8/04/2015

|Our Lies| Rozdział 11


Tytuł: Our Lies (#11)
Autor: Yuki & JoongKi
Gatunek: Romans, Dramat, Medyczne
Ostrzeżenia: Mogą pozostać silne urazy na psychice. Jeśli nie podobają ci się związki homoseksualne, to nie musisz czytać xD
N/A: Witam ponownie. Tak robimy z JoongKi'm COMEBACK!  Mimo że ten dalej się wozi i wakacje się mu nie skończyły, bo mi wyjeżdża niedługo, ale mamy spore zaplecze z one shot'ami.Kto oczywiście je edytuje, ja, Yuki xD

Lovers on the edge
SooHyun otwarła lekko oczy. Wszystko poruszało jakby w zwolnionym tempie. Nic nie było wyraźne poza dźwiękiem respiratora, którego nienawidziła. KyungWoo mówił do niej, a nawet krzyczał. W oczach i na policzkach miał łzy. Chciała unieść rękę i dotknąć jego policzka, ale ręka okazała się za ciężka i tylko mogła poruszać palcami. Przez chwilę nie wiedziała, co się dzieje. Dlaczego jest w szpitalu i czemu czuje taką pustkę w sercu. Zaczęła ją boleć głowa. Kręciła nią lekko z boku na bok, zaciskając mocno oczy. Przed oczami miała urywki ostatnich wydarzeń i martwego brata.

Brunetka zaczęła się wiercić i płakać. Nie chciała w to uwierzyć. Chciała, żeby to wszystko okazało się koszmarem. Przerażony Ahn złapał jej rękę i krzyczał jej imię. Dziewczyna nie słuchała go, prawie spadła z noszy, ale szybko ją podnieśli. Dźwięk respiratora zaczął już ją wkurwiać. Nagle zabrakło jej tchu i nie potrafiła oddychać. Ratownicy zaczęli ją reanimować. Brunet chciał jej pomóc, ale był tak rozhisteryzowany, że NamJoon odciągnął go i nie puszczał. Wiedział, że w taki stanie może zrobić jej tylko krzywdę. W tym momencie przyjechała karetka, w której był HaJin. Miał sporo ran kłutych i to nawet kilka poważnych. Podobnie jak SooHyun potrzebował pilnej operacji. Jednakże nie było wystarczająco dużo chirurgów, musieli czekać, aż z innego szpitala przyjedzie inny zespół. Najstarszy był w połowie świadomy, kiedy przejeżdżał obok dziewczyny. Widząc, że jest reanimowana, łza spłynęła mu po policzku. Zamknął oczy i odpłynął w ramiona Morfeusza.

Dla dwójki braci był to najdłuższy dzień w ich życiach. KyungWoo siedział przy łóżku nieprzytomnej SooHyun, po jego policzkach łzy same płynęły, ciało mu drżało, a oczy spoczęły na jakimś punkcie w pustej przestrzeni. Natomiast NamJoon chodził tam i z powrotem po poczekalni, przed salami operacyjnymi.
Wszystko trwało i trwało. Panowała grobowa cisza. Przynajmniej dla nich. Nie skupiali się na żadnym dźwięku, trwali w przeświadczeniu, że cisza zdaje się, być głośniejsza od dźwięków.
Młodego lekarza wybudziły z transu bijące dzwony w pobliskim kościele.
- Nic to nie da... - powiedział do siebie, patrząc za okno - Miałem nie siedzieć bezczynnie... - westchnął.
Wtedy do pokoju wbiegł HyoBin.
- Młody! - wykrzyknął - Co jest?! Czemu HaJin... SooHyun... - podszedł do najmłodszego i obejrzał jego rozcięty policzek - Ty też?
HyoBin wyciągnął z kieszeni bluzy niewielką butelkę z sokiem.
- Długo będzie tak leżeć? - spytał, podając bratu butelkę. - Napij się. NamJoon wydzwaniał do mnie, by ci coś kupić.
- Dopóki się nie obudzi, dopóki nie znajdzie się dawca... - odpowiedział KyungWoo - Już godzinę. Przygotowują salę do operacji. Nie mogę jej przeprowadzić...
- Nie dziwię się. Co będą jej robić?
Najmłodszy zaczął kręcić przecząco głową. Wziął dziewczynę za rękę. Ucałował wierzch jej dłoni i odłożył z powrotem na łóżko. Sięgnął po sok i gdy go otworzył, wziął kilka łyków. Starszy brat przyglądał mu się uważnie.
Wtedy do pokoju weszło kilku lekarzy. Wyjechali z łóżkiem dziewczyny i bracia ruszyli za nim.
- Wszystko będzie dobrze - uspokajał bruneta HyoBin.
- Nie będzie... Nie będzie, dopóki nie będzie mieć przeszczepu... - panikował KyungWoo.

Wtedy młody lekarz złapał się za głowę i zatoczył się na brata.
- Wybacz młody... - powiedział cicho HyoBin.
Czerwono włosy wziął już śpiącego, najmłodszego na barana, powiedział coś lekarzom, że odwiezie brata i wróci szybko, po czym wyszedł ze szpitala.
W domu położył KyungWoo na kanapie, przykrył kocem i wrócił do szpitala. Dostał telefon w międzyczasie od NamJoon'a, że HaJin ma się dobrze. Lekarze zatamowali krwawienie, zaszyli rany, ale teraz najstarszy nadal śpi.
- KyungWoo też. - dodał Hyo.
- Jak ci się udało? - spytał zdziwiony NamJoon.
- Twoimi sposobami...
- Wrzuciłeś mu coś do picia? - zaśmiał się blondyn. - Nie popieram takich metod...
- Ale inaczej by się nie dało. Wyglądał jak wtedy, zanim SooHyun się pojawiła u nas. Jeszcze roztrzęsiony i nie pozwoliłby sobie nawet na sen. - zapanowała chwila ciszy - SooHyun ma teraz operacje, a młody jest w domu.
- Rozumiem. Zadzwoń do mnie potem co z SooHyun. - rozłączył się.

KyungWoo otworzył powoli oczy. Słońce ogrzewało mu wystające spod koca stopy. Próbował sobie przypomnieć, co się wydarzyło poprzedniego dnia. Usiadł, przetarł oczy i rozejrzał się po salonie. Zdało mu się, że słyszy najstarszego brata w kuchni. Wstał, poszedł tam i zobaczył postać HaJin'a stojącą przodem do blatu. Nie było widać twarzy, ale nucił coś pod nosem. KyungWoo uśmiechnął się lekko, oczekiwał, że szatyn odwróci się do niego i przywita go swoim szerokim uśmiechem.
Najmłodszy wyciągnął dłoń, ale postać rozmyła się i zniknęła z pomocą podmuchu wiatru. Wystraszył się i wtedy przed jego nosem przebiegła SooHyun śmiejąc się melodyjnie. Czerwona wstążka zawiązana na jej włosach musnęła twarz KyungWoo. Uśmiechnął się lekko i pobiegł, za dziewczyną.
Wybiegła z domu. Zamknęła drzwi, chłopak opuścił dom za nią. Jej postać tańczyła z wiatrem, obracając się wokół własnej osi. Wstążka zapragnęła wolności, odplątała się z brązowych włosów SooHyun i uleciała do góry niczym wijący się smok. Wzrok KyungWoo odprowadził ją. Ponownie spojrzał na dziewczynę. Nie było jej już. Mimo że wstążka nadal leciała, nastolatka zniknęła.
KyungWoo spanikował. Rozejrzał się po ulicy energicznie i biegiem wrócił do domu. Tam czekał na niego koncert skrzypiących podłóg i mebli. Trzaskanie szaf i szuflad, sztućców i naczyń.
Młody lekarz nie wytrzymał. Zaciskając oczy i zasłaniając oczy, osunął się na ziemię.
Hałas ustał.
- KyungWoo-ya. - usłyszał po kolei głosy braci wymawiających jego imię. - Wszystko będzie dobrze.
Mając nadal zamknięte oczy, ujrzał SooHyun. Jej jasna cera i rozwiane brązowe włosy przykuwały najbardziej uwagę. Stała naga, ale jakby mgła przesłaniała jej intymne miejsca. Poczuł smak jej ust, ciepło i zapach jej ciała.
Otworzył oczy.
Wszystko zniknęło.
Nad nim stał NamJoon.
- Jesteś prawdziwy? - spytał KyungWoo drżącym głosem.
- Oczywiście - odpowiedział mu blondyn.
Najmłodszy zerwał się i przytulił mocno brata.
Starszy zrobił jakieś śniadanie, zjedli, po czym NamJoon przypomniał młodemu, co się stało. Ten zareagował na to praktycznie obojętnie. Cały czas był przestraszony zjawami. Zdawało mu się, że zaraz i NamJoon zniknie, że całe jego życie, cała rodzina i wszyscy znajomi są tylko złudzeniem. Wyciągnął dłoń i KyungWoo dźgnął lekko brata w policzek.
- Daj spokój już - zdenerwował się NamJoon i odsunął się.
- Chyba zwariowałem... - powiedział cicho brunet.
Wzięli szybkie prysznice i pojechali do szpitala. Najpierw poszli odwiedzić najstarszego brata. Nie spał już, można było z nim normalnie porozmawiać. Nie przejmował się swoim stanem, bardziej się martwił o SooHyun.
Dwa dni później swe oczka otworzyła SooHyun. Była sama w pokoju, rozejrzała się i jedyne co zobaczyła to sikorka za oknem, na parapecie. W dziobie miała kawałek bułki. Położyła ją ostrożnie i zaczęła jeść. Nagle zleciało się kilka innych sikorek, jednak w mgnieniu oka wszystkie odleciały. SooHyun się zdziwiła, usiadła na łóżku i obróciła w kierunku drzwi. W nich stał młody lekarz.
Włosy miał zaczesane do tyłu, na policzku plaster, a pod nim nadal nie zagojoną ranę po walce z ojcem dziewczyny. Na KyungWoo wisiał biały kitel, a pod nim zwykła koszulka i jeansy. Jego wzrok był wlepiony w jeszcze senne oczy brunetki.
Podszedł do niej powoli i pogłaskał ją po głowie, przyczesując jej włosy. Następnie podszedł do okna i otworzył je, wpuszczając do pomieszczenia świeże, jesienne powietrze.
Oboje nie mieli odwagi się odezwać do siebie. Patrzyli sobie w oczy, chcąc wyczytać, co druga osoba ma im do przekazania.
Po dłuższej chwili z impetem do sali wszedł HaJin. Sprawdził kartę przy łóżku dziewczyny i przełamał ciszę.
- Wszystko w porządku, ciśnienie, temperatura, oddech - mówił sam do siebie. - Ale wiadomo, do domu nie wrócisz na razie.
- HaJin? - zaczęła SooHyun. - Co z moim bratem?
Zmieszany najstarszy z braci spojrzał na najmłodszego, który pokręcił głową, spuszczając wzrok.
- Nie żyje...
Dziewczyna zaczęła płakać, krzyczeć, że to nieprawda, że ją okłamują. Oddech jej stał się niespokojny, a ciśnienie podskoczyło.
- Hyung! - krzyknął KyungWoo.
- Musimy ją uspokoić. - rzucił HaJin.
Szybko igła przy strzykawce znalazła się w ciele brunetki, a przez nią przeleciał płyn, który miał ją uspokoić. Dziewczyna opadła na łóżko zwijając się w kłębek jak mały kotek.
- Wracasz do domu? - spytał brunet po kolejnej chwili ciszy.
- Tak. Dzwoń do mnie co jakiś czas, rozumie... - nie mógł skończyć, gdyż KyungWoo objął go mocno i zaczął płakać. - Już dobrze. Wszystko będzie dobrze.
- Nie chcę oszaleć... - mówił, łkając - Ciągle przed oczami mam ciebie i ją, gdy nie jesteście przy mnie. Ciągle chcę was dosięgnąć, ale znikacie. W ostatniej chwili... A potem hałas...
- Spokojnie. Koszmar zniknie, gdy to wszystko się skończy - szatyn gładził brata po głowie - Teraz odpocznij. Ja wracam do domu. – pstryknął młodszego po głowie – Siedź tu grzecznie, a któryś z twoich kochanych braci przyniesie ci coś dobrego. O! Przyniosę kangurka.
- Co?! M… Miałeś go wyrzucić… HaJin! – wykrzyknął KyungWoo czerwony jak burak.
- Co to za brak szacunku do brata? Poza tym, nie dla ciebie, tylko dla niej – machnął głową na dziewczynę.
- Idź już sobie i nie przynoś lazanii ze szpinakiem. – zaśmiał się brunet.
- Przyniosę i co wtedy zrobisz? – drażnił go najstarszy.
- Powyrywam ci własnoręcznie te kudły.
- Już się boję. – złapał w dłonie twarz młodego lekarza. – Tylko nie próbuj się wymigać potem.
HaJin wyszedł, a za nim przeciąg trzasnął drzwiami. Spojrzał przez okienko do sali i pomachał ze słodkim uśmiechem do brata.
- Chyba na głowę mu coś upadło. – powiedział KyungWoo sam do siebie i odmachał.

Dwie godziny później KyungWoo odebrał telefon. Głos rozmówcy był drżący, ale na tyle opanowany by młody lekarz mógł zrozumieć przesłanie.
- Mamy dawcę dla tej małej…Będziemy za dziesięć minut. - mówił ktoś po drugiej stronie.
- Rozumiem, zadzwonię do HaJin'a by się pospieszył – powiedział brunet, nie mogąc opanować szczęścia.
- Ale doktorze Ahn…
- Pospieszcie się – KyungWoo nie dał dokończyć i się rozłączył.
Spojrzał na nadal śpiącą dziewczynę i zaczął podskakiwać ze szczęścia. Do sali weszła pielęgniarka i młody lekarz wpadł na nią przez przypadek.
- Przepraszam – rzucił i wybiegł z pokoju.
Jakiś starszy lekarz zatrzymał go.
- A ty gdzie się wybierasz? – spytał go.
- Moja pacjentka… - odpowiedział zdezorientowany.
O nie, nie, nie. Twój brat… - westchnął – Dostałem „polecenie” od twojego brata, by ci nie pozwolić na przeprowadzenie tej operacji.
- Dziękuję za wiadomość – KyungWoo uśmiechnął się i wyminął lekarza.
- Doktorze Ahn! – wołał za nim – KyungWoo!

Na sali brunet spoglądał co chwila na zegarek, wyliczał co do sekundy przyjazd dawcy i czekał na starszego brata, z którym ma przeprowadzić operacje. Ktoś z obecnych odebrał telefon i wymienił spojrzenia z pozostałymi, by na końcu zwrócić swój wzrok na wpatrującego się w zegarek KyungWoo.
- Już tu są. – powiedział po chwili. – Pomoże nam ktoś inny.
- Rozumiem, dziękuję – dodał Ahn i nałożył maskę na twarz.
- Wyprowadźcie stąd doktora Ahn – powiedział ten sam lekarz, który zatrzymywał bruneta dziesięć minut temu, gdy wszedł do sali. – Możecie to zrobić nawet siłą.
- J… Jak to…?! – wykrzyknął lekarz.
W pokoju nagle znalazło się dwóch, wielkich jak goryle facetów ubranych na czarno. Złapali KyungWoo pod ramiona, z obu stron, ten jednak wyszarpnął się i zażądał wyjaśnień.
- Nie można przeprowadzać operacji, gdy pacjent jest kimś bliskim – wytłumaczył.
- Ale na razie zajmujemy się dawcą. – powiedział zdziwiony KyungWoo. – Poza tym jestem w tym najlepszy i nie ma bata, by coś mnie wytrąciło z równowagi.
- I w tym właśnie problem.
Do sali wjechał wózek pchany przez kilku ratowników, pacjent był przykryty od stóp, do głów prześcieradłem. Nagle jedna ręka wysunęła się spod białej narzuty. KyungWoo zobaczył swojego pluszowego kangurka w dłoni pacjenta. Zabawka była prawie jak nowa, jedynie oczy miała nadal te same. Czarny lakier był całkowicie wymazany na białych guzikach, a jedno ucho było od połowy zaszyte.
Młodemu lekarzowi przeleciało przez głowę wspomnienie sprzed kilkunastu lat, jak pies sąsiadów wtargnął na ich ogród i chwycił kangurka za ucho, po czym zaczął nim szarpać.
- Co… K… Kto to jest? – wydusił w końcu z siebie brunet.
- Proszę, czy mogliby panowie go stąd wyprowadzić? – spytał starszy lekarz dwóch mężczyzn.
- Nie wyjdę stąd! – wykrzyczał KyungWoo i ściągnął białe prześcieradło z postaci na łóżku. Nogi ugięły się pod młodym lekarzem. Upadł na ziemie, wpatrując się w nieruchomą twarz najstarszego brata.
- Nieszczęśliwy wypadek… - zaczął mężczyzna w czerwonym kombinezonie – Potrąciliśmy go karetką… W pojeździe wybadaliśmy, że mózg przestał działać. W portfelu znaleźliśmy kartę, że zgadza się na pobór organów.
- Przykro mi KyungWoo – powiedział cicho mężczyzna w białym kitlu.
- Ale… Ale… - bruneta podnieśli dwaj mężczyźni i wyprowadzili z pomieszczenia.
Posadzili go w poczekalni. Zdezorientowanego. Miał ochotę płakać, krzyczeć, ale nic nie chciało wyjść z jego gardła.
Minęły go pielęgniarki radzące łóżko z jeszcze przytomną SooHyun. Wstał i pobiegł szybko za nimi.
- Jesteś sama? – spytała pielęgniarka dziewczyny.
- Nie, Kyu… Znaczy, doktor Ahn jest moim opiekunem. – odpowiedziała.
- Ale on nie może – oburzyła się kobieta – zgodziłabym się, gdyby nie…
- Pani już dziękujemy – przerwał jej KyungWoo, śmiejąc się cicho. Ujął dłoń brunetki i ucałował wierzch.
- Teraz moja kolei? – spytała dziewczyna ze łzami w oczach.
Brunet uśmiechnął się i wpił w jej usta. Jednak nie smakowały już tak samo ani nie poczuł tego czegoś, co zawsze czuł, mając jej usta tak blisko. Coś w nim pękło. Czy na zawsze? Czy to tylko chwilowe?
Dziewczyna odwzajemniała jego pieszczoty z każdą chwilą coraz bardziej, nie orientując się, że coś jest nie tak.
Do sali weszło kilku lekarzy. Anestezjolog zajął się swoją częścią, gdy w pomieszczeniu zaczęła się burza.
- Co pan tu robi? – spytał jeden z lekarzy, z wyjątkowo wysokim, jak na mężczyznę głosem.
- Nie dostał pan informacji? – dopytał KyungWoo. – Ja zajmę się tą pacjentką.
- Ale jak to?! – spytał oburzony.
- Zależy nam na czasie, a ja mówiąc nieskromnie, jestem najlepszy.
Drugi lekarz rzucił maską na ziemię i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Doktorze Ahn, to nie profilaktyczne, by pan…
Brunet uciszył go ręką.
Zaczęli.
Minęło piętnaście minut, gdy do pomieszczenia przyszła pielęgniarka z sercem HaJin'a w misce.
- Okrutne – zaśmiał się KyungWoo – Ktoś ginie, by inny mógł przeżyć.
Po następnych piętnastu minutach było po wszystkim. Młody lekarz zostawił innym obowiązek zszycia i wyszedł z sali. Zrzucił z siebie lekko zakrwawione ubrania, przebrał się i zaczął myć ręce.
Wtedy przed oczami zobaczył kadr sprzed kilkunastu minut. Rzucił wszystko i pobiegł do łazienki, gdzie zwymiotował do ubikacji, siedział tam przez kolejne pół godziny, płacząc i krzycząc. Wszystko, co miał wyrzucić z siebie, wszystkie złe emocje i myśli ulotniły się. Miał pustkę w głowie.
W końcu wstał, przepłukał zimną wodą usta i twarz, po czym wyszedł z pomieszczenia. Poszedł w kierunku, gdzie miał szafkę. Zmienił ubrania na zwykłą podkoszulkę i jeansy. Na górę zarzucił czarny jesienny płaszcz i wyszedł ze szpitala.
Jak szaleniec powiedział, od tej pory KyungWoo był dla SooHyun jak martwy. Zaginął po jej operacji i uznała, że wmawianie sobie jego śmierci jest dla niej najlepsze.

~*~
Po wyjściu ze szpitala KyungWoo nie poszedł do domu. Udał się w kierunku warsztatów NamJoon'a. Na szczęście nie zastał tam starszego brata, tylko kilku jego przydupasów. Jednym z nich był Hoseok.
- Panicz Ahn – zaśmiał się, prostując znad nowej, pięknej, rudej mazdy. – Co cię sprowadza w nasze skromne progi?
- Mam sprawę. – rzucił ponuro KyungWoo.
- Do usług. – ukłonił się Hoseok. Widać było, że jest lekko wstawiony. Uśmiech nie schodził mu z twarzy.
I dobrze” – pomyślał Ahn. – „Przynajmniej nie będzie zadawał pytań
- Popsuła się już? – spytał KyungWoo, przejeżdżając palcami po logo samochodu.
- Nie, zwykłe picowanie i przegląd. – odpowiedział Hoseok. – Poczekaj w gabinecie, skończę tylko tego objechanego smoka na drzwiach i zrobię ci dobrze… Znaczy – zaczął się śmiać – ja pierdole, dam ci, co chcesz.
- Rozumiem. Tylko jakby NamJoon przyszedł, nie widziałeś mnie.
- Tak jest!

Dziesięć minut później Hoseok przyszedł do gabinetu NamJoon'a, gdzie siedział brunet.
- Więc? – zaczął i nalał sobie whiskey do szklanki – Nie wyglądasz za dobrze.
- Chciałbym czegoś, co da mi totalny odlot. – odpowiedział KyungWoo.
- Koka? Próbowałeś kiedyś? – pomyślał chwilę. – Ta! Próbowałeś. We więzieniu widziałem cię, gdy przyszedłem do tego… No… Nie ważne. Potem powiedział, że podzieli się z tobą grzecznie. A frajerzy, ochroniarze nic nie wyczaili…
- Ta… Tak było – uśmiechnął się KyungWoo.
- Albo czekaj, już skończyłem robotę. – odstawił pustą już szklankę – W mieszkaniu mam więcej dobra.
- Świetnie.

Mieszkanie Hoseok'a wyglądało, jakby nikt tam nie sprzątał od paru dobrych lat. Ściany i obrazy na nich, wszystko było zakurzone. Wszędzie walały się ubrania i niedopałki papierosów oraz skrętów. Na stole leżały torebki z białym proszkiem, a pod nimi adres klienta.
- Wybacz za bałagan. Nie mam czasu nigdy posprzątać. – powiedział, zrzucając ubrania z kanapy. – Usiądź. Napijesz się czegoś?
- Whiskey z lodem – odpowiedział KyungWoo, siadając na kanapie.
W powietrzu unosił się zapach dymu papierosowego pomieszanego z alkoholem i perfumami męskimi.
Zabójcza mieszanka” – zaśmiał się do siebie młody lekarz.
- Mam wszystko, czego chcesz. Marysię, kokę, LSD, heroinę. Jestem jak święty Mikołaj. – mówił Hoseok, popijając Jack’a Danielsa.
- A co jak naślę na ciebie gliny? – spytał bez namysłu brunet. – Tak mi się chwalisz, a nawet mnie nie znasz.
KyungWoo usłyszał jakby szczęk zamka i przy jego uchu znalazł się pistolet z tłumikiem.
Ahn ani drgnął, wypił resztę whiskey za jednym zamachem i odłożył szklankę na stół.
- Zrób to. Nie będę się musiał męczyć.
- Źle z tobą – powiedział Hoseok i odłożył broń pod poduszkę.
- To, co mi polecasz?
- Choć ze mną do sypialni, tam mam coś idealnie dla ciebie.
Wstali oboje i brunet poszedł za czerwonowłosym.
Hoseok sięgnął pod łóżko i wyciągnął z niej mały świstek zawiniętego sreberka. Wysypał na łyżeczkę odrobinę i zwilżył wodą. Podał zwykłą rurkę lekarzowi i podstawił pod trzymaną łyżeczkę zapalniczkę. Odpalił i trzymał, dopóki zawartość nie zaczęła wrzeć.
- Zaciągnij się i trzymaj. – powiedział cicho i KyungWoo zrobił, co kazał. – a teraz wypuść.
Brunet siedząc na łóżku, wypuścił dym, po czym położył się na łóżku, czując się doskonale. Kilka minut później powtórzyli tę czynność i KyungWoo był w siódmym niebie. Hoseok był zbyt zauroczony młodym lekarzem, by także się zaciągnąć. Żal mu było, że mógłby zapomnieć wyraz twarzy, niewinnego jak szczeniaczka KyungWoo.
Nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Wybiegł do salonu i schował pistolet za paskiem. Spojrzał przez otwór w drzwiach i odetchnął z ulgą, widząc Suge.
- Stary otwórz, jest afera – rzucił szatyn.
Hoseok pospiesznie otworzył.
- Co jest?
YoonGi wtargnął do mieszkania i od razu poszedł do sypialni kolegi.
- J–Hope! Jesteś po uszy w gównie. – krzyknął szatyn, widząc młodszego brata szefa na łóżku rudego.
Hoseok wszedł do pokoju.
- Chciał się poczuć lepiej…
Min zabrał wszystkie torby spod łóżka i przerzucał towar, licząc go.
- Dwóch… He… - przerwał, widząc, że KyungWoo wsunął sobie dłoń pod spodnie.
- Zapłaci, nie martw się. – powiedział Hoseok, gdy już się otrząsnął.
- Daj mu jeszcze jedną, to może pozwoli ci na coś – pokręcił głową po chwili – Co ja mówię!? Masz go nie dotykać! Jak się NamJoon dowie… Wolę nie wiedzieć, co z tobą zrobi.
- Ale się nie dowie. – uśmiechnął się rudy.
- Tak samo mówił Jin.
- Co ty mówisz. Ci od zielonych go zestrzelili – wzburzył się J–Hope.
- Tak ci szef powiedział? – spytał poirytowany YoonGi. – Nie rozliczał się, gubił towar i spotykał się z niewłaściwymi osobami. – złożył palce w pistolet i przyłożył do czoła rudego. – NamJoon się wkurzył i BANG! – udał, że strzela.
- O kurwa… No ale co jest teraz?
- Gliny odkryły nasz magazyn, przenosimy wszystko. – odpowiedział YoonGi, wychodząc z dwoma torbami, z pokoju.
- Jadę z wami!
- Pozwoliłbym ci, gdyby nie ten gówniarz na twoim łóżku.
- Ale…
- Pilnuj go i nie dotykaj.
- Dobrze Hyung.
- Jak już zrobi sobie dobrze i się ocknie, odwieź go do domu. – Min wyszedł z mieszkania i zbiegł schodami do swojego czarnego jeepa.
Hoseok był zbyt podekscytowany myślą, że może zerżnąć „panicza Ahn”. Olał ostrzeżenie Min YoonGi’ego i postanowił się zabawić.
Wyciągnął dłoń KyungWoo z jego spodni i zdjął z niego całe ubranie. Brunet nie miał idealnie wyrzeźbionego ciała, był raczej chudy, aż za bardzo. Lekko zarysowane mięśnie brzucha, ramion i nóg. U dołu brzucha były widoczne szramy po cięciu nożem. Hoseok przejechał po nich kilka razy zgrabnymi palcami. Oglądając ciało młodego lekarza, zobaczył także ślad po strzale, pod prawym kolanem.
- Zwykły lekarz, a więcej pamiątek niż u mnie, świętego Mikołaja – zaśmiał się cicho.
- Zamknij się – szepnął cicho KyungWoo.
Rudy wyszedł do kuchni. Zabrał słoiczek miodu i wrócił na łóżko. Usiadł po turecku i wpatrywał się w postać leżącą obok. Palcami wyjadał słodycz ze słoika.
- Chcesz miodu, paniczu Ahn? – spytał Hoseok.
Brunet przytaknął.
Czerwono – włosy wyprostował nogi i usadowił na swoich udach, okrakiem bruneta. Wziął na palce trochę miodu, a drugą ręką złapał brązowe włosy swojej „ofiary” u nasady, po czym odchylił głowę do tyłu. Ahn jęknął cicho. Jung włożył palce do ust KyungWoo, a ten posłusznie zlizał słodycz. Powtórzył to kilka razy i poczucie całkowitej władzy nad brunetem uświadomiła mu, że może z nim robić, cokolwiek mu się podoba. Sięgnął po butelkę wódki, która stała pod łóżkiem. Napełnił swoje usta, po czym przybliżył do nich majaczące coś wargi bruneta i alkohol przepłynął do ust młodego lekarza. Ten przełknął bez oporów.
KyungWoo wytrącił butelkę z dłoni rudego, po czym zaczął go namiętnie całować. Hoseok położył chłopaka na łóżku, odwzajemniając pocałunki.
Wrócił do zabawy z miodem. Wysmarował bok szyi lekarza, po czym zlizał całość, przygryzając mu skórę. Nie mógł się nasłuchać jęków bruneta, które zdawały, się być muzyką dla jego uszu. Mimo wszystko wiedział, że to dopiero początek, gra wstępna.
Gdyby KyungWoo był dziewczyną, pewnie nie wypuściłby mnie ze swoich objęć już nigdy” – pomyślał Hoseok.
Odsunął się po chwili i czekał, aż KyungWoo zacznie wydawać z siebie dźwięki niezadowolenia z powodu braku pieszczot. Nie musiał długo czekać, brunet zaczął coś mruczeć pod nosem. Hoseok zaśmiał się uroczo i wysmarował miodem w miarę pośrodku ciało bruneta, od szyi po jego członka.
Jung musiał ściągnąć koszulkę i spodnie, gdyż zrobiło mu się strasznie gorąco. Następnie zaczął obdarowywać pocałunkami miejsca na ciele lekarza, zlizując miód. KyungWoo mruczał coraz bardziej rozkosznie.
Niestety pieszczoty przerwał kolejny dzwonek do drzwi.
- Kurwa mać! – wykrzyknął niekontrolowanie Hoseok – Wybacz kochanie. – powiedział cicho i dał ręce bruneta nad jego głowę i przywiązał za nadgarstki ciasno do ramy łóżka. – To dla naszego dobra. – dodał, po czym wepchnął do ust KyungWoo jakąś szmatę.
Hoseok po chwili otworzył drzwi, bez sprawdzenia kto to. Widząc NamJoon'a zrobił wielkie oczy, zatrzasnął drzwi, zaklął i otworzył je znowu.
- Źle się czujesz? – spytał blondyn i prześwidrował kolegę wzrokiem. – Masz gościa?
- Co? Nie? – zaśmiał się.
- Widzę, że ci stoi i gotów wystrzelić. – rzucił Ahn. – Więc pewnie masz gości.
- No, mam, mam i…
- Wpuść mnie. – rzucił.
- Chodzi ci o te dwie heroiny? Sprzedałem komuś. – odsunął się i Ahn wszedł do środka.
- Komu?
- Nie mogę powiedzieć, tajemnica zawodowa.
- Spoko - NamJoon uniósł ręce – Szukam KyungWoo. Nie odbiera telefonu. W warsztacie Ciastek mówił, że widział was, jak wsiadacie razem do auta, dwie godziny temu. A jeśli to jemu sprzedałeś, to cię chyba, kurwa, zamorduje.
- Nie, ale chyba coś się stało, bo zawiozłem go do szpitala… - Hoseok zaczął kłamać. – A przyszedł, bo cię szukał.
- Tam go nie ma. Przeprowadził jakąś operację, po czym zniknął.
- Nie do tego, do tego za miastem, bo tu go każdy zna. Wiadomo, jak to jest – zaśmiał się głupio.
- Ukrywasz coś? – spytał NamJoon podejrzliwie.
- Nie. Czemu miałbym? – spoważniał.
- Dobra, nieważne. – blondyn trzepnął kolegę po głowie. Podszedł do stołu w salonie i spakował towar. – Potrzeba nam więcej kasy, na teraz. Chłopaki zajmą się wszystkim, a ty się baw.
- Tak jest.
NamJoon nagle zaatakował Hoseok'a. Złapał go między nogami i ścisnął mocno.
- Jak się okaże, że KyungWoo nie ma w tym szpitalu i coś mu się stało, to ci wyrwę jaja. Własnoręcznie! – krzyknął i wyszedł.
- A niech cię cholera, Ahn NamJoon! – krzyknął i wrócił do sypialni.
KyungWoo leżał nieprzytomny na łóżku w takiej pozycji, w jakiej rudy go zostawił.
- Nie no… Nie teraz… - marudził Hoseok. Sprawdził oddech bruneta i widząc, że nic mu nie jest, wrócił do zabawy.
Hoseok złapał w dłoni członka bruneta i zaczął go pieścić, poruszając ręką w górę i w dół, KyungWoo musiał się ocknąć, gdyż wydawane jęki były głośne i każde kolejne dźwięki satysfakcjonowały rudego jeszcze bardziej.
Po chwili dłoń zastąpiły usta i język. Ahn chwycił mocno ramę łóżka, nie przestając jęczeć.
Hoseok pieścił męskość lekarza coraz mocniej i intensywniej na całej długości, w końcu brunet doszedł i spuścił się do ust czerwonowłosego.
KyungWoo powoli wyrywał się z mgły, która przysłoniła mu umysł i odzyskiwał świadomość. Nie wiedział, ile trwają już pieszczoty Hoseok'a, ale na pewno nie skończą się prędko. Zamiast walczyć, oddał mu się cały. Było mu zbyt dobrze, by przestać być uległym. Kolejna fala pocałunków przeszła po jego ciele. Brunet czuł język pieszczący jego sutki, brzuch, szyję i obojczyki.
Hoseok zostawił małą pamiątkę po sobie w postaci dwóch malinek. Jedną za uchem, a drugą pod pępkiem.
- A teraz atrakcja główna – powiedział cicho rudy. Wyciągnął z ust bruneta szmatę i przekręcił go na brzuch. Uniósł biodra KyungWoo i postawił go na kolanach. Wysmarował wejście chłopaka miodem, by nie sprawiać mu zbyt dużego bólu, po czym opuścił bokserki i wbił się głęboko w KyungWoo. Ten wypuścił z gardła najprzyjemniejszy jęk, jaki Hoseok kiedykolwiek słyszał.
Oddalał i przybliżał biodra do lekarza, coraz szybciej i mocniej.
KyungWoo ściskał mocno prześcieradło na łóżku i jego jęki bardziej przypominały krzyki.
- Ho… Hoseok… - zaczął cicho – przestań… błagam…
Te słowa rozjuszyły rudego jeszcze bardziej i stał się bardziej brutalny, jedną rękę trzymał w pasie bruneta, a drugą ściskał jego męskość. Gdy Hoseok doszedł, nie przestawał się poruszać, doszedł obficie, co zabolało mocno KyungWoo.
- Starczy… błagam… - powtarzał brunet. Odetchnął, gdy czerwono – włosy wyszedł z niego, miał nadzieję, że to już koniec.
Jednak Hoseok zmienił jedynie pozycję. Przewrócił „ofiarę” z powrotem na plecy. Zanim zaczął, uderzył mocno w policzek łkającego KyungWoo, po czym zakleił jego usta grubą, czarną taśmą.
W końcu usiadł na łóżku, przysunął się bliżej do chłopaka i nabił go na swojego członka. Teraz wymagał współpracy od bruneta, by ten poruszał nieco biodrami. Jednak KyungWoo odmówił. Spotkało się to z dezaprobatą Hoseok'a, który ponownie złapał jego męskość i pieścił mocno, dopóki Ahn nie doszedł. Cała sperma poleciała na ciało KyungWoo i Hoseok przygryzł wargę, uśmiechając się szyderczo.
Jung czuł się świetnie i nie miał zamiaru kończyć zabawy, jednak dopadło go zmęczenie, po kilku razach, w końcu wstał i poszedł sobie nalać whiskey. Do szklanki dodał lodu i wrócił na łóżko.
KyungWoo był już całkowicie świadomy.
Za oknem straszliwie wiało, było ciemno. O szyby zaczęły bić grube krople deszczu, a mrok rozświetlały błyski i pioruny, uderzające gdzieś daleko w ziemię.
- Piękna noc, co? – spytał Hoseok. – Mam ochotę kochać się z tobą całą noc. Chyba zaadoptuje cię. Będziesz mi pomagał się rozluźnić i wyszaleć. Może przyprowadzę też kogoś i zabawimy się razem?
Brunet słysząc to, zaczął się szarpać, lecz dłonie miał zbyt mocno przywiązane i tylko robił sobie krzywdę.
- Spokojnie. Odwiążę cię… Kiedyś – zaśmiał się i przekręcił KyungWoo na brzuch. Usiadł na jego obolałych pośladkach, dopił whiskey i wziął do ust kostkę lodu. Trzymając ją zębach, zaczął jeździć nią po plecach chłopaka.
Czując chłód na plecach, Ahn spinał się jeszcze bardziej. Miał ochotę dać w ryja temu zboczeńcowi i uciec jak najdalej od wszystkich.
- Jesteś taki słodki, nie wytrzymam… - uśmiechnął się Hoseok i ponownie wbił się w KyungWoo.
Ten nie miał już siły narzekać ani stawiać opór. Rozluźnił się. Było mu przyjemnie, pierwszy raz, podobało mu się i zapragnął więcej.
Wtedy pod sobą poczuł SooHyun. Był w niej, była ciepła i wilgotna i tak rozkosznie jęczała. Wiedział, że to tylko zjawa jednak nie mógł odrzucić od siebie myśli o niej. Jej ciało pachniało czekoladą, a włosy były rozrzucone we wszystkie strony na łóżku. Kiedy Hoseok doszedł, w tej samej chwili doszedł KyungWoo i oboje jęknęli głośno. Niestety SooHyun już nie było.
Hoseok uwolnił KyungWoo, jednak ten, zamiast uciec, leżał nadal i płakał okropnie.
- Tak ci było źle? – spytał rudy, całując ramiona chłopaka.
- Było wspaniale. Chciałbym więcej… Ale… Ale… Nie mogę tak żyć – mówił, łkając.
- Rozumiem. Ubierz się i zawiozę cię do domu – powiedział, przejeżdżając dłonią po ciele bruneta.
- Wszyscy są w domu...
- NamJoon'a nie ma na pewno, rozwozi towar.
KyungWoo wziął szybki prysznic, ubrał się posłusznie, po czym wsiedli do granatowego forda mondeo.
Jak Hoseok mówił, w domu nikogo nie było. Brunet spakował jedynie swoje ubrania i pieniądze, po czym korzystając z tego, że Jung nadal stał pod budynkiem, kazał się zawieść na lotnisko.
W samochodzie pocałował Hoseok'a, podziękował za wszystko i zapłacił mu za dragi, po czym wysiadł i wszedł do budynku terminali na lotnisku.
- Hyung? – powiedział Jung, siedząc nadal w aucie, pod lotniskiem z telefonem przy uchu. – KyungWoo nie był w szpitalu. Jemu to sprzedałem, ale sam po to przyszedł. Obecnie jest na lotnisku albo już w samolocie, do Anglii lub Niemiec. Kazał cię pozdrowić i pożegnać od niego. Nie miej mu tego za złe. Jest zbyt wrażliwy, by zostać tutaj… - westchnął, słysząc krzyki po drugiej stronie – Wybacz Hyung… - westchnął znowu – Tak, to on był wtedy! Tak, dotykałem go! Zadowolony? Jest wspaniały, chciałem go zatrzymać, ale wie dobrze, co robi i da sobie radę – Hoseok rozłączył się, rzucił telefon na siedzenie obok i wrócił do mieszkania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Sasame Ka z Panda Graphics