokoił ją i pojechał, dopiero
gdy ona zasnęła. Trafił na moment, kiedy Song się obudził. Teraz
tego musiał uspokajać i gdy mu się to udało, zawołał lekarza, a
szatyn zwymiotował do podstawionej miski. Nie do końca ogarniał co
się wokół niego działo. Kręciło mu się w głowie, a ból był
nie do zniesienia. Krzyczał. Jeśli ktoś nie wiedziałby, co się
stało, uznałby go za wariata lub opętanego. Musieli mu dać środki
uspokajające. Jednak zanim trafili w ciało Song'a, dźgnęli igłą
nogę Lee i opróżnili strzykawkę.
- O cholera... - powiedzieli w jednej chwili KwangSoo, pielęgniarka trzymająca strzykawkę i lekarz.
- O cholera... - powiedzieli w jednej chwili KwangSoo, pielęgniarka trzymająca strzykawkę i lekarz.
Studenci
odlecieli. Dwóch lekarzy i jeden pielęgniarz zanieśli KwangSoo na
jakieś wolne łóżko. Natomiast JoongKi spał spokojnie. Na
zewnątrz było już ciemno, mimo że jeszcze nie dochodziła na
zegarku piąta. Na dworze panowała burza śnieżna. Ledwo było
widać, co jest po drugiej stronie drogi, a wiatr wywijał gałęziami
drzew, jakby bawił się z nimi w kotka i myszkę czy też tańczył
jakiś szalony taniec nowoczesny. Naris w domu obudziła się. Wciąż
czuła się słaba, a zawroty głowy nie dawały jej spokoju. Zrobiła
sobie kawy i uspokoiła się nieco. Wzięła się za jakąś kolacje.
Nie dość, że martwiła się o męża, to jeszcze brat nie odbierał
telefonu. Nie chciała wychodzić w taką pogodę, ale musiała
zobaczyć się z Song'iem. Zadzwoniła po taksówkę, która zawiozła
ją do szpitala. Będąc już w sali z ukochanym, wyciągnęła na
stolik pudełeczka z jedzeniem i sztućce. JoongKi obudził się po
chwili.
- Ale mam szczęście - zaśmiała się Naris przez łzy.
- Ale mam szczęście - zaśmiała się Naris przez łzy.
- Gdzie
ja jestem? - spytał chłopak, rozmasowując sobie skronie. - Czemu
mnie tak głowa boli?
-
Byliśmy na przejażdżce konno... I twój koń zaczął szaleć. -
odpowiedziała mu.
Wtedy
do sali wszedł KwangSoo. Był zdenerwowany, a nogi plątały mu się
strasznie. Tak samo, jak język.
-
Nienanananaffidzę lekarzszy - wykrzyczał i usiadł na krześle. -
Och, noonnnna. So ty tu robfisz?
Śmiała
się razem z Joongki'm z brata. Zawsze był zabawnym i trochę
fajtłapowatym człowiekiem, jednak sposób w jaki mówił teraz,
przebił wszystko.
- Nie
śfmiejcie się! - krzyczał. Kiedy się uspokoili, a zajęło im to
dłuższą chwilę, spojrzeli po sobie.
- Już
dobrze kotku. - powiedział JoongKi do Naris, która wyglądała
jakby, znowu miała płakać. - Wszystko będzie dobrze.
Jakieś
pół miesiąca później wypuścili go do domu. Song i Lee
studiowali na jednym kierunku, więc KwangSoo przynosił codziennie
koledze ksero notatek i ten był na bieżąco. Dopiero po kolejnej
połowie miesiąca, z początkiem lutego poszedł normalnie na
uczelnie. Zazwyczaj JoongKi przesiadywał godzinami w bibliotece,
jednak teraz ze względu na Naris. Wypożyczał te książki i uczył
się w domu. Dziewczyna poszła już na zwolnienie, gdyż jej i
dziecka stan nie był za dobry, a szatyn uwielbiał patrzeć, jak
krząta się w kuchni. Pewnego pięknego i słonecznego dnia oboje
wstali wyjątkowo późno. Była niedziela.
- Dzień
dobry kochanie. - uśmiechnął się JoongKi.
- Witaj
najdroższy. - powiedziała Naris, na której nagie ciało, na
mleczną skórę, padały lekkie promienie, zimowego słońca.
