2/26/2015

|Our Lies| Rozdział 1


N/A: Pierwszy rozdział naszego wspólnego opowiadania. Pisane w różnych momentach przez JoongKiego, tu przeze mnie xD

Hope
KyungWoo około południa w końcu raczył wyjść ze swojego pokoju, który znajdował się w piwnicy. Jednak mimo położenia był bardzo elegancki i szykowny. Pokój ten był przez resztę braci nazywany „ciemnią”. Akurat zdarzyło się, że wszyscy byli w domu. HaJin pił popołudniową kawę i oglądał wiadomości, NamJoon rzucał za domem piłką do kosza, a HyoBin brzdękał coś na swojej ulubionej gitarze.
- Patrzcie, kto jeszcze żyje. - zaśmiał się najstarszy.
- Zamknij się... - warknął KyungWoo. Był lekko przygarbiony ze zmęczenia, a koszulka odsłaniająca jego ramiona i dresowe spodnie wisiały na nim strasznie.
- Coś znowu robił przez całą noc? - zaczął HyoBin. - Ciągle oglądasz te filmy z różnych operacji?
- Znalazłem sobie lekturę – powiedział, próbując odkręcić sobie butelkę z jogurtem, wyciągniętą z lodówki.
- Ej, to moje! - krzyknął NamJoon, wchodząc tylnymi drzwiami.
- Już nie... - dodał.
SooHyun podeszła do niego, wzięła od niego jogurt i jednym, zwinnym ruchem otworzyła. Chłopak spojrzał na jej ręce, potem w oczy. Coś drgnęło znowu w nim, ale tego nie ukazał. Uśmiechnął się bardzo delikatnie jednym kącikiem ust i zaczął pić.
- Ej! Albo mi się zdawało, albo on się uśmiechnął - ucieszył się najstarszy.
- Wielkie mi halo - KyungWoo przewrócił oczami i zaczął wracać do pokoju.
- Zjedz coś.
- Nie chce mi się.
- Jak mi kiedyś zemdlejesz, gdzieś nie będę cię ratował.
- Spoko - rzucił i zniknął za drzwiami.
- Czy to przeze mnie jest taki...? - spytała, niepewnie dziewczyna siadając obok HaJin'a na kanapie.
- Spokojnie, on zawsze taki był. Mroczny, wredny, egoista. I jest nadal.
- A to dziwne, że się uśmiechnął?
- To jest już cud. - zaśmiał się HaJin.
- Ah. Oppa! Chciałam upiec coś, ale nie wiem co...
Bracia spojrzeli po sobie i bez słowa przytaknęli do siebie.
- Ciasto orzechowo - kawowe! - wykrzyknęli.
Zaczęli się śmiać, jednak po chwili wystraszyli się i z dołu wybiegł najmłodszy z braci.
- HaJin, zbieraj się! - krzyknął.
- Ja? Ty? Gdzie chcesz iść w takim stanie? - spytał, wstając.
- Wypije jakąś kawę w szpitalu.

Kiedy wychodzili, SooHyun powiedziała, że jak wrócą, ciasto będzie gotowe. Młody lekarz rzucił jej spojrzenie, po którym straciła ochotę na wszystko.
W szpitalu mieli sytuacje kryzysową. Siostra jednego z ważniejszych lekarzy w tym szpitalu potrzebowała natychmiastowego przeszczepu. Na szczęście na dawce nie czekali długo, bo przywieziono młodego chłopaka, który miał wypadek na rowerze. Stwierdzili, już w karetce, śmierć jego mózgu. Operacja trwała kilka godzin, odbyła się bez żadnych komplikacji, a bracia dostali dużą pochwałę od brata pacjentki.
- Wracaj do domu. Technicznie mamy wolne, więc możesz. Je jeszcze mam coś do zrobienia na mieście. - powiedział stanowczo HaJin.
- Dobrze - szatyn zgodził się i dłuższą chwilę później siedział już w metrze, jadącym w stronę jego domu. Zamknął oczy i chcąc nie chcąc zasnął.
Na przystanku, na którym miał wysiąść, wsiadła SooHyun z pudełeczkiem, w którym miała kawałek ciasta dla swojego brata. Zauważyła jednego z braci, spał cały czas z głową opartą o szybę. Usiadła obok niego i oparła jego głowę o swoje ramię, bojąc się trochę, że jak się obudzi, nakrzyczy na nią. Pojechała z nim do końca trasy. Zaczęła go budzić, co nie przynosiło żadnych skutków. Ktoś się zgłosił do niej jako lekarz, widząc jej działania. Zmierzył mu puls i uznał, że lepiej by spał. Dodał, że pomoże jej wyciągnąć go z metra. Zadzwonił po tym po karetkę, zgłaszając utratę przytomności KyungWoo. Dziewczyna pojechała z nim do szpitala i gdy ten spał już na łóżku, zadzwoniła do HaJin'a.
Wieczorem najstarszy siedział już u brata, a dziewczynę odesłał do domu. Szatyn był podłączony do kroplówki i spał spokojnie. Kiedy się obudził, spojrzał na szczerzącego się brata.
- Co jest....? - spytał słabym głosem.
- Bawisz mnie. Jesteś taki nieodpowiedzialny, jakim cudem ty żyjesz jeszcze? Według lekarzy to praktycznie cud... Kiedy coś jadłeś ostatnio?
- Wczoraj...? Albo przedwczoraj...
- Co?
- Kawałek pizzy.
HaJin się roześmiał, po czym walnął mu kazanie, dodając, że załatwił mu już dwutygodniowy urlop.

Wrócili razem, tego samego dnia do domu. SooHyun się ucieszyła, widząc, że nic mu nie jest. Siłą usadziła go przy stole i namówiła do zjedzenia obiadu.
Zaczął jeść niechętnie, jednak zjadł wszystko, grzecznie ze smakiem i w nagrodę dostał kawałek ciasta.

Następnego dnia wstał popołudniu znowu. Wyszedł do kuchni w samych spodenkach i zorientował się, że nikogo nie ma w domu. Zjadł jakieś śniadanie i zaczął grać w salonie na konsoli. Nagle zgasł mu telewizor.
- Ej! Co jest?! - wykrzyknął.
Obok niego usiadła SooHyun i spojrzał jej nieświadomie w oczy, przestraszył się i odskoczył na drugi koniec.
- Nie ma grania. Od teraz będziesz mi pomagać - powiedziała z uśmiechem.
Rzucił jej spojrzeniem w stylu „Co ty do mnie mówisz dziecko?”.
- Idę do swojego pokoju. - odrzekł.
- Nie dostaniesz obiadu! - wykrzyknęła dziewczyna.
- Nie potrzebuję nic. - wstał, ale ta go pociągnęła za rękę i usiadł znowu.
- Nigdzie nie idziesz. Dostałam rozkazy z góry, byś się nie nudził.
Chłopak przewrócił oczami i zabrali się za robienie jedzenia. Przygotowali spaghetti i zieloną sałatę, jednak atmosfera podczas tej pracy była grobowa.
Przez następne kilka dni pomagał jej we wszystkim.
Któregoś dnia postanowili upiec kurę. Dwie, bo dla pięciu osób w tym czterech mężczyzn, jedna to za mało.
- KyungWoo-Oppa – zawołała, nie wiedząc, jakiej się spodziewać reakcji. Obkrajała akurat drób, a drugi on mył w umywalce.
Odwrócił się do niej, po czym ona zaczęła tańczyć kurą. Nastała bardzo długa cisza. Po czym chłopak z obojętnym spojrzeniem
Zrobił to samo co ona i zaczął się śmiać. Poczuła, jakby ktoś wbił jej coś w brzuch, ale nie zgięła się z bólu, jedynie patrzyła na szatyna jak na kogoś wspaniałego.
''on umie się śmiać'' pomyślała.
Resztę czasu w kuchni spędzili, bawiąc się. W pewnej chwili spadło jabłko, które chciała pokroić. KyungWoo przykucnął i podniósł jabłko i uniósł głowę do góry, nieświadomie zaglądając jej pod spódniczkę. Zaczerwienił się okropnie i wstał, wracając do swojej części pracy. Nie rozmawiali przez chwilę i kiedy dziewczyna zaczęła panierować kury, rzuciła w niego mąką i rozpętała wojnę.
W którymś momencie do kuchni wszedł NamJoon.
- Jak słodko - zaczął z sarkazmem w głosie - Wszystko fajnie. Można by pomyśleć, że jesteście parą, gdyby nie fakt, że KyungWoo jest gejem.
- Co?! - wykrzyknął najmłodszy. - co ty za głupoty gadasz?
- Eh... Masz tyle lat, a jeszcze cię nie widziałem z jakąś dziewczyną...
- Idź na spacer, bo coś ci się chyba mózg zlasował.

Wieczorem KyungWoo wyciągnął najstarszego brata do ogrodu, by porozmawiać na spokojnie.
- Nie musi umierać - zaczął cicho. - Chociaż ja w to wierze, on jest przekonana, że tak będzie...
- Martwisz się o nią? - spytał zdziwiony HaJin.
- Nie! - krzyknął, czerwieniąc się lekko. Było już ciemno, więc miał nadzieję, że nie zauważy - Jak o pacjentkę.
- Rozu...
- Wykonajmy przeszczep. Poszukam dawcy, dam z siebie wszystko, by go znaleźć... - przerwał mu.
- KyungWoo-ya? Dobrze się czujesz?
- Tak!
- Czy coś między wami zaszło...?
Widząc minę swojego brata, zaśmiał się. Wpatrywał się w najstarszego jak w całkowitego debila.
- Czyli przekonała cię do siebie... - nie zdążył dokończyć.
W środku, a konkretnie w kuchni rozległ się dźwięk tłuczonego szkła i krzyki NamJoon'a. Wrzeszczał na dziewczynę, która wylądowała na ziemi.
Kiedy lekarze przybiegli do kuchni, stali przez chwile osłupieni. KyungWoo zabrał dziewczynę do pokoju, a HaJin wydzierał się na brata.
W pokoju brunetka nie potrafiła złapać oddechu, dusiła się i upadła na ziemie. Najmłodszy szybko zabrał ją w ramiona i próbował ją uspokoić. Trzymał ją i patrzył jej w oczy, z których leciały łzy.
- Już... W porządku... Nie bój się... - mówił spokojnie i głaskał ją po włosach.
Uspokoiła się i oddychała spokojnie. Zamknęła oczy i oddychała powoli i głęboko.
- Hyung! - zawołał.
Po chwili przyszedł i wystraszył się.
- Co się stało?! - uniósł się.
- Już w porządku, wystraszyła się NamJoon'a. Przynieś jej coś na uspokojenie - powiedział młodszy lekarz.

HaJin po chwili wrócił z tabletkami i wodą. Brunet pomógł jej zażyć tabletki i położył ją do łóżka. Oboje stwierdzili, aby została w pokoju przez kilka dni, a on sam zajmie się domem, kiedy żadnego nie będzie. Zgodził się.
Niższy został u niej w pokoju i pilnował ją. Sprawdzał jej co jakiś czas ciśnienie. Uśmiechnął się lekko i chciał się podnieść, kiedy złapała go za rękę. Spojrzał na nią i zdziwił się. Ponownie miała pusty wzrok, taki jak w szpitalu.
- SooHyun? - szepnął.
- Anioł...? Czemu cię widzę, kiedy coś jest nie tak... - położyła głowę na jego kolana i zasnęła.
Chłopak zdziwił się jeszcze bardziej. Dlaczego znowu nazwała go „Aniołem”. Głaskał ją znowu po włosach, ale zasnął na siedząco.
Kiedy brunetka się obudziła, spojrzała zdziwiona w górę. Po kilku sekundach oblała się rumieńcem i jęknęła. Poderwała się do góry i wbiegła do łazienki. Jej krzyk obudził KyungWoo. Szybko otrząsnął się i podszedł do drzwi.
- SooHyun! Otwórz do cholery! Przecież nic ci nie zrobię! - pukał w drzwi.
Nie wytrzymał i zaczął szarpać klamkę od drzwi. Wściekł się, że ma takie problemy z małolatą.
- SooHyun! Otwieraj! - wrzasnął.
Zamilkł, słysząc jej płacz.
- SooHyun, proszę, otwórz. Przepraszam, że się uniosłem - powiedział spokojnie.
- Co się dzieje? - wszedł do pokoju najstarszy.
- Obudziła się i zamknęła w łazience.
- Poczekaj - odsunął brata od drzwi i zapukał. - SooHyun? To ja HaJin. Możesz otworzyć?
Po dłuższej chwili wszyła, wtulając się w najstarszego z braci. Płakała.
- Powiesz, co się stało? - przytulił i głaskał ją po włosach.
- Chce wrócić do brata! I tak umrę! - krzyknęła.
- Kurwa! Dopóki to jestem, nie umrzesz! - niższy szarpnął ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie, patrząc jej poważnie w oczy.
- KyungWoo-Oppa! To boli! Zostaw mnie! Boje się ciebie!
Wyszarpała się z jego uścisku i wybiegła z pokoju. Osłupiony kardiolog nie wiedział, co się dzieje. Stał zdziwiony i przestraszony. Natomiast starszy wybiegł za nastolatką. Niestety uciekła z domu. Wściekły uderzył ręką w ścianę i syknął.
Brunet zaszył się w swoim pokoju. Zasłonił okna i zgasił światło. Siedział na ziemi, opierając się o ścianę i trzymał się za głowę. Był zły na samego siebie, że zgodził się na jej zamieszkanie tutaj.

Wieczorem wyszedł z pokoju i zaczął się rozglądać. Nikogo nie było. Wyciągnął z kieszeni komórkę i zadzwonił do szatyna.
- Gdzie jesteś? - zapytał obojętnie.
- W dupie kurwa, debilu! Szukamy SooHyun! Najgorsze jest to, że wypuścili jej ojca z aresztu! - wrzasnął.
Rozległo się głośne i uporczywe pukanie do drzwi.
- Nie potrafię pomóc - powiedział, idąc do drzwi.
Otworzył drzwi i zobaczył przemoczoną, w podartych ubraniach i przerażoną Park. Wtuliła się w niego mocno i rozpłakała.
- SooHyun? - spojrzał na nią.
- On chce mi zrobić krzywdę! - wrzasnęła.
- Co?! - spojrzał jej w oczy.
- CÓRECZKO! - rozległ się głos mężczyzny.
Ahn zamknął szybko drzwi i pobiegł z nią do swego pokoju. Posadził ją na ziemi przy łóżku i owinął ją pościelą. Trzęsła się i zapewne znowu dostanie zapaści. Wyciągnął komórkę. Rozmawia dalej, trwała.
- SooHyun wróciła, ale jej ojciec za nią - powiedział poważnie, mierząc jej ciśnienie. - Jestem z nią u mnie w pokoju. Jej ciśnienie rośnie. W ciągu czterdziestu minut dostanie zapaści, potrzebuje leku z góry.
- Już wracamy - rozłączył się.
Brunet przytulił ja mocno i próbował uspokoić. Nie bał się mężczyzny tylko o nią. Wyglądała słabo i nie mogła przestać płakać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Sasame Ka z Panda Graphics