1/02/2015

|ONE-SHOT V| "Three Seconds and Egoist" - TOP.

"...Long ago,
inside a distant memory,
there is a voice that says
Do you believe a world of happy endings?
Even when the road seems long,
every breath you take will lead you closer to
a special place within
Your Nevereverland..."

Ciemność. Czarna, bezkształtna magma nieskończoności wypełniająca bezbrzeżny wszechświat. Tylko pustka. Stan nieważkości. I nagle... Światło. Pierwszy zwiastun nadziei. Przebłysk wdzierający się siła i nadający formę życia amorficznej masie. Nephesh* (z hebrajskiego), zalążek życia. Pierwsze uderzenia serca. Potok krwi w korytach żył. Oddech. Powietrze przepełniające płuca Ruch. Ból odrodzenia. Potężna eksplozja.
Oślepiające światło rozbłysło nade mną. Słońce paliło, refleksy tańczyły w powietrzu jak iskry. Leżałem na ziemi, nie czułem swoich rąk ani nóg. Otulało mnie zimno. Nic nie miało dźwięku, wszystko zlewało się i było przygłuszone. Chciałem wykonać jakiś ruch, ale nie mogłem. Jakaś dziewczyna pochyliła się nade mną i próbowała pomóc. Wtedy usłyszałem głośny krzyk, doskonale mi znany, i dźwięk wzmożonego ognia. I nagle... wszystko zniknęło.
Budziłem się po raz kolejny. Leżałem w szpitalu. Spędziłem ponoć dwa tygodnie w śpiączce. Powiedziano mi, że gdyby nie jakaś dziewczyna mogłoby być ze mną fatalnie. Dowiedziałem się również o tym, że moja dziewczyna, którą tak bardzo kochałem - nie żyje. Załamałem się. Płakałem dniami i nocami, dopóki nie opuściłem szpitala.
Puściłem się w wir pracy. Nie interesowało mnie nic poza nią. Strata RyuJin za bardzo mnie bolała, te cierpienie było nie do zniesienia. Nawet nie zauważyłem, kiedy stałem się egoistycznym dupkiem.


Westchnąłem ciężko, spacerując po parku. Było ciemno i niewiele duszyczek kręciło się w tym miejscu. Co kilka kroków znajdowała się latarnia, które razem tworzyły oświetloną drogę. Westchnąłem ciężko i spojrzałem w dół. Wyciszyłem się i przymknąłem oczy. Minęły trzy lata. Trzy lata bez niej. Nagle ktoś wpadł na mnie. Uderzył swoim ramieniem o moje. Poprawka. Kiedy podniosłem wzrok, zobaczyłem dziewczynę. Niższą ode mnie, smukłą brunetkę o nieziemsko brązowych oczach. Dopiero po trzech sekundach rozpoznałem ją. Trzy lata temu to ona uratowała mi życie. Otworzyły mi się usta i zamilkłem.
- Mianhe – powiedziała.
Jej akcent nie był nietutejszy. Zawahałem się. Nie mogła być Europejką, wyglądała jak Koreanka.
- To ja przepraszam... zamyśliłem się – wybełkotałem.
Zmierzyła mnie wzrokiem, który stał się chłodny.
- Egoistyczny dupek – mruknęła i poszła w swoją stronę.
Znieruchomiałem. Ja? „Egoistyczny dupek”? Nie wiedziałem, o co chodzi. Uratowała mnie, a teraz jest taka? Otrząsnąłem się i poszedłem we własnym kierunku.



Dostałem telefon z samego rana o sesji zdjęciowej w parku punktualnie o 12. Oczywiście powiedziałem, że będę. Opowiedziano mi, o co chodzi i ubrałem się tak, jak mi kazano.
Szedłem właśnie do parku, gdzie miała się odbyć sesja z jakimś psem. Rozglądałem się, póki, co, gdzie jest ekipa i usłyszałem znajomy głos.
- Mai! Tutaj! - spojrzałem w jej kierunku.
Była to dziewczyna, którą spotkałem tamtego wieczora, tę, która uratowała mi życie. Jej włosy były jaśniejsze, już nie była brunetką, obecnie szatynką. Była ubrana na luzie, bawiła się z jakimś owczarkiem, który wydawał się cieszyć z zabawy z nią. Nagle zaczepiły mnie dziewczyny od makeup'u i od razu nałożyły mi delikatną warstwę, abym się nie świecił. Podszedł do mnie fotograf z tą dziewczyną.
- Witaj. Przepraszam, że tak na szybko, ale nie chcieliśmy tracić tej pięknej pogody – powiedział.
- Rozumiem – odparłem szybko.
- To jest Lee KyoJin. Jest właścicielką tej suki – przedstawił ją. - Chcę, abyś miał sesję z tym psem i jedną z naszych modelek. Musi to wypaść naturalnie. Niestety Mai, reaguje tylko na Jin, swoją panią – wyjaśniał dalej.
Dziewczyna zmierzyła mnie zimnym spojrzeniem i odwróciła głowę. Chciałem dowiedzieć się, dlaczego uważa mnie za „egoistycznego dupka”.
Spojrzałem na psa i pogłaskałem go za uchem. Zaszczekał radośnie i merdał ogonem. Na trzy słowa w obcym dla mnie języku, które wypowiedziała jej właścicielka, uspokoiła się i wpatrywała we mnie z anielskim spokojniem.
- To zaczynamy – oznajmił fotograf.
Zająłem swoje miejsce i robiłem to, za co mi płacą. Mai była perfekcyjna w tym, również moja partnerka. Zbliżał się już zmierzch i kończyliśmy zdjęcia. Robiło się zimno i nim się obejrzałem, na całym placu byłem tylko ja i KyoJin.
- Przepraszam, możesz mi coś wyjaśnić? - złapałem ją mocno za nadgarstek, nie wiedząc, że przesadzam.
Krzyknęła głośno. Jej krzyk rozbudził zmęczonego psa, który rzucił się na mnie z kłami. Od razu puściłem jej rękę.
- Czego chcesz?! - stanęła za psem.
- Chce wiedzieć, dlaczego jestem „egoistycznym dupkiem”! - podniosłem głos odruchowo.
- Nie wiesz? Naprawdę nie wiesz?! - łza spłynęła jej po policzku. - RyuJin!
Moje serce stanęło.
- Moja starsza siostra!
Tamtego dnia opowiadała mi o swojej młodszej siostrze, która miała spore problemy zdrowotne.
- Byłeś kurwa zbyt zajęty swoją karierą i koncertem, aby przyjść na jej pogrzeb! Osobiście zostawiłam ci list na szafce w szpitalu, że przesunęliśmy to specjalnie dla ciebie, byś i ty był! Ponoć ją kochałeś! I wiem dobrze, co chciałeś zrobić tamtego dnia! - rzuciła mi granatowe pudełeczko. - Chciałam ci to oddać na pogrzebie, ale nie było cię! RyuJin bardzo by tego chciała!
Jej słowa ryły we mnie jak paznokciami o tablicę. Nie mogłem się ruszyć. Ona natomiast odwróciła i pobiegła w przeciwną stronę, płacząc. Przez bardzo długo stałem jak osłupiały. To za bardzo bolało. Zacząłem powoli iść w stronę domu. Zapaliłem papierosa i myślałem o tym wszystkim. Nagle z toku myślenia wyrwał mnie huk strzału z pistoletu i jęk psa. Mrugnąłem kilkukrotnie i upuściłem papierosa. Jęk tego psa należał do Mai, czyli KyoJin była blisko. Wbiegłem w jedną uliczkę, szatynka siedziała na ziemi i wpatrywała się w napastnika, który postrzelił jej psa. Stałem jak sparaliżowany. Mężczyzna podszedł do niej i chciał się do niej dobrać. Przyłożył jej nawet zimną stal do głowy i śmiał się jak psychopata. Krzyknęła głośno, na co zareagowałem od razu i zepchnąłem go z niej. Dziewczyna czym prędzej odsunęła się i wpatrywała się we mnie przerażona.
- Zabieraj Mai i uciekaj! - rozkazałem jej.
Właśnie spojrzałem na nią pod kątem. Trzęsła się i ledwo brała oddech. Nie była w stanie uciec. Miała problemy z sercem lub płucami, to co teraz przeżywa, doprowadzi ją do ataku, a ja nie wiem jak jej w takim przypadku pomóc. Sięgnąłem po metalową rurę, ale mężczyzna uderzył mnie pistoletem w skroń, ale ja nie dawałem za wygraną i uderzyłem go rurą. Czułem, że z głowy leciała mi krew, ale wstałem, zabrałem psa na ręce i pociągnąłem dziewczynę za rękę. Uciekłem z nią do weterynarza, który był w okolicy. Zajęli się tam zwierzęciem, ale mi nie potrafili pomóc. KyoJin zabrała mnie do swojego mieszkania. Wiedziałem, że martwi się o swoją sunie. Również wiedziałem o tym, że nie ma nikogo. Jej siostra zginęła, rodzice zginęli kilka lat temu w katastrofie lotniczej. Teraz jeszcze sunia, którą miała długo. Dopóki nie dorosła mieszkała u kuzynów, potem się przeniosła. Tyle na ten temat wiedziałem od jej siostry. Oczywiście mogło mi się coś pomylić.
Kiedy weszliśmy do jej mieszkania, które było skromne i małe, ledwo trzymała się na nogach. Chciałem jej jakoś pomóc, ale nie wiedziałem jak. Poszła do pokoju, a ja udałem się za nią. Usiadła na łóżku i wyciągnęła z szuflady kosmetyczkę. Otwarła ją i wyciągnęła jakiś zastrzyk. Wbiła sobie igłę w nogę i oddychała głęboko.
- Wszystko w porządku? - przerwałem tą długą i ciężką ciszę.
- Teraz już tak – schowała wszystko i posadziła mnie na łóżku.
Uważnie obejrzała moją ranę i pobiegła gdzieś. Obejrzałem jej pokój. Zielone ściany, różne wzory, plakaty i białe meble. Na szafce przy łóżku stały zdjęcia. Ona z psem, z RyuJin, z rodzicami i cała rodzina. Na tablicy korkowej, która wisiała nad łóżkiem również były zdjęcia. Ona z przyjaciółmi i psem. Kilka było z … RapMonster'em. Śmiali się i wydawała się szczęśliwa. Szatynka przyszła z apteczką i usiadła obok. W milczeniu dezynfekowała mi ranę i opatrzyła skroń. Zamknęła pudełko i siedziała z opuszczoną głową. Milczała. Chciałem coś powiedzieć, ale ubiegła mnie.
- D-d-dziękuję – jęknęła.
- Nie musisz – odpowiedziałem.
Rozpłakała się i zacisnęła dłonie na łóżku.
- KyoJin, spokojnie – przytuliłem ją mocno.
Widziałem, że nie wiedziała czy może mnie objąć. Podnosiła i opuszczała ręce. W końcu położyła dłonie na moim torsie i wtuliła się. Z czasem uspokoiła się i leżała na mnie. Zacząłem głaskać ją po głowie. Nie przeszkadzało jej to, a wręcz przeciwnie. Zaczęła zasypiać na mnie. Kiedy już zasnęła, położyłem ją na łóżku i wyszedłem z pomieszczenia. W kuchni zaparzyłem sobie herbaty i usiadłem przy stole.

Nie spałem całą noc. Co jakiś czas jej doglądałem, czy wszystko w porządku. Siedziałem w kuchni, nie chciałem myszkować po jej mieszkaniu. Byłem jedynie w łazience. Kiedy usłyszałem, że wstała, wzdrygnąłem się. Weszła do kuchni i spojrzała na mnie smutno. Podeszła bliżej i ukłoniła się.
- Przepraszam za moje słowa. Byłam nie miła, ale nie potrafiłam poradzić sobie z uczuciami. Ona mi tylko została i załamałam się wtedy. Gdyby nie mój kuzyn NamJoon, nie wiem czy dalej bym tu była – rozpłakała się.
Wstałem i przytuliłem ją mocno.
- Nie płacz. Miałaś prawo na mnie wrzasnąć. Zrobiłem coś okrutnego wobec ciebie i dla RyuJin. Czy możesz mi dać szanse i odkupić winy stając się twoim przyjacielem? - spojrzałem na nią.
Spojrzała na mnie zdziwiona i długo się wahała. Przytaknęła i opuściła głowę.
- Zaraz wrócę – odsunęła się i zniknęła za rogiem.
Usiadłam na krześle i pochyliłem się lekko, opierając łokcie na nogach. KyoJin wstała i podeszła do mnie.
- Możemy się spotkać za godzinę pod weterynarzem? Boję się tam sama iść – powiedziała.
- Dobrze nie ma problemu. Do zobaczenia – wstałem i uśmiechnąłem się lekko.
Pozwoliłem sobie ją przytulić i wyszedłem.

O ustalonym czasie poszedłem do tego weterynarza. Oczywiście musiałem poruszać się tak, aby żadna z fanek mnie nie złapała. Byłem tuż przed kliniką. Widziałem już dziewczynę, chciałem do niej pomachać, ale zaczepiła mnie jedna fanka. Chciałem się jej jak najszybciej pozbyć, po chwili wybuchnąłem śmiechem. To, co mówiła ta dziewczyna, było co najmniej dziwaczne. Nagle straciłem z oczu szatynkę. Ominąłem tą idiotyczną dziewczynę i wbiegłem do kliniki. KyoJin stała jak osłupiała, a lekarz trzymał dłoń na jej ramieniu.
- Tak mi przykro, nie udało nam się … - powiedział lekarz.
Od razu podeszłem do dziewczyny i mocno wtuliłem ją w siebie. Rozpłakała się i zacisnęła dłonie na mojej koszulce. Nie wiedziałem, co w pierwszej chwili zrobić. W końcu zabrałem ja na ręce i wyniosłem stamtąd. Nie daleko zaparkowałem samochód, więc postanowiłem zawieść ją do siebie. Straciła wszystko. Wystarczyły trzy sekundy i znowu stało się coś tragicznego. Coś chyba jest takiego w tych trzech sekundach, że zawsze coś się stanie. Dziewczyna zasnęła, więc wsadziłem ją na tylne siedzenie, wsiadłem za kółko i odjechałem.
Minęło około piętnastu minut. Wysiadłem z pojazdu i chciałem ją ostrożnie wyciągnąć, ale uderzyłem się w głowę i prawie spadłem na nią. Nasze twarze były strasznie blisko, ale nie chciałem jej pocałować. Szybko się odsunąłem, zabrałem ją na ręce i zaniosłem do środka. Położyłem ją na kanapie i poszedłem zaparzyć jej herbaty, a sobie kawę. Wszedłem do kuchni, ale usłyszałem jej krzyk. Przestraszyła się. Pobiegłem do niej i złapałem za ręce.
- KyoJin, już spokojnie. Jesteś u mnie – powiedziałem, patrząc jej w oczy.
Przez chwile się wahała, ale rzuciła mi się na szyję i zaczęła przepraszać. Objąłem ją mocno i uśmiechnąłem się.
- Spokojnie. Nic się nie stało – odsunąłem się trochę. - Chcesz herbaty?
Przytaknęła lekko. Wstałem i poszedłem w kierunku kuchni. Szatynka szybko wstała i złapała mnie za rękę. Spojrzałem na nią.
- Proszę, nie zostawiaj mnie... ja nie chce być sama – jęknęła.
- Dobrze nie zostawię. Nawet … - zawahałem się sam. - Jeśli chcesz, możesz tu zostać. Mieszkam sam, więc to nie problem.
Spojrzała na mnie zdziwiona przez łzy.
- Nie będę problemem? - zarumieniła się.
Moje serce dosłownie stanęło. Zamiast jej zobaczyłem RyuJin i o mało co nie pocałowałbym jej. Cofnąłem się o kilka kroków.
- Nie, nie będziesz... - mruknąłem i poszedłem szybko do kuchni.
Zrobiłem szybko herbatę i kręciłem głową.
- To niemożliwe... dlaczego zobaczyłem RyuJin? - szepnąłem do siebie.
Usłyszałem kroki, a następnie trzaśnięcie drzwiami.
- Niemożliwe, że to usłyszała – pobiegłem za nią.
Kiedy wybiegłem z domu, nigdzie jej nie było. Rozglądałem się wszędzie. Pusto...


Mięły trzy miesiące. Przez ostatnie dni wszystko uciekało mi z rąk. Pokłóciłem się nawet z najlepszym przyjacielem. Szaf mi kazał wziąć kilka dni wolnego. Od tamtego dnia miałem kontakt z KyoJin, ale tylko mail'owy. Każda wiadomość była długa. Pisaliśmy do późna, ale jednego dnia przestała odpisywać.
Siedziałem na kanapie i oglądałem wiadomości. Podawali wyniki tegorocznych matur. Zjechałem z kanapy na podłogę i wpatrywałem się w ekran.
Rekordowy wynik z matury z języka polskiego. 100% dla Lee KyoJin tegorocznej maturzystki ze Wschodniego Seoulu”.
Uśmiechnąłem się lekko. Usłyszałem telefon i od razu go wziąłem do ręki. Przeczytałem wiadomość właśnie od niej.
Przepraszam. Nie potrafiłam się bardziej postarać. Mam duży problem. Przepraszam”.
Szybko jej odpisałem, ale nagle na ekranie pojawił się jej numer. Odebrałem.
- Jin?
- Oppa pomóż mi! - krzyknęła.
Usłyszałem trzaski i dźwięk tłuczonego szkła.
- Jin! - wrzasnąłem.
Podniosłem się na równe nogi i wybiegłem z domu, trzymając cały czas telefon przy uchu.
- Jin, błagam cię! Odezwij się! - wrzasnąłem.
Wsiadłem do samochodu. Rozłączyła się i czym prędzej znalazłem się pod jej blokiem. Wbiegłem do góry i zobaczyłem otwarte drzwi. Wszedłem do środka i rozejrzałem się. Ruina.
- Jin! - zawołałem.
Nie było odpowiedzi. Poszedłem do kuchni, do łazienki i do jej pokoju.
- Jin?
- Oppa? - usłyszałem cichy głosik.
- Gdzie jesteś?
Wyłoniła się zza łóżka i rzuciła mi się na szyję. Rozpłakała się. Objąłem ja mocno i nie chciałem puścić.
- Co się stało? - zapytałem.
- Psychol ze szkoły był wściekły, że przebiłam go... - jęknęła.
- Pakuj się. Zabieram cię do siebie – powiedziałem stanowczo.
- Dobrze.
Odsunęła się, zabrała torbę i szybko się spakowała. Zabrałem jej torbę i złapałem za rękę. Wybiegłem z nią z mieszkania prosto do samochodu. Zabrałem ją do siebie. Kazałem się jej umyć i przyjść tu. Zgodziła się i zabrała torbę do łazienki. Poszedłem do kuchni i zrobiłem jej ciepłe mleko i coś do zjedzenia. Kiedy przyszła wyglądała uroczo. Miała mokre włosy i miała na sobie większą koszulkę i krótkie spodenki. Podeszłem do niej i przytuliłem mocno.
- Lepiej się czujesz? - zapytałem.
- Tak, o wiele – wtuliła się we mnie.
- Wypij mleko i zjedz – powiedziałem.
- Dobrze.
Po kilkunastu minutach siedziałem na kanapie, a szatynka miała głowę na moich kolanach i spała. Siedziałem tak przez jakiś czas, aż zabrałem ją do siebie do łóżka. Kiedy ja położyłem, szukała czegoś ręką. Westchnąłem i położyłem się obok niej. W czasie pisania z nią wiadomości powiedziała, że mogę ją nazywać Jin, tak nazywała ją siostra. Dziewczyna wtuliła się we mnie. Widocznie czuła się bezpieczna.


Minęło już dobre pół roku od tego wydarzenia, ale KyoJin dalej ze mną mieszkała. Bała się wrócić do domu, a raczej ja kazałem jej u mnie zamieszkać na stałe. Dostała pokój obok. Zaczęła studia, a ja pracowałem nad comeback'iem. Pewnego dnia, kiedy wróciłem, siedziała na kanapie i czytała jakąś książkę. Usiadłem obok niej i pocałowałem w policzek.
- Hej księżniczko – powiedziałem, śmiejąc się.
- Mówiłam, abyś mnie tak nie nazywał – zasłoniła sobie usta i nosek otwartą książką.
Zawsze, kiedy to robiła, rumieniła się.
- No wybacz. To takie słodkie. Nawet się rumienisz! - śmiałem się dalej.
- Coś się stało w pracy? - zapytała.
- Po części, ale mam coś dla ciebie – odłożyła książkę i usiadła na kolanach, patrząc na mnie.
- Słucham cię? - spojrzała mi w oczy.
Uśmiechnąłem się i wyciągnąłem spod płaszcza małego, białego pieska. Jęknęła głośno z zachwytu. Dałem jej go, a szatynka mocno go przytuliła. Uśmiechnąłem się szerzej.
- To Shi Tzu. Miałaś takiego w dzieciństwie, co nie? - pogłaskałem go. - jak ją nazwiesz?
- Mai. Tak jak tamta – uśmiechnęła się i łza spłynęła jej po policzku. - Dziękuję...
Odłożyła sunię na ziemie i mocno objęła mnie za szyję. Sam objąłem ją w pasie i zamknąłem oczka. Wdychałem zapach jej włosów i uśmiechałem się. Po chwili odsunąłem ją i spojrzałem jej w oczy. W ciągu trzech sekund poczułem, jak moje serce przyśpiesza. Nasze twarzy przybliżały się do siebie i nagle nasze usta się złączyły. Zaczęliśmy się całować i nie mieliśmy zamiaru przestać. Pocałunki zaczęły się pogłębiać. Po dłuższej chwili odsunęliśmy się. Spojrzałem jej w oczy.
- Nie mam cię za RyuJin i nigdy nie miałem. A czy teraz chcesz zostać ze mną? - zapytałem poważnie.
- Tak! Jak najbardziej tak! - wrzasnęła i wtuliła się we mnie mocno.

W końcu po takim czasie poczułem się szczęśliwy. Taki czas i w końcu, a raczej od tamtego dnia zaznałem uczucie szczęścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Sasame Ka z Panda Graphics