Przez
ostatni czas przybrała trochę na wadze, a jej brzuch zaczął się
powoli zaokrąglać. JoongKi uważał, że to okropnie słodkie, bo
wreszcie nie przytula się do samych kości.
- Nie
uważasz, że powinniśmy już wstać? - spytała po dłuższej
chwili błogiego milczenia. Chłopak nachylił się nad nią i zaczął
obcałowywać jej ciało.
-
Zostańmy dzisiaj cały dzień w łóżku. - zaproponował - Po co
mamy wstawać?
- Bo
świat na nas czeka.
- No
tak, muszę się uczyć. Egzaminy się zbliżają. - westchnął.
-
Właśnie - zaśmiała się Naris i wykopała go z łóżka.
- Nigdy
nie mogę pojąć, czemu ty śpisz w koszulce i bokserkach, a ja
zawsze kończę naga?
- Bo ja
- podniósł się - Wolę cię bez niczego, a ja w nocy marznę. Więc
muszę się tulić do twojego gorącego ciała. - dodał, ubierając
spodnie.
-
Przynieś mi śniadanko, a nie gadaj tyle. - powiedziała.
- Tak
jest, moja pani.
Popołudniu nadal było ciepło, więc wybrali się na spacer po parku, który był niedaleko ich domu. Śnieg przyjemnie skrzypiał pod stopami, a lekki wiaterek rozwiewał im włosy na wszystkie strony. JoongKi zbudował bałwanka. Nie był zbyt duży, a jego nosem była plastikowa zakrętka od soku.
Popołudniu nadal było ciepło, więc wybrali się na spacer po parku, który był niedaleko ich domu. Śnieg przyjemnie skrzypiał pod stopami, a lekki wiaterek rozwiewał im włosy na wszystkie strony. JoongKi zbudował bałwanka. Nie był zbyt duży, a jego nosem była plastikowa zakrętka od soku.
-
Nazwijmy go Olaf? - zaśmiała się Naris, pocierając dłońmi jego
zmarznięte ręce.
- A jak
nazwiemy nasze maleństwo? - spojrzał jej w oczy, uśmiechając się
lekko.
- Wciąż
nie mogę uwierzyć, że jesteś tylko mój, że będziemy mieć
dziecko... - posmutniała trochę, po czym się roześmiała.
-
Kochanie co się stało?
- Jestem taka szczęśliwa.
- Jestem taka szczęśliwa.
Także
się roześmiał i wpił w jej usta. Objął ją delikatnie i poczuł,
jak Naris odwzajemnia każdy jego pocałunek. Po chwili jednak
JoongKi poślizgnął się i oboje wylądowali na ziemi.
- Jeśli
to będzie dziewczynka, nazwiemy ją Soo... - zaczął chłopak.
-
...Ji! - dokończyła za niego Naris - A jeśli chłopiec to...?
-
JiYong! - wykrzyknął, wstając. Pomógł jej wstać.
Nagle
dostał śnieżką po głowie. Zdziwiony rozejrzał się i zobaczył
jedynie, jak kilku chłopców ucieka z dala od niego, a macha im
KwangSoo.
- Ya!
Lee KwangSoo! - JoongKi zrobił śnieżny pocisk i gdy ten się
odwrócił do nich, rzucił kulką prosto w niego.
- To
nie ja to rzuciłem - zaczął się bronić, ale nim się
zorientował, był cały wysmarowany śniegiem.
Leżał
na brzuchu twarzą w białym puchu, a nad nim stał szatyn,
otrzepując ręce.
- No.
Robota wykonana. Można wracać do parku. - odwrócił się i wtedy
podciął go kolega.
Teraz
oboje zażywali zimnej kąpieli. Lee wrzucił Songowi za kurtkę, za
koszulkę śnieg i miał ubaw, widząc JoongKi'ego podskakującego i
próbującego się wytrzepać. Także Naris śmiała się bez
przerwy. Nagle dziewczyna zaczęła kaszleć i nie mogła złapać
oddechu. Jej mąż od razu stanął przy niej, wziął w dłonie jej
policzki i pomógł uspokoić się. Powoli wrócili do domu. Napili
się gorącej czekolady, wzięli prysznic i wylądowali w łóżku.
JoongKi uczył się czegoś, a Naris czytała książkę.
-
Pójdziesz ze mną jutro na konie? - spytała dziewczyna.
- Nie,
nie. Nie ma mowy. Stanowcze nie. - zaczął powtarzać.
- No
dobrze. Chciałam się tylko... - zamknęła książkę. - Chcę już
spać. Jakbyś mógł zgasić światło i uczyć się przy lampce.
Szatyn
odłożył książki i zaczął całować ją po szyi. Ona zaśmiała
się cicho, ale szybko się odsunęła.
-
Jestem zmęczona. Dobranoc.
- No
dobrze... - JoongKi był nieco zdziwiony jej nagłym zachowaniem.
- Śpij
dobrze.
Wstał
z łóżka, zabrał książki, po czym wyłączył światło i
wyszedł z pokoju. Rozsiadł się w salonie na fotelu. Uczył się do
późna w nocy. Zasnął, trzymając nogi na stole i z książką w
dłoni. Rano Naris zbudziła się wcześnie, czując mdłości. Nie
zwróciła uwagi, że obok niej miejsce jest puste. Wstała i poszła
do kuchni zrobić sobie herbaty. Usłyszała ciche pochrapywanie z
salonu. Poszła tam i zobaczyła męża na fotelu.
- Moje
kochanie - podeszła do niego i dała mu buziaka.
Zbudził
się energicznie. Poderwał się i zaczął się kręcić.
- Która
godzina?! - krzyknął, strasząc Naris.
- Ósma
- odpowiedziała mu cicho.
-
Dlaczego mnie nie obudziłaś...?! Cholera... - pobiegł do pokoju.
-
Nie... Nie wiedziałam...
-
Widziałaś gdzieś mój telefon? Gdzie są moje spodnie...?! -
wykrzykiwał i rzucał pytaniami. Naris usiadła na fotelu i trzęsła
się.
Nie
wiedziała co zrobić, co zrobiła źle, a czego nie zrobiła, a
powinna była. Chwilę później chłopak wybiegł z domu bez
pożegnania. Naris rozpłakała się i długo nie mogła się
uspokoić.
Tak
samo, jak JoongKi nie wracał długo. A kiedy wrócił, był pijany
jak bela. Ledwo na nogach stał. Nie zdążył dojść do łóżka,
tylko padł w korytarzu. Niedługo później z jazdy konnej wróciła
Naris. Na samym wejściu uderzył w nią smród alkoholu. Nie
rozbierając się nawet, pobiegła do łazienki i zwymiotowała.
Jedynie tutaj zapach był normalny. Nie chciała wychodzić. Bała
się pijanych ludzi, szczególnie JoongKi'ego, który robił się
nadpobudliwy i arogancki. Nie raz miała z nim do czynienia, gdy był
w takim stanie. Obiecał jej, że już nie tknie ani kropelki, ale
cały czas łamał dane słowo. Trzęsąc się, zasnęła w łazience.
Obudziło
ją mocne uderzenie w policzek i szarpanie. Był środek nocy, a nad
nią stał JoongKi. Patrzyła na niego przerażona. Wybiegła z
łazienki i nie wiedząc do końca, co robi, zagrodziła drzwi
szafką, która była na szerokość korytarza. Następnie wybiegła
z mieszkania. Na szczęście KwangSoo mieszkał kilka numerów dalej,
na tej samej ulicy, a drzwi były zawsze dla niej otwarte.
- Co
się stało?! - spytał, widząc ją w drzwiach.
- Czemu
jeszcze nie śpisz? - spytała drżącym głosem.
-
Nonna...? Czemu masz taki czerwony policzek? Nie mów mi, że...
Uderzył cię? - nawet Lee stał teraz przestraszony.
- Nie
chciał... Na pewno nie chciał... - powiedziała, wtulając się w
brata.
Dopiero
następnego dnia, pod wieczór wróciła do domu. Dla bezpieczeństwa
poszedł z nią KwangSoo. Szafka stała nietknięta, za to, to co
zobaczyli, gdy ją odsunęli i otworzyli drzwi, przerosło ich.
Łazienka
była teraz jednym wielkim pobojowiskiem. Na podłodze było pełno
wody i porozbijanych kosmetyków i porozlewanych środków czystości.
Szklana kabina prysznicowa, a właściwie to, co po niej zostało,
była w drobnych kawałkach, tak samo, jak lustro i umywalka. A w
wannie leżał JoongKi. Można by było uznać, że śpi, gdyby nie
leżał w czerwonej od krwi wodzie z podciętymi żyłami na
nadgarstkach i odłamkiem lustra w zaciśniętej dłoni. Na dodatek
nogi, zakrwawione od szkła stopy, wystawały poza wannę. KwangSoo
rzucił się mu na ratunek. Wyciągnął go z wanny i z łazienki.
Położył go, całego mokrego na łóżko. Szybko zrobili z jakiś
szmat opaski uciskowe, sprawdzili puls i dopiero wtedy zadzwonili po
karetkę. Naris nawet nie płakała, nie miała na to czasu. Dopiero
kiedy go zabrali, zaczęła płakać. Widząc jej stan, ratownicy nie
pozwolili jej pojechać. KwangSoo był cały czas przy niej, nie mógł
jej zostawić w takim momencie. Po jakimś czasie zasnęła ze
zmęczenia.
Niestety
KwangSoo musiał dzwonić po karetkę także rano, gdyż Naris
dostała ostrych skurczów. Kiedy lekarz ją badał, wypytał o
wszystko. Dowiedziawszy się o „wybryku” JoongKi'ego uspokoił
ją, gdyż udało się ratownikom go uratować.
- A o
resztę niech się pani nie martwi.... Jednakże, jeśli coś takiego
zdarzy się znowu - mówił doktor - tak silny stres... Dziecko może
tego nie przeżyć...
Naris wzdrygnęła się.
Naris wzdrygnęła się.
-
Obiecuje, będę na siebie uważać.
Po
wyjściu z gabinetu, mimo sprzeciwów brata poszła zobaczyć
JoongKi'ego. Szybko go znalazła i wchodząc do sali, gdzie leżał,
znowu zalała się łzami. Chłopak był blady, miał podłączone
dwie kroplówki, jedną zwykłą, a drugą z krwią. Do tego był
podłączonych do respiratora. Leżał. tępo wpatrując się w
sufit. Trudno mu było myśleć.
Kiedy
ujrzał Naris, skoczyło mu ciśnienie. Tak bardzo, że przybiegł
lekarz i kilka pielęgniarek, wypraszając rodzeństwo. Mogli wejść
dopiero po dłuższej chwili. Jednak JoongKi spał. KwangSoo był
wkurzony na niego jak nigdy, natomiast Naris głaskała go spokojnie
po dłoni i wycierała mu twarz, wilgotną ściereczką, co jakiś
czas. Była spokojna, jeszcze nie wiedziała co będzie potem, ale na
razie jest teraz i musi się zająć mężem. Kiedy w końcu obudził
się znowu, uśmiechnął się na jej widok i ściągnął maskę z
ust i nosa.
- Witaj
kochanie... - powiedział cicho.
- Dobry
wieczór najdroższy... - odwzajemniła uśmiech.
Nie
chciała rozmawiać o tym, co się stało. Musiał dojść do siebie,
to było najważniejsze. Kiedy był już na tyle w dobrym stanie, by
porozmawiać na spokojnie, zgodził się na rozmowę z Naris, pod
okiem psychiatry. Małżeństwo usiadło w niewielkim pokoiku, z
podłączonymi mikrofonami i z małą kamerką pod sufitem.
-
Kochanie... Tak bardzo cię przepraszam... - zaczął JoongKi. - Nie
pamiętam dokładnie tego, ale wiem, że cię uderzyłem.
Oboje
mieli łzy w oczach i patrzyli na siebie, jakby widzieli się ostatni
raz w życiu.
- Nie
wiem czemu, to zrobiłem - mówił dalej - Nie wiem... Nie wiem...
Ale przepraszam cię... Nie oczekuję, że mi wybaczysz. Po prostu
jest mi strasznie przykro.
-
JoongKi - odezwała się dziewczyna - Nie wiem, czy KwangSoo ci
wybaczy, ale ja zrobiłam to już dawno temu.
-
Naris...
-
Wiesz, że cię kocham... Jeśli nie zrobisz czegoś takiego
ponownie, będę z tobą do końca. - pociągnęła nosem - Sam
mówiłeś - wskazała na obrączkę - Czy to nic nie znaczy? Będę
przy tobie i nigdy cię nie opuszczę... Tylko czemu to zrobiłeś...?
Nastąpiła
długa chwila milczenia. Z głośników usłyszeli „Jeśli nie
chcesz mówić, nie musisz na razie”.
-
Nie... Powiem to - uśmiechnął się na siłę - Czułem się
winny... Nie panowałem nad sobą. Poza tym nie wracałaś tyle
czasu... - poleciała mu łza po policzku. - Bolało mnie to, co
zrobiłem tobie... Byłem przerażony. Nie chciałem cię tracić.
Tyle lat jesteśmy już razem, od urodzenia właściwie... Nie mogłem
sobie wybaczyć...
-
Dlatego nie powinieneś myśleć, że mnie stracisz...
- Nie
uderzyłem cię nigdy! Wizja mojego życia bez ciebie była jedną
wielką.... - szukał słowa przez chwile - nicościom... Kocham cię
bardzo... I nie...
- Też
cię kocham i nigdzie się nie wybieram - przytuliła go mocno.
-
Dziękuję - odezwał się głos z głośników - Na dzisiaj
wystarczy.
Odbyło
się jeszcze kilka takich rozmów. O przeszłości, przyszłości, o
wszystkim i o niczym. Po jakimś czasie wypuszczono go do domu. Miał
umówione terminy jeszcze kilku spotkań, na które musiał
przychodzić.
W tym
samym dniu Naris była umówiona na USG, więc poszli oboje od razu.
-
Gratulacje. Będą państwo rodzicami dużej i zdrowej dziewczynki -
powiedział lekarz.
Zaczęli
się cieszyć jak dzieci, płakali, śmiali się, nie mogli opanować
emocji. Doktor pokręcił z uśmiechem głową. Podziękowali mu i
prze szczęśliwi, wrócili do domu, z nową łazienką.
-
Ładnie - powiedział JoongKi.
- Ta
stara nadawała się i tak do remontu - zaśmiała się, Naris
gładząc się po brzuchu.
- Tak
mi się nagle przypomniało. Kiedy siedziałam u KwangSoo, w ten
okropny dzień... Pomyślałam nawet o rozwodzie... Ale to byłoby
głupie i nieodpowiedzialne.
-
Bardzo. Nasza SooJi nie miałaby wtedy normalnego dzieciństwa -
wziął w dłonie jej policzki i zaczął całować namiętnie.
Małżeństwo
było bardzo szczęśliwe. Myśleli, że to koniec ich problemów.
Jednakże pewnego marcowego poranka JoongKi obudził się sam w
łóżku. Na poduszce obok była kartka, że Naris wyszła do sklepu
i za niedługo wróci. Nie wiedział, kiedy poszła, mimo to
zadzwonił do niej, żeby powiedzieć, jak bardzo ją kocha. Nie
odbierała, a właściwie nie miała przy sobie telefonu, bo chłopak
znalazł go na stole w kuchni.
- Tyle
razy jej mówiłem... - powiedział do siebie. Zrobił sobie kawy.
Miał
na sobie jedynie spodnie dresowe, a pod nimi nic. Nagle rozległ się
dzwonek do drzwi. Szatyn pobiegł, będąc stu-procentowo przekonany,
że to Naris. Bez spytania, otworzył drzwi i ktoś rzucił się na
niego i zaczął całować. JoongKi rozpoznał swoją byłą, która
go rzuciła i wyjechała do innego kraju, kiedy byli jeszcze w
liceum. Odepchnął ją szybko od siebie.
- Co ty
tu robisz?! - wykrzyknął.
Drzwi
wejściówek były nadal otwarte i w korytarzu rozległo się echo.
-
Stęskniłam się. - odpowiedziała, splątując ręce za jego szyją
- Tak mnie witasz? Skarbie?
-
Skończyliśmy to już dawno temu! Jestem żonaty – krzyczał,
bojąc się, że w każdej chwili Naris może wrócić.
-
Słucham? - niska blondynka z mocnym makijażem roześmiała się -
Ty i małżeństwo? Ledwo mnie udało ci się wyrwać.
- A ty
słysząc gdzie i co studiuje i że mam już zagwarantowaną posadę,
przybiegłaś w podskokach. - powiedział arogancko.
Dziewczyna,
KyuMin, bo tak było jej na imię, speszyła się trochę.
- Wcale
nie. Stęskniłam się - dodała i znowu wpiła się w jego usta.
Znowu
chciał ją odsunąć, ale trzymała się jak rzepa i nie szło jej
ruszyć. Blondynka pamiętała ten dom. Nie raz tu przesiadywała
godzinami, ucząc się razem z JoongKi'm. Popchała go w stronę
sypialni. Wywrócił się, lecz ona podniosła go jak zabawkę, za
szyje i popchnęła znowu, na łóżko.
- Nie
po to chodzę tyle na siłownię, by nie poradzić sobie z takim
nerdem jak ty. - zaśmiała się, widząc jego spojrzenie.
Chłopak
był przerażony, a ona usiadła na nim spokojnie okrakiem.
- To na
czym skończyliśmy? - uśmiechnęła się zalotnie i zaczęła go
całować znowu.
Mimo
swoich niewielkich rozmiarów była ciężka i nie do zrzucenia. Song
nie mógł dać tak łatwo za wygraną, szarpał się przez cały
czas. KyuMin odsunęła się od niego i ten wstał od razu i usiadł
pod ścianą.
- W ten
sposób, dziś się tobą nie nacieszę... - powiedziała,
wzdychając.
- Wynoś
się stąd! - krzyknął - Kocham swoją żonę! Ona jest w ciąży,
będziemy mieli dziecko.
- Tak?
To gratuluje - zaśmiała się i podniosła go. - Ale teraz jesteś
mój - uderzyła go mocno w twarz.
-
Błagam cię, zostaw mnie w spokoju... - mówił spanikowany - Nie
chcę jej stracić. Ona może tu lada moment wrócić.
-
Zdążymy, spokojnie - złapała go za ręce.
- Cz...
Czekaj.. Co ty robisz? - panikował coraz bardziej.
-
Zwykły seks przestał mnie interesować. Lubię mieć, jakby to
powiedzieć? - zaśmiała się znowu - Ofiarę?
Popchnęła
go na podłogę. Usiadła na nim i zabrała jego ręce nad jego głowę
i przywiązała do wystającej ponad pościel ramy łóżka.
-
Przestań, błagam cię...! - chłopak już płakał, szarpiąc
dłońmi.
-
Będziesz błagać później. - Rozebrała się przed nim i osunęła
jego spodnie.
- Nie,
nie! Nie! Proszę n... - nie zdążył dokończyć, bo zakleiła mu
czymś usta.
Wytarła
mu mokre policzki i pocałowała go w czoło.
- Tylko
raz... - mówiła z okropnym uśmiechem na ustach. - Później
zobaczymy.
Zamknęła
na klucz drzwi do pokoju i wróciła do niego.
-
Rozluźnij się, skarbie będzie ci jak w niebie. - powiedziała,
łapiąc w dłonie jego członka.
Masowała go intensywnie i kiedy miał dojść, wyczuła ten moment i
usiadła na nim wygodnie. Chłopak poddał się już dawno i pozwalał
jej na wszystko, bez przeszkadzania. Dziewczyna jęczała okropnie.
Wtuliła jego twarz w swoje piersi i poruszała się na nim, jakby
ujeżdżała konia. Sprawiła, że doszedł dwa razy. W pewnym
momencie zatrzymała się i obcałowywała go po szyi, po ramionach i
po uszach. Zeszła trochę niżej i zaczęła lizać go po torsie.
Nagle do pokoju weszła Naris i prawie padła na wejściu. Zdawało
się, że JoongKi coś krzyknął i zaczął się szarpać znowu, a
KyuMin patrzyła na nią jak na kosmitę.
- Kim
pani jest? - zaczęła ta niska.
-
Proszę mi wybaczyć, już nie przeszkadzam. - powiedziała Naris i
wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Po czym
zostawiła w kuchni zakupy i wybiegła z mieszkania, nie zabierając
telefonu. Kiedy KyuMin skończyła się bawić, ubrała się i wzięła
mu trochę pieniędzy z portfela i wyszła z domu. JoongKi siedział
nagi i przywiązany. Po jakiejś godzinie udało mu się wyswobodzić
jedną dłoń. Z drugą poszło mu już znacznie łatwiej. Uwolnił
swoje usta od czarnej taśmy. Jednak wtedy naszło go pytanie „I co
teraz?”. Ubrał się i poszedł do przyjaciela. Jak się spodziewał
była tam także Naris.
- Czego
chcesz? - spytał ponuro KwangSoo.
- Muszę
z nią porozmawiać... Proszę... Wpuść mnie... - mówił JoongKi
ze łzami w oczach.
- Z nią
też chcesz się zabawić?
- Nie,
nie... Muszę z nią porozmawiać!! - nie wytrzymał i odepchnął
kolegę, odsłaniając sobie wejście.
Niestety
wysoki student z dużą siłą uderzył go i popchnął mocno, aż
JoongKi wylądował na ziemi.
- Jutro
przyjdziemy po jej rzeczy. - dodał KwangSoo i trzasnął drzwiami.
Szatyn
przez resztę dnia snuł się po ulicach miasta. Miał na sobie
jedynie dresowe spodnie, bluzę i jakieś trampki na nogach. Marzł
bardzo, ale nie chciał wracać do domu. W pewnym momencie spotkał
siostrę na rynku.
-
JoongKi-Oppa! - wykrzyknęła HyeJoo.
- O,
potworek. Co ty tu robisz? - uśmiechnął się na siłę na jej
widok.
-
Wracam ze szkoły, a ty? - odpowiedziała.
- Tak
sobie spaceruje. Jak ci idzie w szkole?
-
Dobrze, ale mama prosiła mnie, bym dziś szybko wróciła do domu. -
mówiła dziewczynka.
- Coś się stało? -
spytał lekko zmartwiony szatyn.
- Nie, nic nie mówiła,
ale cóż... Muszę się już pożegnać. - uśmiechnęła się
radośnie – Papa!
JoongKi wyciągnął
paczkę papierosów i zapalił jednego. Wrócił do domu i resztę
dnia, potem noc i kolejny dzień przesiedział na łóżku, wypalając
kolejne papierosy. Przypomniał sobie, że Naris miała przyjść,
więc pootwierał okna, wziął prysznic i ubrał się. Przyszedł
tylko KwangSoo, zabrał jej rzeczy i nic nie mówiąc, stanął przed
drzwiami.
- Jeśli teraz
wyjdziesz... - zaczął JoongKi - Już nigdy was nie zobaczę...?
- Zobaczysz w sądzie, na
rozwodzie, a potem na walce o prawa rodzicielskie. Której i tak nie
wygrasz - rzucił i wyszedł.
JoongKi wrócił na
łóżko. Usiadł i objął poduszkę, zaciskając na niej dłonie.
Patrzył tępo w przestrzeń. Nie spał kolejnej nocy. Z tego transu
wyrwała go Naris.
- Widziałeś? Śnieg
stopniał. A na drzewach pojawiają się pierwsze pąki.
- Kocham cię... Proszę,
nie zostawiaj mnie... Nie odchodź. - mówił.
- Chciałam się
pożegnać. Też cię kocham, ale to za wiele dla mnie.
- Słońce...
Promienie... Kwiaty i drzewa... Po co mi to skoro nie będę mieć
ciebie? - spytał, a po policzku leciały mu łzy.
- Masz te swoją z
wielkimi zderzakami. - zaśmiała się Naris i wstała, kierując się
ku wyjściu.
- Nie idź... - rzucił
szybko Song.
- JoongKi? - spytała
niepewnie.
- Nie idź...
- Żegnaj... - dodała i
znowu zaczęła iść.
- Wiesz? - to słowo ją
zatrzymało. - Już w wieku sześciu lat byłem o ciebie zazdrosny...
Że bawiłaś się z innymi, nie ze mną... - mówił powoli - Potem
jak miałaś tych swoich chłopaków... Mnie zżerała zazdrość...
Na wierzchu cieszyłem się twoim szczęściem, a w środku ktoś
kroił moje serce na kawałki...
- Pysiu... - powiedziała Naris, a łzy kapały na podłogę.
- Potem niby przespałaś się ze mną, gdy cię któryś tam rzucił - ciągnął dalej - że niby to nic. „Zapomnijmy o tym, jakby nic nie było”, tak mówiłaś.
- Pysiu... - powiedziała Naris, a łzy kapały na podłogę.
- Potem niby przespałaś się ze mną, gdy cię któryś tam rzucił - ciągnął dalej - że niby to nic. „Zapomnijmy o tym, jakby nic nie było”, tak mówiłaś.
JoongKi mówił to jak
najbardziej poważnie. Patrzył przed siebie, zaciskając dłonie
jeszcze bardziej.
- A potem ten sam, przez
którego wylądowałaś ze mną w łóżku, oświadczył ci się... A
ty się zgodziłaś. Myślałem, że umrę. Myślałem, że to już
koniec. Przecież byłaś dla mnie jak siostra, pięć lat starsza,
więc co taki szczyl jak ja mógł zrobić. Niby miałem dziewczynę
- zaśmiał się i otarł łzy - myślałem, że może też będziesz
zazdrosna... Ale tylko raniłem tym związkiem KyuMin... Teraz -
zaśmiał się panicznie - wróciła i mnie zgwałciła. - uśmiechnął
się lekko - Pewnie dlatego, że wtedy cierpiała...
- Przestań już! -
krzyknęła Naris, słuchając go.
- Ślub. Mieliście
ustaloną datę... - mówił dalej - A potem cię rzucił dla innej.
Byłem wtedy taki szczęśliwy... Ale widząc twój smutek,
przeklinałem tego gościa, że tak zrobił. Widziałaś takie czary?
- zaśmiał się ponownie - Chce cię dla siebie. Potem żałuje cię
i chce, by tamten do ciebie wrócił... Potem nasz ślub, wesele...
Teraz rozwód... - kolejna łza poleciała mu po policzku.
Naris podeszła do niego i dała mu w policzek z otwartej dłoni.
Naris podeszła do niego i dała mu w policzek z otwartej dłoni.
- Przestań! - krzyknęła.
- Idź... Na pewno
KwangSoo na ciebie czeka. - powiedział JoongKi.
Od uderzenia musiał dać
głowę na bok, a włosy zasłoniły mu oczy
- Idź. Życzę ci
szczęścia. - wstał i poszedł do łazienki, gdzie się zamknął.
Dziewczyna od razu się
wystraszyła. Zaczęła walić pięściom w drzwi.
- JoongKi! Kochanie!
Otwórz! Otwórz, błagam cię! - usłyszała dźwięk tłuczonego
lustra. Otworzył. Miał rozciętą wargę, a w dłoni ściskał
kawałek szkła. - Znowu chcesz to zrobić...? - spytała drżącym
głosem.
- Teraz zrobię to do
końca. Z szyją pójdzie szybciej - zamknął drzwi znowu.
- Nie! Nie! Pomyśl o
SooJi! Pomyśl o naszym maleństwie! Nie dam sobie rady sama! -
krzyczała - Wybaczam ci. Wybaczam ci wszystko! Wszystko słyszysz??!
Do mieszkania wbiegł
KwangSoo, słysząc ją, bez słowa wyważył drzwi do łazienki.
Chłopak siedział skulony w kabinie prysznicowej. Leciała na niego
lodowata woda. Sam płakał, jak dziecko obracając w palcach kawałek
szkła. Naris wbiegła do niego, wyrzuciła odłamek z jego rąk i
przytuliła go mocno.
- Już dobrze kochanie.
Jestem tutaj - mówiła do niego spokojnie.
- Zostaw... Ranie
wszystkich dookoła! Po co mi słońce? Po co gorące jego promienie?
Skoro nie mogę mieć ciebie...? - spytał, jakby pytał się samego
siebie.
- Już dobrze. Nigdzie
się nie wybieram. - powtarzała blondynka.
- Znamy się od dziecka. Nie mam nikogo poza wami...
- Znamy się od dziecka. Nie mam nikogo poza wami...
- JoongKi!! - wtrącił
się KwangSoo.
- Od urodzenia, ciągle
razem. A teraz? Każdy osobno? Każdy z dala od drugiego, nienawidząc
siebie nawzajem... Bo ja zdradziłem, bo ona chce mi wybaczyć, a on
nie rozumiejąc jej, zostawia ją...
- Już starczy. Nic już
nie mów...
KwangSoo wziął go na ręce i zaniósł do łóżka. Chłopak zasnął od razu. Naris przebrała go w suche i czyste ubranie i przykryła go.
KwangSoo wziął go na ręce i zaniósł do łóżka. Chłopak zasnął od razu. Naris przebrała go w suche i czyste ubranie i przykryła go.
Następnego
dnia obudził go zapach naleśników.
-
Naris...? - wyszeptał sam do siebie, a ona akurat weszła do pokoju.
-
Kochanie! - ucieszyła się
-
Wyspałeś się? - usiadła na skraju łóżka i pocałowała go.
- Na
śniadanko, twoje ulubione naleśniki z czekoladą.
- Och,
kotku... - objął ją mocno i zaczął całować namiętnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz