N/A: Pierwszy rozdział naszego wspólnego opowiadania. Pisane w różnych momentach przez JoongKiego, tu przeze mnie xD
Hope
KyungWoo
około południa w końcu raczył wyjść ze swojego pokoju, który
znajdował się w piwnicy. Jednak mimo położenia był bardzo
elegancki i szykowny. Pokój ten był przez resztę braci nazywany
„ciemnią”. Akurat zdarzyło się, że wszyscy byli w domu. HaJin
pił popołudniową kawę i oglądał wiadomości, NamJoon rzucał za
domem piłką do kosza, a HyoBin brzdękał coś na swojej ulubionej
gitarze.
-
Patrzcie, kto jeszcze żyje. - zaśmiał się najstarszy.
-
Zamknij się... - warknął KyungWoo. Był lekko przygarbiony ze
zmęczenia, a koszulka odsłaniająca jego ramiona i dresowe spodnie
wisiały na nim strasznie.
- Coś
znowu robił przez całą noc? - zaczął HyoBin. - Ciągle oglądasz
te filmy z różnych operacji?
-
Znalazłem sobie lekturę – powiedział, próbując odkręcić
sobie butelkę z jogurtem, wyciągniętą z lodówki.
- Ej,
to moje! - krzyknął NamJoon, wchodząc tylnymi drzwiami.
- Już
nie... - dodał.
SooHyun
podeszła do niego, wzięła od niego jogurt i jednym, zwinnym ruchem
otworzyła. Chłopak spojrzał na jej ręce, potem w oczy. Coś
drgnęło znowu w nim, ale tego nie ukazał. Uśmiechnął się
bardzo delikatnie jednym kącikiem ust i zaczął pić.
- Ej!
Albo mi się zdawało, albo on się uśmiechnął - ucieszył się
najstarszy.
-
Wielkie mi halo - KyungWoo przewrócił oczami i zaczął wracać do
pokoju.
- Zjedz
coś.
- Nie
chce mi się.
- Jak
mi kiedyś zemdlejesz, gdzieś nie będę cię ratował.
- Spoko
- rzucił i zniknął za drzwiami.
- Czy
to przeze mnie jest taki...? - spytała, niepewnie dziewczyna
siadając obok HaJin'a na kanapie.
-
Spokojnie, on zawsze taki był. Mroczny, wredny, egoista. I jest
nadal.
- A to
dziwne, że się uśmiechnął?
- To
jest już cud. - zaśmiał się HaJin.
- Ah.
Oppa! Chciałam upiec coś, ale nie wiem co...
Bracia
spojrzeli po sobie i bez słowa przytaknęli do siebie.
-
Ciasto orzechowo - kawowe! - wykrzyknęli.
Zaczęli
się śmiać, jednak po chwili wystraszyli się i z dołu wybiegł
najmłodszy z braci.
-
HaJin, zbieraj się! - krzyknął.
- Ja?
Ty? Gdzie chcesz iść w takim stanie? - spytał, wstając.
-
Wypije jakąś kawę w szpitalu.
Kiedy
wychodzili, SooHyun powiedziała, że jak wrócą, ciasto będzie
gotowe. Młody lekarz rzucił jej spojrzenie, po którym straciła
ochotę na wszystko.
W
szpitalu mieli sytuacje kryzysową. Siostra jednego z ważniejszych
lekarzy w tym szpitalu potrzebowała natychmiastowego przeszczepu. Na
szczęście na dawce nie czekali długo, bo przywieziono młodego
chłopaka, który miał wypadek na rowerze. Stwierdzili, już w
karetce, śmierć jego mózgu. Operacja trwała kilka godzin, odbyła
się bez żadnych komplikacji, a bracia dostali dużą pochwałę od
brata pacjentki.
-
Wracaj do domu. Technicznie mamy wolne, więc możesz. Je jeszcze mam
coś do zrobienia na mieście. - powiedział stanowczo HaJin.
-
Dobrze - szatyn zgodził się i dłuższą chwilę później siedział
już w metrze, jadącym w stronę jego domu. Zamknął oczy i chcąc
nie chcąc zasnął.
Na
przystanku, na którym miał wysiąść, wsiadła SooHyun z
pudełeczkiem, w którym miała kawałek ciasta dla swojego brata.
Zauważyła jednego z braci, spał cały czas z głową opartą o
szybę. Usiadła obok niego i oparła jego głowę o swoje ramię,
bojąc się trochę, że jak się obudzi, nakrzyczy na nią.
Pojechała z nim do końca trasy. Zaczęła go budzić, co nie
przynosiło żadnych skutków. Ktoś się zgłosił do niej jako
lekarz, widząc jej działania. Zmierzył mu puls i uznał, że
lepiej by spał. Dodał, że pomoże jej wyciągnąć go z metra.
Zadzwonił po tym po karetkę, zgłaszając utratę przytomności
KyungWoo. Dziewczyna pojechała z nim do szpitala i gdy ten spał już
na łóżku, zadzwoniła do HaJin'a.
Wieczorem
najstarszy siedział już u brata, a dziewczynę odesłał do domu.
Szatyn był podłączony do kroplówki i spał spokojnie. Kiedy się
obudził, spojrzał na szczerzącego się brata.
- Co
jest....? - spytał słabym głosem.
-
Bawisz mnie. Jesteś taki nieodpowiedzialny, jakim cudem ty żyjesz
jeszcze? Według lekarzy to praktycznie cud... Kiedy coś jadłeś
ostatnio?
-
Wczoraj...? Albo przedwczoraj...
- Co?
-
Kawałek pizzy.
HaJin
się roześmiał, po czym walnął mu kazanie, dodając, że załatwił
mu już dwutygodniowy urlop.
Wrócili
razem, tego samego dnia do domu. SooHyun się ucieszyła, widząc, że
nic mu nie jest. Siłą usadziła go przy stole i namówiła do
zjedzenia obiadu.
Zaczął
jeść niechętnie, jednak zjadł wszystko, grzecznie ze smakiem i w
nagrodę dostał kawałek ciasta.
Następnego
dnia wstał popołudniu znowu. Wyszedł do kuchni w samych spodenkach
i zorientował się, że nikogo nie ma w domu. Zjadł jakieś
śniadanie i zaczął grać w salonie na konsoli. Nagle zgasł mu
telewizor.
- Ej!
Co jest?! - wykrzyknął.
Obok
niego usiadła SooHyun i spojrzał jej nieświadomie w oczy,
przestraszył się i odskoczył na drugi koniec.
- Nie
ma grania. Od teraz będziesz mi pomagać - powiedziała z uśmiechem.
Rzucił
jej spojrzeniem w stylu „Co ty do mnie mówisz dziecko?”.
- Idę
do swojego pokoju. - odrzekł.
- Nie
dostaniesz obiadu! - wykrzyknęła dziewczyna.
- Nie
potrzebuję nic. - wstał, ale ta go pociągnęła za rękę i usiadł
znowu.
-
Nigdzie nie idziesz. Dostałam rozkazy z góry, byś się nie nudził.
Chłopak
przewrócił oczami i zabrali się za robienie jedzenia. Przygotowali
spaghetti i zieloną sałatę, jednak atmosfera podczas tej pracy
była grobowa.
Przez
następne kilka dni pomagał jej we wszystkim.
Któregoś
dnia postanowili upiec kurę. Dwie, bo dla pięciu osób w tym
czterech mężczyzn, jedna to za mało.
-
KyungWoo-Oppa – zawołała, nie wiedząc, jakiej się spodziewać
reakcji. Obkrajała akurat drób, a drugi on mył w umywalce.
Odwrócił
się do niej, po czym ona zaczęła tańczyć kurą. Nastała bardzo
długa cisza. Po czym chłopak z obojętnym spojrzeniem
Zrobił
to samo co ona i zaczął się śmiać. Poczuła, jakby ktoś wbił
jej coś w brzuch, ale nie zgięła się z bólu, jedynie patrzyła
na szatyna jak na kogoś wspaniałego.
''on
umie się śmiać'' pomyślała.
Resztę
czasu w kuchni spędzili, bawiąc się. W pewnej chwili spadło
jabłko, które chciała pokroić. KyungWoo przykucnął i podniósł
jabłko i uniósł głowę do góry, nieświadomie zaglądając jej
pod spódniczkę. Zaczerwienił się okropnie i wstał, wracając do
swojej części pracy. Nie rozmawiali przez chwilę i kiedy
dziewczyna zaczęła panierować kury, rzuciła w niego mąką i
rozpętała wojnę.
W
którymś momencie do kuchni wszedł NamJoon.
- Jak
słodko - zaczął z sarkazmem w głosie - Wszystko fajnie. Można by
pomyśleć, że jesteście parą, gdyby nie fakt, że KyungWoo jest
gejem.
- Co?!
- wykrzyknął najmłodszy. - co ty za głupoty gadasz?
- Eh...
Masz tyle lat, a jeszcze cię nie widziałem z jakąś dziewczyną...
- Idź
na spacer, bo coś ci się chyba mózg zlasował.
Wieczorem
KyungWoo wyciągnął najstarszego brata do ogrodu, by porozmawiać
na spokojnie.
- Nie
musi umierać - zaczął cicho. - Chociaż ja w to wierze, on jest
przekonana, że tak będzie...
-
Martwisz się o nią? - spytał zdziwiony HaJin.
- Nie!
- krzyknął, czerwieniąc się lekko. Było już ciemno, więc miał
nadzieję, że nie zauważy - Jak o pacjentkę.
-
Rozu...
-
Wykonajmy przeszczep. Poszukam dawcy, dam z siebie wszystko, by go
znaleźć... - przerwał mu.
-
KyungWoo-ya? Dobrze się czujesz?
- Tak!
- Czy
coś między wami zaszło...?
Widząc
minę swojego brata, zaśmiał się. Wpatrywał się w najstarszego
jak w całkowitego debila.
- Czyli
przekonała cię do siebie... - nie zdążył dokończyć.
W
środku, a konkretnie w kuchni rozległ się dźwięk tłuczonego
szkła i krzyki NamJoon'a. Wrzeszczał na dziewczynę, która
wylądowała na ziemi.
Kiedy
lekarze przybiegli do kuchni, stali przez chwile osłupieni. KyungWoo
zabrał dziewczynę do pokoju, a HaJin wydzierał się na brata.
W
pokoju brunetka nie potrafiła złapać oddechu, dusiła się i
upadła na ziemie. Najmłodszy szybko zabrał ją w ramiona i
próbował ją uspokoić. Trzymał ją i patrzył jej w oczy, z
których leciały łzy.
-
Już... W porządku... Nie bój się... - mówił spokojnie i głaskał
ją po włosach.
Uspokoiła
się i oddychała spokojnie. Zamknęła oczy i oddychała powoli i
głęboko.
-
Hyung! - zawołał.
Po
chwili przyszedł i wystraszył się.
- Co
się stało?! - uniósł się.
- Już
w porządku, wystraszyła się NamJoon'a. Przynieś jej coś na
uspokojenie - powiedział młodszy lekarz.
HaJin
po chwili wrócił z tabletkami i wodą. Brunet pomógł jej zażyć
tabletki i położył ją do łóżka. Oboje stwierdzili, aby została
w pokoju przez kilka dni, a on sam zajmie się domem, kiedy żadnego
nie będzie. Zgodził się.
Niższy
został u niej w pokoju i pilnował ją. Sprawdzał jej co jakiś
czas ciśnienie. Uśmiechnął się lekko i chciał się podnieść,
kiedy złapała go za rękę. Spojrzał na nią i zdziwił się.
Ponownie miała pusty wzrok, taki jak w szpitalu.
-
SooHyun? - szepnął.
-
Anioł...? Czemu cię widzę, kiedy coś jest nie tak... - położyła
głowę na jego kolana i zasnęła.
Chłopak
zdziwił się jeszcze bardziej. Dlaczego znowu nazwała go „Aniołem”.
Głaskał ją znowu po włosach, ale zasnął na siedząco.
Kiedy
brunetka się obudziła, spojrzała zdziwiona w górę. Po kilku
sekundach oblała się rumieńcem i jęknęła. Poderwała się do
góry i wbiegła do łazienki. Jej krzyk obudził KyungWoo. Szybko
otrząsnął się i podszedł do drzwi.
-
SooHyun! Otwórz do cholery! Przecież nic ci nie zrobię! - pukał w
drzwi.
Nie
wytrzymał i zaczął szarpać klamkę od drzwi. Wściekł się, że
ma takie problemy z małolatą.
-
SooHyun! Otwieraj! - wrzasnął.
Zamilkł,
słysząc jej płacz.
-
SooHyun, proszę, otwórz. Przepraszam, że się uniosłem -
powiedział spokojnie.
- Co
się dzieje? - wszedł do pokoju najstarszy.
-
Obudziła się i zamknęła w łazience.
-
Poczekaj - odsunął brata od drzwi i zapukał. - SooHyun? To ja
HaJin. Możesz otworzyć?
Po
dłuższej chwili wszyła, wtulając się w najstarszego z braci.
Płakała.
-
Powiesz, co się stało? - przytulił i głaskał ją po włosach.
- Chce
wrócić do brata! I tak umrę! - krzyknęła.
-
Kurwa! Dopóki to jestem, nie umrzesz! - niższy szarpnął ją za
nadgarstek i przyciągnął do siebie, patrząc jej poważnie w oczy.
-
KyungWoo-Oppa! To boli! Zostaw mnie! Boje się ciebie!
Wyszarpała
się z jego uścisku i wybiegła z pokoju. Osłupiony kardiolog nie
wiedział, co się dzieje. Stał zdziwiony i przestraszony. Natomiast
starszy wybiegł za nastolatką. Niestety uciekła z domu. Wściekły
uderzył ręką w ścianę i syknął.
Brunet
zaszył się w swoim pokoju. Zasłonił okna i zgasił światło.
Siedział na ziemi, opierając się o ścianę i trzymał się za
głowę. Był zły na samego siebie, że zgodził się na jej
zamieszkanie tutaj.
Wieczorem
wyszedł z pokoju i zaczął się rozglądać. Nikogo nie było.
Wyciągnął z kieszeni komórkę i zadzwonił do szatyna.
- Gdzie
jesteś? - zapytał obojętnie.
- W
dupie kurwa, debilu! Szukamy SooHyun! Najgorsze jest to, że
wypuścili jej ojca z aresztu! - wrzasnął.
Rozległo
się głośne i uporczywe pukanie do drzwi.
- Nie
potrafię pomóc - powiedział, idąc do drzwi.
Otworzył
drzwi i zobaczył przemoczoną, w podartych ubraniach i przerażoną
Park. Wtuliła się w niego mocno i rozpłakała.
-
SooHyun? - spojrzał na nią.
- On
chce mi zrobić krzywdę! - wrzasnęła.
- Co?!
- spojrzał jej w oczy.
-
CÓRECZKO!
-
rozległ się głos mężczyzny.
Ahn
zamknął szybko drzwi i pobiegł z nią do swego pokoju. Posadził
ją na ziemi przy łóżku i owinął ją pościelą. Trzęsła się
i zapewne znowu dostanie zapaści. Wyciągnął komórkę. Rozmawia
dalej, trwała.
-
SooHyun wróciła, ale jej ojciec za nią - powiedział poważnie,
mierząc jej ciśnienie. - Jestem z nią u mnie w pokoju. Jej
ciśnienie rośnie. W ciągu czterdziestu minut dostanie zapaści,
potrzebuje leku z góry.
- Już
wracamy - rozłączył się.
Brunet
przytulił ja mocno i próbował uspokoić. Nie bał się mężczyzny
tylko o nią. Wyglądała słabo i nie mogła przestać płakać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz