Przechodziłam
właśnie przez hol terminalu w stronę wyjścia, ciągnąc za sobą
małą walizkę.
Właśnie
wróciłam z Niemczech, a wcześniej z Pekinu. Mój wuj ma bardzo
fajną prace, jest architektem i podróżuje po całym świecie. W
ramach moich osiemnastych urodzin, zabrał mnie ze sobą do Chin. Nie
był to najlepszy prezent, jaki dostałam na urodziny. Moi rodzice
podarowali mi coś, dzięki czemu mogę normalnie żyć. Otrzymałam
„nowe serce” i mogłam zacząć wszystko od nowa.
Miałam
słuchawki na uszach i nie zwracałam na nic uwagi. Miałam spotkać
się z mamą tuż przed wyjściem po dwutygodniowej rozłące.
Zatrzymałam się i spojrzałam na bramkę, z której wychodził
blondwłosy Azjata. Tuż nad drzwiami świecił się napis „Pekin".
Westchnęłam
ciężko i ruszyłam przed siebie, nucąc piosenkę „Baby don't
cry". Jednak poczułam na sobie zimne i beznamiętnie
spojrzenie. Nie odwróciłam się, a wręcz przyśpieszyłam.
Zaczęłam
się nieco bać, lecz kiedy zobaczyłam swoją rodzicielkę, wszystko
zniknęło.
Minął
tydzień, odkąd wróciłam i znowu stałam się służącą we
własnych domu. Siostra wykorzystuje mnie na każdym kroku. Ciągle
tylko zrób to, zrób tamto. Staje się to męczące, a jeszcze
nadwyręża to moje zdrowie. Z każdym dniem czułam się gorzej.
Zaczęłam nawet strasznie kaszleć i pluć krwią. Oczywiście nie
powiedziałam tego rodzicom. Starałam się utrzymać to w tajemnicy
do końca zaliczenia semestru.
Słońce
dawno zakończyło swoją podróż po widnokręgu i niebo spowiła
ciemność. Jedynie gwiazdy oświetlały je, nadając mu ten urok.
Wracałam ze sklepu, trzymając w ręce dosyć ciężką torbę.
Dzisiaj miał odbyć się maraton filmów grozy w tv i nie chciałam
go przegapić. Na dodatek każdy coś chciał.
Westchnęłam
ciężko i spojrzałam na niebo.
-
Dlaczego każdy jest szczęśliwy, tylko nie ja? - szepnęłam do
gwiazd.
Nagle
gwiazda przecięła niebo. Zawsze w takich chwilę myślę sobie
jedną i tą samą rzecz. Chcę przeżyć przygodę, która odmieni
nie tylko mnie, ale pozwoli mi komuś pomóc. W jednej słuchawce
usłyszałam właśnie refren „Baby don't cry to night”.
Zaśmiałam się. Dziwny zbieg okoliczności.
Ruszyłam
przed siebie, lecz po chwili zatrzymałam się obok śmietnika, skąd
dochodziły dziwne odgłosy. Odgłosy przypominały odgłosy walki.
Wyłączyłam muzykę w komórce i zajrzałam do środka.
W
Polsce dosyć popularne stały się śmietniki „obudowane”, czyli
znajdujące się w środku jakiegoś baraku. Czasem były one za duże
i zbierali się różni kibole.
Moim
zielonym oczom ukazała się jak zawsze grupka kiboli z RCH.
Mieszkałam na ich terenie, więc nie miałam się co dziwić, lecz
tym razem coś było inaczej. Nie znęcali się na tymi z Górnika,
tylko na jakimś blondynie. Dopiero po chwili dostrzegłam jego
śmiertelne spojrzenie.
- Panda
– szepnęłam.
Teraz
mnie oświeciło. Widziałam tego blondyna na lotnisku, kiedy
wracałam. Nie był to byle jaki Azjata. Tylko jedna osoba miała
oczy podobne do pandy. Huang Zi Tao, znany jako Tao lub Panda Tao.
Dyskretnie odłożyłam zakupy na ziemię i oparłam się o ścianę.
Zastanawiało mnie, dlaczego Tao nie walczy, przecież był mistrzem
sztuk walki. Jeśli dobrze pamiętam. Spojrzałam ponownie i
zobaczyłam blondyna na ziemi.
-
Kurwa! - syknęłam.
Nagle
usłyszałam dzwonek mojej komórki. (klik)
- Jezu
– powiedziałam zrezygnowana.
- Kto
tam, kurwa jest?! - wrzasnął jeden z kiboli.
Weszłam
powoli do środka i stanęłam przed nimi, wyłączając telefon.
- Ja
nic nie robię. Nie specjalnie mnie to interesuje – powiedziałam
znudzona.
- To
wracaj do domu chłopcze, dorośli pracują – powiedział.
Poczułam
ukłucie w żołądku.
Nikt
nie spodziewał się, że podejdę i uderzę gościa. Dostał ode
mnie trzykrotnie i osunął się na ziemię. Pomachałam trochę
ręką, gdyż nieco zabolało.
- To
trochę bolało – przyznałam. - Nazywam się Pauline i nie jestem
chłopakiem. Zrozumiano? - burknęłam.
- Ty
mała! - wrzasnął jakiś szatyn.
- Nie
jestem „mała”! - warknęłam. - Nie porównuj mnie do tych
małolat!
Szatyn
podszedł do mnie i chciał mnie uderzyć, lecz ja wymierzyłam mu
pierwsza cios w nos. Osunął się ode mnie i zaczął skomleć.
- Wolny
jesteś – skomentowałam.
- Ty
dziwko! Zaraz zamkniesz japę! - krzyknął kolejny.
Nagle
wszyscy rzucili się na mnie. Było to nawet zabawne. Nic nie
robiłam, a oni się okładali. Unikałam ich ciosów i przemknęłam
powoli do Tao.
- Are
you oke? - zapytałam.
- Jest
w porządku – powiedział.
- U,
znasz polski. Fajnie – uśmiechnęłam się szeroko.
Pomogłam
mu wstać i oprzeć się o ścianę.
- Oż
ty dziwko! Jeszcze do tego chińczyka się kleisz!
- Je! -
zaśmiałam się. - Trafiłeś! Tao to chińczyk!
- Co?
Skąd wiesz? - zdziwił się sam Zi.
-
Osoba, którą zamierzam bronić to Huang Zi Tao, członek zespołu
EXO-M – powiedziałam, uśmiechając cię chytrze i podnosząc
jakąś rurę z ziemi.
- Kim
jesteś do cholery?!
- Jak
mówiłam. Nazywam się Pauline i jestem mangowcem – powiedziałam
szczerze.
- Co?
- Twoja
babcia Genia! - zaśmiałam się.
- Brać
ją!
Westchnęłam
ciężko.
Nie
ważne czy mieli coś w ręku, czy nie. Po chwili wszyscy leżeli na
ziemi i zwijali się z bólu.
- Jak …
- burknął szatyn.
-
Miałam zajęcia z boksu, karate i judo – powiedziałam.
Pociągnęłam
Tao za rękaw kurtki i wyszłam z nim. Zabrałam torbę z zakupami i
zaczęliśmy się kierować w stronę mojego bloku.
- Jeśli
ktoś będzie się coś ciebie pytał, potakuj. Nawet jeśli ci się
to nie podoba – powiedziałam stanowczo.
-
Dlaczego to robisz? - zapytał.
Zatrzymałam
się.
-
Dlaczego? Dobre pytanie – powiedziałam spokojnie.
Przeszłam
z nogi na nogę.
-
Wszystkie fanki pewnie by się we mnie wtulały i jęczały.
-
Mówiłam, jestem mangowcem – powtórzyłam. - Dlaczego?
-
Czekam, aż odpowiesz.
- Nie
wiem. Impuls? Nie znam żadnych sztuk walki. Mam fotograficzną
pamięć – powiedziałam.
- Jak
to? To, co im zrobiłaś, było niezwykłe...
- …i
może mnie kosztować życie – przerwałam mu.
- Co?
- Od
miesiąca mam nowy narząd, lecz on wysiada – przyznałam.
Zaczęłam
kaszleć. Zakryłam ręką usta dłonią. Po chwili kaszlu, na mojej
dłoni pojawiła się krew.
-
Musisz iść z tym do lekarza!
- Nie
mogę! Muszę zdać zaliczenia! Mam maturę w tym roku! Nie było
mnie dwa tygodnie, ponieważ byłam w Chinach z wujem!
- Życie
jest ważniejsze. Nie możesz go tak lekceważyć! - wrzasnął, a
jego spojrzenie mnie przeraziło.
Cofnęłam
się o krok. Czułam się, jakby patrzył na mnie Aomine z KnB.
Przełknęłam ślinę. Kąciki moich ust powędrowały ku górze.
- A co,
jeśli chcę umrzeć? - zapytałam. - Co, jeśli nie powinnam nigdy
się urodzić?
- Stul
pysk – warknął.
- Nie.
Moje życie powinnam dawno skończyć. Ja nie chce być służącą!
- poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.
- Masz
piękne oczy, mówił ci to ktoś? - zapytał nagle.
- Tak,
mówią mi to – powiedziałam lekko przerażona.
- Kiedy
znajdę to, co szukam, to zabieram cię do Korei – powiedział
stanowczo.
-
Korea... zaraz. Moment. Czego ty szukasz? - zaplątałam się.
-
Pewnej osoby, która powiedziała mi w twarz, że jestem
„egoistycznym dupkiem”.
-
„Egoistyczny dupek” - powtórzyłam, kładąc palec na policzku.
- Masz
podobny głos do niej i włosy – zauważył.
-
Czerwone są unikalne – zaśmiałam się.
Rozległ
się dźwięk mojej komórki. (klik)
-
Kurwa, znowu ona – odrzuciłam połączenie.
- Ładne
słownictwo – skomentował.
- Gdyś
miał taką siostrę... a nie ważne. Chodź. Pomogę ci –
powiedziałam.
-
Dobra.
Zrobiłam
dwa kroki do przodu, kiedy zaświeciła mi jedna myśl.
-
Dlaczego ty nie walczyłeś? - zapytałam.
- Nie
chciało mi się – powiedział i zaśmiał się.
Spuściłam
głowę i ścisnęłam mocniej reklamówkę. Ruszyłam bardzo szybko
przed siebie. Chłopak dogonił mnie i szedł równie szybko co ja.
Wcisnęłam
kod do drzwi i otwarłam je. Weszliśmy schodami na drugie piętro i
podeszliśmy do mieszkania nr 15. Położyłam dłoń na klamce i
spojrzałam na Tao.
-
Pamiętaj, potakuj – przypomniałam.
- Dobra
– powiedział.
Weszłam
do środka i wpuściłam blondyna. Zamknęłam drzwi i położyłam
zakupy na ziemię.
- O,
wróciłaś – podeszła moja siostra. - A to kto?
- Mój
chłopak – spojrzałam z uśmiechem na Zi.
- Tak –
przytaknął. - Jestem Huang Zi Tao, można mówić mi Tao.
- Mamo,
tato! Pauline ma chłopaka! Na dodatek Azjate! - powiedziała głośno.
Do
przedpokoju weszli moi rodzice i zlustrowali go spojrzeniem.
-
Jestem Huang Zi Tao, wszyscy zawracają się do mnie Tao –
przedstawił się.
- Panda
– zaśmiałam się.
-
Pauline! - skarcił mnie ojciec.
- Tak
tatko?
- Bez
szaleństw – powiedział i poszedł z mamą do pokoju.
Moja
siostra protestowała.
-
Wybacz – szepnęłam.
-
Spoko.
Rozebrałam
się i weszłam do kuchni z siatką. Wzięłam to, co kupiłam dla
siebie i weszłam do pokoju, a blondyn cały czas chodził za mną.
Zamknęłam
drzwi na klucz i łączyłam komputer. Zi siedział na moim łóżku
i przyglądał się zdjęciom powieszonym na tablicy.
-
Zmieniłaś kolor włosów – zauważył. - Dlaczego?
-
Ponieważ lubię B.A.P – przyznałam, wpisując hasło
do komputera.
-
Yongguk opowiedział mi w zeszłym roku o dziewczynie, która
napisała do niego wiadomość o operacji i więcej się nie
odezwała. Myśli, że nie żyje.
- Jak
widać … - zacięłam się.
- Co
się stało?
Wstałam
z krzesła i podeszłam do drzwi i przykucnęłam.
- Ania
spierdalaj! - wrzasnęłam.
- Ja
nic nie robię! - krzyknęła.
Westchnęłam
ciężko i usiadłam na krześle.
- Jak
zamierzasz mi pomóc?
- Może
powiesz mi, w ogóle jak do tego doszło, że nazwała cię tak, a
nie inaczej?
-
Wychodziłem z domu i poszedłem do parku, a spotkałem grono moich
fanek. Wtedy ją zauważyłem. Siedziała na ławce i nie zwracała
na mnie uwagi. Słuchała muzyki i rozglądała się po okolicy.
Przeprosiłem fanki i podszedłem do niej. W ten sposób mogłem się
oderwać od tych dziewczyn. Przedstawiłem się i zaproponowałem jej
lunch. Zgodziła się. Spotykaliśmy się codziennie przez tydzień.
Nie miałem nic w planach. Miałem wolne, więc tak wyszło. Bardzo
mi się spodobała. Po tygodniu zaśpiewałem dla niej. Zdawała być
zauroczona, więc chciałem ją pocałować, lecz ona uderzyła mnie
i powiedziała to, co
powiedziała.
Płakałem całe dnie, dopóki nie postanowiłem przylecieć tu –
zaśmiał się.
-
Słodkie – skomentowałam.
- Jak
zamierzasz ją znaleźć?
- A
skąd wiedziałeś, że gdzieś tu mieszka?
-
Znalazłem jej notes, w którym był adres i parę innych rzeczy.
Ładnie opisała Pekin i nasze spotkania.
- A
przeczytałeś jej imię i nazwisko? - uniosłam brew do góry.
- Tak.
Pauline Stein – powiedział – ale chciała, aby mówić do niej
Yucchi.
Podeszłam
bliżej niego i spojrzałam mu w oczy.
- Nie
zastanowiło cię, dlaczego sprowadziłam cię tu i taką szopkę
robię?
- Nie –
powiedział zdziwiony.
-
Ponieważ znalazłeś to, co szukałeś... - przyznałam się.
Jego
oczy otwarły się szerzej i wstał. Był ode mnie wyższy o ponad
głowę.
-
Pytałeś dlaczego. Przypomniałeś mi dlaczego, zostawiłam wszystko
w Pekinie.
-
Dlaczego? - złapał mnie za ramiona.
- Byłam
z wujem i nie mogłam sobie na nic pozwolić. Na dodatek, kiedy
zrozumiałam, że jesteś aż tak sławny, nie wiedziałam co robić.
Mówiłam, moje życie się kończy... - powiedziałam smutno.
-
Głupia! - rozczochrał mi włosy.
Czułam
łzy w oczach, lecz nie pozwoliłam im wypłynąć. Widząc uśmiech
Tao, nie wiedziałam co robić.
-
Proszę nie mów mi tu o śmierci – powiedział.
Nagle
poczułam, jak nasze usta się stykają. Blondyn przytulił mnie, a
ja zrobiłam to samo.
Nasz
pocałunek stawał się coraz namiętniejszy, kiedy nagle odsunęłam
się i spojrzałam w jego oczy.
-
Naprawdę czytałeś mój pamiętnik? - zapytałam.
- Oj! -
cofnął się o krok.
Rzuciłam
mu się na tors, co spowodowało, że opadliśmy na łóżko.
-
Przepraszam.
-
Spokojnie. Już jest dobrze...
-
Dlaczego wczoraj na internecie, napisali, że zaginąłeś?
-
Ponieważ, zgubiłem telefon - zaśmiał się uroczo.
-
Bakayoru – skomentowałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz